O (mojej) sztuce opowiadania (część druga)
Na warsztacie: Praca z publicznością, storytelling
Przygotowanie występu to jedno. Występ przed publicznością, to zupełnie inna bajka. Założenia zmieniają się niemal z chwili na chwilę, a opowiadający musi wykazywać czujność, jak kierowca jadący przeze tureckie miasto.
Jakiś czas temu pisałem o tym, jak przygotowuję się do opowiadania (tutaj).
Dziś parę słów o tym, jak to jest, kiedy mamy przed sobą kilka tuzinów oczu wlepionych w nas, kilka tuzinów uszu czekających na naszą opowieść. Dziś parę słów o tym, jak to jest, kiedy mamy zacząć do ludzi gadać. Zatem, Drogi Czytelniku, jeśli kiedykolwiek będziesz chciał zacząć głosić publicznie, oto kilka rad dla Ciebie, wywiedzionych z mojego skromnego doświadczenia i z kilku bardzo ważnych rozmów:
LUDZIE
Pierwsza i podstawowa zasada, o której wie każdy i o której nigdy nie możesz zapomnieć - opowiadasz DLA ludzi. Nie ma innej zasady. Jeśli chcesz sobie po prostu pogadać, możesz to robić pod prysznicem, albo jeżdżąc na rowerze po lesie. Kiedy zaś stajesz przed szerszym audytorium i zaczynasz mówić, pamiętaj. - opowiadasz dla tych, którzy cię słuchają. DLA NICH! Dla nikogo innego.
Zawsze, gdy opowiadam, opowiadam dla kogoś i opowiadam po coś. "Pocoś" to drugi najważniejszy punkt pracy z opowiadaniem. Osobiście mam dwa główne pocosie. Pierwszy pocoś to rozrywka. Drugi to pokazanie, ile mądrości drzemie w baśniach. Do osiągnięcia obu muszę się przygotować zanim stanę przed publicznością. Kiedy już przed nią stanę zaczyna się gra. Celem tej gry jest dotarcie do obu pocosiów. Jeśli się uda - wygrałem. Jeśli się nie uda, lub uda mi się osiągnąć tylko jeden - nie wygrałem.
Zanim więc staniesz przed publicznością, Drogi Czytelniku, przysiądź na chwilę i zastanów się nad swoimi pocosiami. A potem, graj. I baw się tą grą. I wygrywaj!
POCOSIE
Zawsze, gdy opowiadam, opowiadam dla kogoś i opowiadam po coś. "Pocoś" to drugi najważniejszy punkt pracy z opowiadaniem. Osobiście mam dwa główne pocosie. Pierwszy pocoś to rozrywka. Drugi to pokazanie, ile mądrości drzemie w baśniach. Do osiągnięcia obu muszę się przygotować zanim stanę przed publicznością. Kiedy już przed nią stanę zaczyna się gra. Celem tej gry jest dotarcie do obu pocosiów. Jeśli się uda - wygrałem. Jeśli się nie uda, lub uda mi się osiągnąć tylko jeden - nie wygrałem.
Zanim więc staniesz przed publicznością, Drogi Czytelniku, przysiądź na chwilę i zastanów się nad swoimi pocosiami. A potem, graj. I baw się tą grą. I wygrywaj!
KORZYSTAJ Z TEGO, CO CI DAJĄ
Jesteś przygotowany do opowiadania. Znasz swoją historię, niezależnie od tego, czy jest to baśń, biznesowa prezentacja, instrukcja obsługi obieraczki do jarzyn czy mowa pogrzebowa. Pewnie powtórzyłeś ją sobie kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt razy w głowie. Masz kilka retorycznych chwytów w zanadrzu, masz kilka wymiennych dowcipów przygotowanych do opowiedzenia w każdej chwili. Stajesz przed ludźmi i zaczynasz opowiadać. I wiesz, co? To co sobie przygotowałeś może Ci się przydać, albo całkowicie nie. Z miliona przemyślanych opcji i tak wykorzystasz tylko jedną. Tę, która będzie najbardziej pasowała, albo całkiem nową, wymyśloną naprędce.
Nie ma co się spinać, żeby było tak, jak Ty chcesz, żeby było. Chcesz, żeby ludzie Cię słuchali i żeby poszli za tym, co im mówisz. Prowadź ich więc za ich własnymi reakcjami. Mówisz o ładnej kobiecie, a jedna siedzi na widowni, wykorzystaj to, podejdź do niej, zacznij mówić na nią, zacznij opowiadać tak, jakby to ona była tą kobietą, o której mówisz. Ktoś zaśmieje się w nieodpowiednim momencie, łap to! Podejdź do osoby, zapytaj dlaczego się zaśmiała. Albo nie poszła muzyka, coś stało się ze sprzętem, akustyk się pomylił. To są Twoje asy. Uchwyć się momentu i pociągnij go.
