Obrona Sinobrodego
Na warsztacie: Sinobrody
Może Sinobrody nie był najprzyjemniejszym gościem. Być może
nie najlepiej obchodził się ze swoimi żonami, być może nawet sam zastawiał na
nie sidła – ot, pokazywał im miejsce, do
którego nie mogły wchodzić, dawał do niego kluczyk, a potem wyjeżdżał, żeby
kobiety mogły zaspokoić swoją ciekawość, a potem wracał, żeby zaspokoić swoją własną
potrzebę wymierzania kary. Jego kolekcja ukatrupionych żon, nabrała wreszcie
całkiem sporych rozmiarów, a sina broda na zawsze stała się symbolem potwornego
męża.
Dziś jednak spróbujemy przyjrzeć się jego historii z ciut
innej perspektywy.
Po pierwsze: Sinobrody jako skończony naiwniak
Musimy pamiętać, że kobieta, która otwiera drzwi do
sekretnej komnaty, nie jest pierwszą lepszą z brzegu. Zawsze jest ona żoną
Sinobrodego. A mąż i żona to dość specyficzna relacja. Wspólnota ciał, dusz i
mienia. Wszystko, co należało do Sinobrodego, należało też do jego małżonki.
Należał więc do niej cały zamek, a więc także tajemnicza komnata. Należało do
niej to, o czym nie mogła wiedzieć, co dla niej zabójczo niebezpieczne.
Sinobrody jest więc całkowicie fair. Daje żonie kluczyk wraz
z ostrzeżeniem. Gdyby zataił fakt istnienia tajemniczej komnaty, byłoby to
mniej więcej tak, jakby nie powiedział żonie, że po podwórku biega wściekły niedźwiedź.
Nie, Sinobrody wiedział, że trzeba przyznać się do wszystkiego. Wiedział, że to
miejsce jest dla jego żony niebezpieczne, więc
wolał ją przed nim ustrzec.
Jedyny zarzut jaki do tego miejsca możemy postawić
Sinobrodemu to właśnie naiwność. Za każdym razem tak samo ufał swoim kobietom i
nigdy nie uczył się na błędach. Trzeba było zostawić ten kluczyk dla siebie.
Po drugie: Pusta komnata
Kolejny zarzut, od którego nie sposób się uchylić to
oczywiście fakt, że za złamanie zakazu Sinobrody mordował swoje żony.
Oczywiście z jego strony było to bardzo niedżentelmeńskie zachowanie, które
wkrótce urosło do rangi kolekcjonerskiej obsesji. Nim jednak komnata obrosła
trupem, była pusty. I Kiedy pierwsza z żon otworzyła jego zakazane drzwi, nie
znalazła tam żadnych zwłok. Czy już wtedy miejsce to obłożone było klątwą?
Prawo było jasne – do tego pokoju wchodzić nie wolno. Masz
do niego klucz, co ani o literę nie zmienia prawa. Sparafrazujmy: to że masz
zezwolenie na broń, nie znaczy wcale, że masz prawo strzelać do przechodniów.
Od tej reguły nie ma odstępstwa. Sinobrody doskonale o tym wiedział i, kto wie,
być może czuł się jak zawodowy kat, któremu nagle przyprowadzono własnego syna.
Musiał wykonać wyrok. Bo takie było prawo.
To prowadzi mnie do najważniejszego pytania dzisiejszego
tekstu:
Czy wolno nam wiedzieć wszystko?
I nie ma tutaj znaczenie płeć ani wiek. Na pewnych etapach,
niektórych rzeczy możemy nie rozumieć i potrzeba dopiero czasu, żeby dotarło do
nas ich prawdziwe znaczenie, ale nie o to chodzi w pytaniu. Nie o to, czy
możemy dowiedzieć się wszystkiego, ale o
to, czy WOLNO nam dowiedzieć się wszystkiego.
Czym była ta tajemnicza komnata wtedy na samym początku,
zanim zapełniły ją trupy, chciałbym zadać jeszcze jedno pytanie. Czy trupy w
ogóle tam były?
Po trzecie: Trupy z ciemności
Ostatnia z żon zobaczyła w środku coś, co ją przeraziło.
Blask świecy wyłonił z mroku obrazy prawdziwej grozy. Ale odwołajmy się do
baśniowego języka, w którym rzeczy nie zawsze znaczą tylko to, co znaczą.
Dziewczyna widzi tylko strzęp historii. Znalazła się w miejscu dla niej
zakazanym, widzi jedynie mrok i to, co pozwala jej dostrzec nikły płomień
świecy. Strzępy. Bez kontekstu zwłoki nic nie znaczą. Zmasakrowane przez
wypadek ciało wygląda tak samo jak to pocięte przez chirurga, zwłaszcza w
świetle świecy, a zadraśnięty palec, staje się urwaną ręką, zwłaszcza, kiedy
świadkiem jest osoba młoda, a nie doświadczony ratownik medyczny. Czy więc
kontakt z tym, co zakazane, nie sprawił, że w oczach żony pojawiły się
makabryczne sceny? Faktycznie jednak mogła zobaczyć to samo, co pierwsza żona.
Pusty pokój...
Po czwarte: Śmierć
Wyobrażam
sobie taką scenę. Dwie przyjaciółki kochają się nad życie. Jakby powiedział o
nich Mickiewicz: „Z tych, co to: gdzie ty, tam ja, -
co moje, to twoje. Mówiono o nich, że gdy znaleźli orzeszek, Ziarnko dzielili
na dwoje”. Kochają się, aż do momentu, kiedy jedna pewnego dnia zagląda drugiej
do pamiętnika, albo obsmarowuje ją za plecami. Co dzieje się w tej drugiej? Co
dzieje się z ich przyjaźnią? Oczywiście nie może być o niej więcej mowy. W
oczach właścicielki pamiętnika, wścibski intruz umiera? Zraniona dusza
najlepiej wymazałaby ze swojej świadomości przyczynę zranienia. Być może to
właśnie oznaczało ścięcie żony w baśni o Sinobrodym. Hipotetycznie.
