FASOLA JACKA
Na warsztacie: Jack i łodyga fasoli
Jack po fasolowej łodydze wędrował trzykrotnie. Ze swojej
pierwszej wyprawy przyniósł worek ze złotem, druga z wypraw skończyła się
zdobyciem kury znoszącej złote jajka. Ostatnia zdobycz Jacka jest najbardziej
niezwykła i najbardziej zagadkowa. Jack z krainy ludojada przynosi harfę, która
gra, kiedy jej właścicielowi jest smutno na duszy. Dźwięki takiej harfy,
sprawiały, że cokolwiek smuciło słuchającego, znikało jak koszmar po
przebudzeniu. Ale od początku…
Przygoda zaczyna się od ryzyka
Nie wiem dokładnie, dlaczego Jack dostał od starca
zaczarowaną fasolę. Być może powodem było to, że Jack już był gotowy na swoją
przygodę, a może po prostu urzekł starca poczuciem humoru.
Być może zasłużył na pięć magicznych ziaren dlatego, że zapłacił za nie
wszystkim, czym mógł zapłacić – oddał starcowi krowę, która była żywicielką
jego rodziny, oddał więc utrzymanie swoje i swojej matki.
Cała podróż Jacka zaczęła się od biedy - musiał sprzedać
krowę. On postanowił zaryzykować, dzięki czemu zyskał metodę, by dostać się do
nieba, gdzie łatwo o worek złota. Jednak worek złota był tylko sposobem na chwilowe
zaspokojenie podstawowych potrzeb chłopca i jego matki. Przetrwać, nie umrzeć z
głodu, przeżyć. W końcu pieniądze musiały się jednak skończyć i znów trzeba
było wędrować do domu ludojada.
Ta fasola kosztowała chłopca niezłą awanturę. Matka wyrzuciła
ziarna za okno, a Jackowi złoiła za całe przedsięwzięcie skórę. Jack musiał z nosem
w kwintę iść do swojego pokoju, bez perspektyw na dzień następny, bez nadziei
na przyszłość. Tymczasem zaczarowana fasola nie miała zamiaru zostawiać chłopca
bez pomocy. Wylądowała za oknem, by nocą wystrzelić w niebo poskręcanymi
pędami, a tym samym odpowiedzieć na potrzeby chłopca, który postanowił jej zaufać.
Jednak rozwiązanie, jakie dawała fasola nie było jasne. Niknęło w chmurach, tam gdzie biała droga
prowadziła do domu pełnego niebezpieczeństw.
Przygoda to ludzie wkoło nas
Gdybym miał powiedzieć, o czym jest ta baśń, bez wahania
powiedziałbym, że przede wszystkim o zaufaniu. Dwukrotnie Jack trafia na ludzi,
którym musi powierzyć swoje życie. Pomimo, że wygląd ich raczej nie wzbudza zaufania,
a propozycje jakie od nich otrzymuje są raczej… dziwne. Pierwszy był starzec, z
którym Jack przehandlował krowę za ziarna fasoli. Za drugim razem była to żona
ludojada, kobieta o aparycji zgoła koszmarnej, do tego opryskliwa i grubiańska.
Żeby uratować życie Jacka, ukrywa go przed swoim mężem w piecu. To piec staje
się miejscem, w którym Jack jest w stanie przetrwać spotkania z ludojadem –
schowany „za żelaznymi drzwiami”. Wystarczyło jednak podłożyć ogień i z
bezpiecznego schronienia, piec stałby się śmiertelną pułapką. Jack musiał o tym
wiedzieć, kiedy ludojadowa zaproponowała mu w piecu schronienie. A jednak
zgodził się, poddając całkowicie niebezpieczeństwu. Do przeanalizowania tej
sceny przyjdzie mi jeszcze wrócić w innym tekście, dziś wspominam o niej, bo
była przykładem ekstremalnego zaufania. Co ważne, Jack wchodził do pieca
dwukrotnie.
Ziarna kiełkujące za domem
Druga wyprawa całkowicie rozwiązała problemy finansowe
rodziny. Kura znosząca złote jajka to przecież zabezpieczenie od wszelkiej
biedy i ustawienie rodziny Jacka na zawsze. Warto zwrócić uwagę na taki drobny
szczegół, że przez cały czas pomiędzy jedną a drugą wędrówką, fasola stała za
domem. Wrosła w krajobraz życia Jacka i kiedy tylko pojawiły się problemy, Jack
od razu wiedział co robić. Wspinać się, wspinać wspinać, do samego nieba.
