GRÓB MATKI


Na warsztacie: Kopciuszek, Ederland
               
Wybierał się razu jednego ojciec [Kopciuszka] na jarmark i zapytał pasierbic, co im przywieźć.
- Piękne suknie – odrzekła jedna.
- Perły i drogie kamienie – dodała druga.
- A ty czego chcesz, Kopciuszku? – zwrócił się ojciec do córki.
- Ułam mi, ojczulku, pierwszą gałązkę, która trąci twój kapelusz, kiedy będziesz powracać – odrzekł Kopciuszek. *

Drzewo 

Ojciec przywiózł dziewczynie gałązkę leszczyny. Tę gałązkę zasadził Kopciuszek na grobie swojej matki, podlewał ją łzami, a gałązka rosła i rosła, przeradzając się wkrótce w dorodne drzewo. Na to drzewo przylatywał biały ptaszek, który dawał Kopciuszkowi wszystko, o co tylko dziewczyna poprosiła. To ten ptaszek (a nie wróżka) przyniósł jej suknie i trzewiczki, w których dziewczyna mogła się udać na bal.

Korzenie drzewa wyrastają z tego, co już przeminęło, a dokładniej wyrastają z matki Kopciuszka, karmią się tym, co z niej zostało. To dzięki niej drzewo rośnie, łączy ziemię z niebem. Kiedy przychodzi odpowiedni moment, leszczyna staje się dla Kopciuszka miejscem kontaktu z krainą, z której pochodzą magiczni pomocnicy i w której spełniają się życzenia.
Kopciuszek musi zrobić tylko dwie rzeczy – mieć cierpliwość i wiedzieć, o co prosić.



Fartuszek, stolnica i sztyl od miotły

Odpowiednikiem Kopciuszka w baśniach duńskich jest dziewczynka o imieniu Ederland. Podobnie, jak bohaterka baśni braci Grimm, Ederland jest sierotą i znajduje się na samym dole drabiny społecznej. Dokładniej – jest dziewczyną od kur. W schedzie po matce, zamiast drogocennych sukien i korali, otrzymuje jedynie fartuch, stolnicę i sztyl od miotły. Dba o kury tak sprawnie, że wkrótce zyskuje sobie reputację niezastąpionej gospodyni, a razem z nią – nienawiść swoich sióstr.

Siostry knują, więc przeciwko niej intrygę. Udają się do księcia i mówią mu, że Ederland, jeśli tylko zechce, będzie mogła dać mu świecznik, który nigdy nie gaśnie. Książe, zafascynowany możliwością zdobycia takiego przedmiotu, zmusza dziewczynę, do dostarczenia mu go. Ederland oczywiście nie ma zielonego pojęcia, gdzie może znaleźć świecznik, który nie gaśnie. Zrozpaczona biegnie na grób matki i tam zalewa się łzami. Wtedy przed dziewczyną staje duch nieboszczki i udziela jej rady: Ze stolnicy ma zrobić stateczek, ze sztyla do miotły maszt, a z fartuszka żagiel. Wyjaśnia też Ederland, gdzie trzeba płynąć, aby znaleźć taki artefakt i mówi, żeby dziewczyna zabrała ze sobą trzy miarki soli. Po czym znika.



Dziewczynka postępuje za radą ducha matki, dzięki czemu dopływa na czarodziejską wyspę. Tam znajduje dom, w którym stara wiedźma przygotowuje strawę dla swoich synów. Przy piecu stoi poszukiwany przez Ederland świecznik. Kiedy czarownica odraca się, żeby sięgnąć po łyżkę, Ederland ukradkiem dosypuje do kotła ze strawą miarkę soli. Czarownica kosztuje jedzenie, a to okazuje się być za słone. Idzie więc do studni po wodę, żeby dolać jej do gotującego się jedzenia. Ederland wpycha czarownicę do studni, zabiera świecznik i szczęśliwie wraca z nim do księcia.

Po co sól?

Przygoda obu dziewczyn zaczyna się od zwrócenia się do grobu matki. Gdyby Kapciuszek nie zasadził na nim leszczynowej gałęzi, ptaki niebieskie nigdy nie przyleciałyby do niej, i pewnie do końca życia, osmolona i brudna grzebałaby w popiołach. Podobnież z Ederland: gdyby dziewczynka nie płakała nad grobem matki, nie wyruszyłaby w swoją podróż, a tylko stała się pośmiewiskiem na dworze.