Po piąte: Podsumowanie
Myślę sobie jeszcze tak. „Sinobrody” to opowieść o
małżeństwie, o partnerstwie i o tym jeszcze, co w małżeństwie się nie mieści.
Jest w duszy mężczyzny, taka przestrzeń, do której kobieta nigdy nie będzie
miała dostępu. Strefa dla niej radioaktywna. Nigdy nie będzie mogła dostać się
do niej z tej prostej przyczyny, że jest kobietą. Jest z innej niż mężczyzna
substancji. W tej przestrzeni, w tej tajemniczej komnacie umiera to, co
kobiece. W baśniowym języku zostaje ścięta (druga hipoteza).
Ostatnia z żon ratuje swoją skórę tylko dlatego, że z odsieczą
przybywają jej inni mężczyźni, czyli ci, którzy znają tę tajemniczą ziemię. To
jej bracia, krew z krwi więc dziewczyna nigdy się nie dowie, co zrobili z
kluczykami do swojej tajemniczej komnaty, mają je przy sobie, a może zostawili
go swojej żonie, z ostrzeżeniem, że w zamku są drzwi, do których ten kluczyk
pasuje i do których pod żadnym pozorem nie wolno jej wchodzić.
A tutaj w wersji filmowej:
A tutaj w wersji filmowej:
***
dzisiejsze ilustracje sponsorowane są przez: Jennie Vallis, Kay Nielsen, Thierry Dedieu, Biffno, Daria Ivanova i Caixa Amarela
To kobieta zabiła poprzednie żony. Wcześniej nikt nie wiedział, co się z nimi stało, gdzie się podziewają. Przed otwarciem komnaty były dla świata jak kot Schrodingera, jednocześnie żywe i martwe. Otwierając komnatę kobieta je zabiła (kto wie, może żyły gdy Sinobrody je tam zamykał?). I dlatego Sinobrody tak się wściekł. I dlatego na ostatnim obrazku jest smutny.
OdpowiedzUsuńNie, nie tak napisałem. Napisałem, że każda kobieta, która zajdzie za daleko na nieswoją tylkoiwyłacznie męską ziemię, musi zginąć. Nie zostać zabita, zginąć. Chyba, że uratuje ją stamtąd inna męska siła. Z mężczyzną zapewne sprawa wygląda inaczej, ale nie o tym traktuje ta akurat baśń. Przynajmniej w tej interpretacji. Jeśli zajrzysz do poprzedniego tekstu o Sinobrodym, zobaczysz, że tam interpretacja śmierci żon jest inna. I raczej nie rozpatrywałbym tego jak Kota Schrodingera, ale lekkomyślny spacer po Czarnobylu. To co widzi to nie faktyczne trupy, ale potwór spod łóżka.
OdpowiedzUsuńNie pomyślałabym o takiej interpretacji tej baśni. Trochę jak żona Lota - czasem niewiedza jest błogosławieństwem. Tutaj dla małżeństwa.
OdpowiedzUsuńCo do tej nieprzekraczalnej granicy męskiego terytorium - zgoda, istnieje coś takiego, ale trupy z ciemności są tym, czym są i o tym, że nie można mieć co do ich "charakteru" wątpliwości, świadczy krwawiący kluczyk, który nie pozwalał żonie na wytłumaczenie sobie tego, co widziała. Kobieta była przerażona i gdyby możliwe były tu inne wyjaśnienie tego, co zobaczyła to pewnie chciałaby je rozważyć.
OdpowiedzUsuńA czy Sinobrody to skończony naiwniak, który nie uczy się na błędach? Chyba prędzej skończony nieszczęśliwiec, który sam pragnie swojego unicestwienia, analogiczna sytuacja, jak chociażby w Antychryście von Triera.
Wracam więc do pytania z tekstu - co było w pokoju nim napełnił się on tym, czym się napełnił?
OdpowiedzUsuńNieszczęśliwiec, być może jeśli uznać, że nieszczęściem jego jest konieczność wyegzekwowania prawa.
Jeśli wracamy do interpretacji w tym poście, to jak Pan pisał, pokój jest tym własnym, zakazanym obszarem, gdzie kobieta nie ma wstępu, jeśli tam wstąpi to ginie, a to co w nim jest to jego tajemnica.Jest taka wersja tej baśni, gdzie kobieta zastanawia się "czy gdybym ja miała swoją tajemnicę, to czy on nadal by mnie kochał?", więc ma to sens.
OdpowiedzUsuńAle jeśli Sinobrody chciałby ustrzec ten obszar przed intruzkami, to czy rzeczywiście dawałby im klucz? To, że "chce być fair" wobec żony, która łamie zasady na własne życzenia i to, że jest tylko tragicznym egzekutorem prawa to nie praworządność, tylko pycha, dalszy ciąg pragnienia bycia najwyższym autorytetem, nawet tak zimnym i odciętym od uczuć, o czym świadczy broda i jej kolor.
W baśni jest mowa o tym, że ciała poprzednich żon znalazły się w tym pokoju, ale nie wiemy, czy przed śmiercią tam zaglądały. Może zginęły dlatego, że posłuchały męża, a ich bracia nie przybyli na ratunek. Może Sinobrody pragnął, aby ktoś rzucił światło na ten zakazany obszar i sam wręczał "klucz do swojego wnętrza" czekając na uwolnienie? W tym sensie Sinobrodego można by bronić Sinobrodego.