Miałem kiedyś drobną wpadkę. Opowiadałem o Thorze i jego wyprawie do krainy olbrzymów. Młot Thora nazywa się Mjollnir, co dla mojej skromnej głowy i języka jest terminem absolutnie nie do zapamiętania, a tym bardziej nie do wymówienia. Ale cóż zrobić: Mjollnir to Mjollnir i powiedzieć trzeba. Łamię sobie język na tej nieprzyjemnej skandynawskiej mieszance spółgłosek i umlałów, i nie wychodzi. W pewnej chwili mężczyzna siedzący tuż obok mnie mówi Mjollnir, jakby wymawiał imię swojego synka. Podłapuję i najgrzeczniej, jak mogę mówię:
- Dziękuję Wikipedio.
A potem za każdym razem, gdy pojawiał się ten przerażający wyraz, znaczącym wzrokiem patrzyłem w stronę jegomościa, a on bez zająknięcia mówił "Mjollnir". Publiczność się śmiała, jego to bawiło, a prawda jest taka, że jego wiedza ratowała moją skórę. Brałem, co dostałem.
Z dziećmi jest to o wiele prostsze. Reagują żywo, często wypalają ze swoimi komentarzami. Dorośli są mniej kontaktowi. Badaj więc, ile od nich dostajesz. Zwroty będą cały czas. Zobaczysz! Czasem to kwestia oczywista, czasem zaś musisz zwrócić uwagę na subtelne przesunięcia nastroju. Miało być śmiesznie, ale ludzie zaczynają słuchać w napięciu, idź w tę stronę. Są poddenerwowani historią, pociągnij to, chwyć się ich poddenerwowania. Bądź w tym miejscu, w którym są oni. Nie licz na to, że będą reagować na kogoś, kto jest oddalony od nich o setki kilometrów. Nie licz na to, że jeśli będziesz po prostu mówić, publiczność pójdzie za Tobą. Skróć dystans! Nawołuj do nich z bliska, Nie pokazuj, gdzie mają iść - prowadź za rękę. Trzymaj kontakt - wszystkimi środkami, które dostajesz od swojej Publiczności.
BIERZ ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA SŁOWA
Kiedy mówię odpowiedzialność, chodzi mi o dwie rzeczy. Po pierwsze, to utrzymanie opowieści na pewnym poziomie. Nie obrażanie nikogo, nie bycie ordynusem, rasistą, ksenofobem, czy szowinistą. Kiedy mówię odpowiedzialność, chodzi mi o kulturę tego, co robię. Jestem przed ludźmi dla ludzi. Odpowiedzialność, to odpowiedni szacunek, dla tych, którzy mnie słuchają.
Po drugie, odpowiedzialność, to odwaga opowiedzenia opowieści tak, jak chce się ją opowiedzieć. To odpowiedzialność za własne słowa. Są sytuacje, które naprawdę krępują. Trzeba pozwolić sobie na odrobinę zdrożności, czy niepoprawnego politycznie żartu. Kiedy zaczynałem, często wycofywałem się ze swoich słów - albo w ogóle ich nie mówiłem, albo powiedziałem, a potem zaraz za nie przepraszałem. I bynajmniej nie była to figura retoryczna. Po prostu wydawało mi się, że trochę przesadziłem. Efekt był zawsze taki, że żart, choć czasem wyjątkowo przedni, szedł na zmarnowanie. A przecież dlatego go powiedziałem, że był dobry. Słowa nieważkie, niewarte są wypowiadania. Odpowiedzialność za to, co się mówi ma w sobie także odrobinę brawury.
Albo inaczej. Drogi Czytelniku - pisałem, że masz przede wszystkim mówić dla tego, kto Cię słucha. Więc teraz uważaj - ludzie nie chcą słuchać kogoś, kto nie jest partnerem w rozmowie. A partnerem w rozmowie, może być tylko ten, kto wierzy w swoje słowa. Bądź pewny tego, co mówisz, każdej jednej sylaby, każdej pojedynczej głoski, każdego przecinka. Nie obrażaj nikogo, nie staraj się indoktrynować, ale, jeśli trzeba powiedzieć "kurwa", to powiedz.
Przypomina mi się pewna scena jeszcze z liceum. Przygotowaliśmy na konkurs starą angielską baśń o Księżycu, który chce pocieszyć ludzi, że śmierć to nie jest nic strasznego. Zleca robotę Pająkowi, Pająk jest leniwy, więc przekazuje robotę Zającowi, a Zając przekręca słowa Księżyca, z czego wychodzi na ziemi wielka panika. Narrator mówi tak: "Jaka była reakcja ludzi?", na to wszyscy zaczynają krzyczeć i panikować. Narrator: "a co na to Księżyc?".