Co ciekawe, cud, którym była
fasola na początku i obietnica przygody, jaką niosła za sobą roślina bardzo
szybko wrosły w normalność chłopca. Ot badyl stojący za domem. Badyl, z którego
można było skorzystać, gdy tylko przyjdzie taka potrzeba. Zastanawia mnie, czy
Jack był wyjątkowy pod tym względem. Czy ta jego fasola nie pochodzi z ziaren,
które kiedyś, dawno temu otrzymaliśmy wszyscy. Może podobnie jak w przypadku
naszego bohatera jakaś matka, albo ojciec wyrzucili je za okno, gdzie zaczęły
wzrastać bez naszej wiedzy. I bez naszej wiedzy, może też fasolowa łodyga
dosięgła nieba, z którego może przyjść do nas bogactwo, ale mogą też zejść
ludojady. Gdzieś w naszej codzienności, być może na każdym podwórku są fasole
sięgające nieba. Jack dostrzegł wyraźnie możliwość jaką daje mu roślina. W jego
przypadku ziarna trafiły na doskonały grunt, bo w jedną noc wykiełkowały,
sięgając samego nieba. W jedną noc.
I Jack to wykorzystał i zaczął piąć się, i piąć, i piąć.
Aż wreszcie przyniósł do na ziemię zaczarowaną harfę.
To, co najważniejsze
No właśnie, co z tą harfą? Co
to za nagroda za wszystkie niebezpieczeństwa? Po drugiej wyprawie Jack ma już
przecież wszystko… a może właśnie teraz idzie po najważniejsze? Nie potrzeba mu
już pieniędzy. Za to potrzebne jest coś, co ukoi jego serce. Potrzebuje
całkowitego spełnienia i tego, co można byłoby najprościej nazwać szczęściem.
Coś, co stoi ponad bogactwami i, co
bardzo ważne w tej opowieści, jest od nich odrębne. Baśń przedstawia to jako
samogrającą harfę. Jack rusza po nią, ponieważ czuje wewnętrzne wołanie jakiejś
niezrozumiałej dla siebie samego siły. Po prostu musi wejść po fasoli jeszcze
raz. Zauważmy, odbywa tę podróż dopiero po tym, jak jego sytuacja materialna
została uregulowana. Pewnie gdyby zdobył taką harfę na samym początku, zamiast
działać, zapadłby w letarg – za każdym razem, gdyby Jackowi było źle, po prostu
mówiłby do niej „graj”, podnosiłby się na duchu. W ten sposób mydląc sobie oczy,
konając w biedzie. Muzyka instrumentu, byłaby jak zanurzenie się w wirtualną
rzeczywistość, rzeczywistość narkotyków, alkoholu, telewizji, magazynów i portali
plotkarskich – dałaby mu iluzję
szczęścia oderwaną od jego faktycznego położenia. Ten typ przyjemności
zarezerwowany jest na sam koniec. Trzeba przetrwać spotkanie z ludojadem, trzeba
przechytrzyć go kilkukrotnie i zapewnić swojej rodzinie środki do życia, żeby
na nią zasłużyć.
Wyprawa po harfę, to najniebezpieczniejsza z podróży
Jacka. Bohater nie ma już wsparcie żony ludojada, a olbrzym wie, że Jack
przybył do niego, żeby coś zabrać. Będzie więc przygotowany, rzuci się w pogoń za
intruzem aż do miejsca, w którym fasola łączy jego królestwo z ziemią. I
znajdzie drogę ze swojego świata na nasz. Zrobi wszystko, by dorwać Jacka. A
kiedy to mu się uda, zabije chłopca, pożre go i… zostanie na ziemi, żeby siać
tu spustoszenie.
"Dosyć"
Jack do tego nie dopuści, woli zniszczyć fasolę niż
pozwolić na to, żeby świat ludojada i jego świat się połączyły. Jack wie, że z
krainy na szczycie fasoli można wydzierać skarby, ale wie też, że pomiędzy
jednym a drugim światem zgody być nie może. Zresztą, fasola przestaje mu być
potrzebna. Ma już wszystko, czego potrzeba mu na ziemi, w jego własnym świecie.
William Blake pisał, że nie wiesz ile to jest „Dosyć”,
dopóki nie dowiesz się ile to jest „Za dużo”.
Jack wiedział ile to jest „Dosyć”. Dlatego chwyta za
siekierę i bez mrugnięcia oka kończy swoją przygodę z krainą ludojada, gdzie
można było dotrzeć jedynie po fasolowej łodydze.
***
Dziś towarzyszą nam ilustracje następujących autorów:
Pietari Posti, Francesca Asirelli, RMBDarkmyth, Tom Monster oraz niezastąpiony Internet.
Komentarze
Prześlij komentarz