Matka zapewniała Ederland wszystko, czego dziewczynie było trzeba. Przygotowała dla niej łódź, wyznaczyła kierunek podróży, kazała zabrać sól… no tak… sól.

Ta sól dała mi najwięcej do myślenia. Zauważmy, matka nie mówi Ederland, jak ta ma wykorzystać sól. Mówi jej po prostu: „Zabierz sól!” I tyle. Cała reszta jest już w rękach córki. Od samego początku matka przygotowuje puzzle, z których dziewczynka sama musi poskładać obrazek. Na szczęście zostawia też instrukcje, według której te puzzle można poskładać:
- zrób łódź,
- płyń tam a tam,
- weź sól.
Ederland musi mieć jedynie na tyle odwagi i na tyle sprytu, żeby poskładać kolejne elementy. Jest więc to, co stare i jest to, co nowe. Postęp możliwy jest tylko wtedy, gdy to, co nowe słucha rad tego co stare… a stare usuwa się w cień, staje się nawozem, na którym wyrosnąć może dorodne drzewo.

Trzy próby

Zarówno Kopciuszek, jak i Ederland to baśnie, które dzielą się na idealne niemal trójki. Każda z dziewczynek przechodzi przez trzy próby, jest jedną z trzech sióstr, trzy razy zwraca się o pomoc do grobu matki i tak dalej. Przyznam szczerze, że zawsze denerwował mnie taki rozkład akcentów – sprawiał, że baśnie po prostu mnie nudziły. Niedawno zdarzyło mi się opowiadać Ederland pewnemu chłopcu. Kiedy dotarłem do trzeciego zadania, mój mały słuchacz przejął pałeczkę i zaczął sam recytować, że Ederland poszła na grób i zapłakała, i przyszedł duch matki i… idealna technika mnemotechniczna. Genialnie prosta, genialnie skuteczna. Ale to nie wszystko. Bo powtarzanie mówi o czymś jeszcze. Mówi, że rzeczy nie dzieją się za pierwszym razem. Że często nie wystarczy jedna próba, aby otrzymać to, na co zasługujemy, że czasem trzeba poczekać tyle, ile rośnie drzewo, żeby zjawiła się pomoc. Innymi słowy, powtórzenie uczy cierpliwości i pokory.

Rzeczy nie dzieją się za pierwszym razem

Baśń o Ederland uczy dwóch niezmiernie ważnych rzeczy. Dzieci –  żeby nie bały się prosić o radę swoich rodziców. Żeby nie bały się zwracać do poprzednich pokoleń. Dorosłych – żeby nie bały się radzić swoim dzieciom. Prawda oczywista, ale absolutnie niestosowana w życiu. Przynajmniej dzisiaj. Młode zawsze wie inaczej niż stare, ale też ma inne zadania. Nie ma w tym sprzeczności.


Znajoma opowiadała mi ostatnio o pewnym młodym małżeństwie. Bardzo się kochali już w szkole i kiedy tylko osiągnęli odpowiedni  wiek, wzięli ślub. Chwilę potem zaczęło się bicie, zdrady i inne takie. Co z tego, że miłość, kiedy nie wiedzieli, co z tą miłością zrobić? Co zrobić ze sobą? Co ważne, nikt ich nie prowadził, nie było starszego pokolenia, do którego mogliby zwrócić się o radę, a ci starsi, którzy byli, mówili – to wasze sprawy. Więc młodzi, ciągle nie wiedzieli, co ze sobą zrobić, więc zaczęło się bicie i zdrady i inne takie.

My, którzy już jesteśmy, jesteśmy odpowiedzialni za tych, którzy przyjdą i przyszli po nas. To z nas wyrosną drzewa, na których będą mogły usiąść magiczni pomocnicy naszych dzieci. To my szykujemy dla nich puzzle. Róbmy to więc mądrze i nie bójmy się radzić bohaterom naszych własnych baśni… i nie bójmy się pytać o radę tych, z których my wyrastamy.



Okazuje się, że tak popularna baśń jak Kopciuszek jest ilustrowana raczej kiepsko.
Dziś towarzyszą nam ilustracje Adama Oesthela (znaleziona tutaj: http://www.fairyroom.ru/?p=437)
Eleonor Abott (znalezione w grafice google) Clark Harry (znalezione na wikipedii) i Bruce'a Ingmana (znaleziona tutaj: http://www.theguardian.com/books/2009/jun/20/bruce-ingham)

*(Kopciuszek, tłum. M Tarnowski, Baśnie Braci Grimm, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1989)

Komentarze

Popularne posty