Wtedy Artur, który był Księżycem miał powiedzieć "O KUŁWA, NIE TAK!" (bo nasz Księżyc nie mówił "R"). Artur siedział na drabinie, ja byłem Narratorem. Powiedziałem swoją kwestię, Artur spojrzał na mnie, niepewny, czy ma wypalić z tym, co zaplanowaliśmy, bo przecież na sali prócz innych uczniów, siedzieli też nauczyciele. Decyzja należała do niego, ale prosił mnie o wsparcie. Kiwnąłem głową, że wal, jesteśmy z tobą. I Artur krzyknął z całych sił "O KUŁWA, NIE TAK!". I rozłożył salę na łopatki. Nie mogliśmy grać dalej, bo uczniowie i nauczyciele płakali ze śmiechu przez dobrych kilka minut. I to się nazywa branie odpowiedzialności za słowa.
SŁUCHAJ UWAG
Nie myśl Drogi Czytelniku, że powyższe rzeczy wymyśliłem sam. Wprost przeciwnie, większość z nich powiedzieli mi mądrzy ludzie, którzy oglądali moje występy i których prosiłem o feedback. Pamiętam, że pierwszy i najważniejszy zwrot dostałem od Kasi Doroty. Siedzieliśmy na ławce w jednym z parków. Ona z kartką w ręce, ja z kajetem i długopisem. Ona mówiła, ja notowałem. Zwróciła mi uwagę na wiele, wiele rzeczy do poprawy. Że mówię za szybko, że nie daję sobie i publiczności miejsca na oddech, że trochę niewyraźnie, że przepraszam za swoje słowa, że uciekam przed końcem. Wszystkie te rzeczy to wciąż moja praca, na wszystkie wciąż muszę uważać. Do dziś przed każdym występem wracam do tej listy (choć znam ją na pamięć, staram się zaglądać do zeszytu i upewniać się nad czym muszę pracować).
Tamta rozmowa z Kasią, a potem parę innych ustawiły kierunek mojego rozwoju. Bez nich być może sam bym nie doszedł do miejsca, w których teraz jestem, a może doszedłbym, ale zajęłoby mi to dużo więcej czasu. Z nimi mogę się rozwijać.
Więc - jeśli chcesz mówić, musisz słuchać. Tych, do których mówisz, kiedy mówisz i tych, którzy mówią do Ciebie, kiedy Ty już mówić przestaniesz.
Pamiętaj, mówisz dla ludzi. Słuchaj więc, co oni mają na ten temat do powiedzenia. Bądź wdzięczny i pokorny, a zobaczysz - to Ci się zwróci. I nawet jeśli nie będziesz czasem zgadzał się ze zmianą, jaką proponują Ci inni, może warto pójść za ich słowami (jeśli oczywiście zmiana, którą proponują, nie sprzeniewierza tego, dlaczego coś w ogóle robisz). Spróbuj, może okazać się, że będzie lepiej.
BAW SIĘ!
Na koniec jeszcze jedno - entuzjazm. Występy publiczne to nie praca księgowego. Nie mówię, że i księgowy nie potrzebuje entuzjazmu. Potrzebuje. Każdy potrzebuje. Praca opowiadacza ma jednak to do siebie, że entuzjazm jest czymś, co trzeba sprzedać. Jakkolwiek źle to może zabrzmieć, pamiętaj - jeśli opowiadasz, sprzedajesz także entuzjazm. Nim wiele możesz ugrać, nim zasłonić braki w dykcji albo błędy logiczne swojej historii (nie namawiam oczywiście do maskowania błędów). Żeby zadziałał, musi być szczery. Nikt poważnie nie traktuje sprzedawców tombaku. Zresztą - ja wolę sprzedawać złoto.
A Ty?
***
Jak to działa w praktyce możecie zobaczyć już w najbliższą niedzielę (27.04.2014 w Katowickiej Teorii. Godzina 19.00, cena biletów 15 złotych, do nabycia w Teorii - ulica dworcowa 12. szczegóły tutaj.
***
Zdjęcia sponsorują: Niesamowita i niezwykła Magda Mizera, równie niezwykły i niesamowity Mieszko Stanisłwaski, przewspaniała Tosia i cudowna Agnieszka Król.
Zdjęcia sponsorują: Niesamowita i niezwykła Magda Mizera, równie niezwykły i niesamowity Mieszko Stanisłwaski, przewspaniała Tosia i cudowna Agnieszka Król.
Komentarze
Prześlij komentarz