W stronę Śmierci zerkanie
Na warsztacie: Jadwiga Wais, Bracia Grimm i Siostra Śmierć
Szanowna Pani Jadwigo,
Zajmuję się baśniami, bo Pani mnie do tego zmotywowała. Pani "Ścieżka Baśni" była dla mnie przykładem tego, jak można interpretować baśnie i jednocześnie twardo stąpać po ziemi. W Pani interpretacjach nie było przesadnie rozdmuchanej filozofii, do której przycinała Pani teksty, ale przede wszystkim baśń sama. Jej tekst i to, co można z niego wyczytać. Nawet jeśli po morzu skojarzeń zaczynały nieść Panią mocne wiatry wyobraźni i przypuszczeń, w Pani słowach można było wyczuć doświadczonego żeglarza, wiedzącego jak sobie z nimi poradzić. Wiedziałem, że dopłynę do konkretnego portu. Kiedy otworzyłem pierwszą stronę Pani nowej książki "Bracia Grimm i Siostra Śmierć" tego spodziewałem się przede wszystkim - solidnych interpretacji baśni ze śmiercią w roli głównej... a tu jednak nie.
Od pierwszych stron pcha mnie Pani nie na karty
grimmowskiego zbioru, ale w życie samo, w sam środek umierania i to w dodatku
po polsku. Słyszałem, co prawda, o Pani zajęciach we Wrocławiu i o zadaniach z
jakimi muszą się skonfrontować ich uczestnicy, o tym, że przede wszystkim chce Pani, żeby
uczestnicy byli w życiu, a dopiero potem w baśniach, żeby poczuli, że baśnie mają sens o tyle, o ile mają punkt odniesienia. Jestem tego samego zdania, choć w swoich dociekaniach o sprawy ostateczne zahaczam raczej rzadko.
Pierwsze strony Pani książki są jak zepchnięcie ze schodów. Kiedy czytałem o umieraniu w hospicjach, mój mózg
wędrował od myśli "gdzie są te baśnie", do myśli "po co mi te baśnie". Skoro takie
rzeczy mają miejsce, skoro to jest prawda, to jakie znaczenie ma kilka historyjek z dawnych lat.
Poza tym, wciąż pozostaję w
wieku, gdy najbardziej prawdopodobne jest to, że zginę w wypadku, albo ktoś
mnie zabije, więc myślenie o opiece paliatywnej zapisane jest gdzieś na
marginesach mojego myślenia w ogóle... i to drobnymi literami. Każdy wiek ma swoją własną Kumę Śmierć. Kiedy jest się w okolicach trzydziestki, kostucha ma w sobie coś z przypadkowego romansu, z pocałunku nieznanej kobiety, z którą los zetknął nas w ciemnej uliczce. Słodki i paraliżujący. Błyskawiczny. Kiedy jest się w okolicach trzydziestki Śmierć zdaje się nie siadywać w tym samym pokoju. Jeszcze nie przyszła. Finisz jest w miejscu, którego trudno się spodziewać. Jestem w wieku, w którym częściej się ginie, rzadziej umiera. Może dlatego tak trudno przychodzi mi czytać o umieraniu.
Jednak nie o tym przecież jest Pani książka. To tylko wprowadzenie. Przez wszystkie jej strony, stara się Pani przecież przekazać, że aby móc w ogóle mówić o umieraniu, trzeba żyć. Że trzeba być kimś, żeby umrzeć. Kim? Kimś kto nie godzi się na nudę codzienności, ktoś, kto nie godzi się na śmierć samą, kto wie że "coś lepszego od śmierci jest wszędzie". I tutaj rozwiązuje Pani worek z baśniami.
Nie ma ich, co prawda za wiele, bo tylko pięć, za to dające obraz tego, jak człowiek dorasta do spotkania z własną śmiercią. Jest Księżyc, o tych, którzy nie boją się ruszyć w mrok, by odnaleźć własne światło, jest baśń O wędrowaniu, w której pisze Pani raczej o tym, czego NIE robić, by nie krępować życia i pozwolić mu wzrastać w nas jak samotnemu drzewu na polanie. Dalej mamy Miejskich Muzykantów z Bremy (chylę kapelusz za ten tekst) o tym, że życie zaczyna się tam, gdzie stoimy, niezależnie ile mamy lat.
Jest Kuma Śmierć, z której wyczytuje Pani jakim bogactwem możemy cieszyć się jako ludzie, gdy zaprzyjaźnimy się z własną Śmiercią i na koniec Śmiertelna Koszula, czyli opowieść o kontekstach umierania i żałoby. (Jak dokładnie interpretuje Pani te opowieści pisać nie będę, żeby nie odbierać Czytelnikom przygody spotkania z nimi).
Jak już pisałem, lubię Pani teksty, przede wszystkim za rozsądek. Za niechęć do uciekania w filozofowanie i za deptanie życiu po piętach. Lubię też łowić perły Pani zdań. Lubię w Pani stylu to coś, co przywędrowało do niego z poezji, a może z baśni samej. Ta słodka inność przebijająca się przez popularnonaukowy dyskurs ma w sobie coś z promieni słońca w pochmurny dzień. Każe się zatrzymać, spojrzeć jeszcze na miejsce na które właśnie patrzymy, nie pozwala go ominąć. Kiedy czytałem Pani książkę, czułem, że zatrzymuję się co rusz. "Stój" mówiły Pani akapity. "Tu jest coś pięknego" - mówiły. "Podkreśl" mówiły. "Wynotuj" mówiły. Więc stałem, podkreślałem, notowałem.
I z moich podkreśleń i wynotowań wyszło mi, że Śmierć i Życie (a jedno zwiera się w drugim) to dzieła sztuki, które musimy stworzyć. I znów, żeby było dzieło sztuki, wpierw musi być artysta. A artysta to ktoś wykluczony (czy dobrze odczytałem Pani intencję?). Ktoś, komu zdarzyło nie zmieścić się w normy i wypaść ze społeczeństwa. Ta wizja podmiotowego umierania, którą Pani buduje co rusz przywoływała w mojej pamięci pewną piosenkę:
Śmierć może być pięknym widowiskiem. Można ją sobie pięknie wymyślić. Jednak, pierwszy krok do najpiękniejszej śmierci, to stwierdzenie, że "coś od [niej] lepszego jest wszędzie". Pierwszy krok w stronę najpiękniejszej śmierci, to odwrócenie się w stronę życia. Dopiero, gdy nauczymy się żyć, śmierć wróci jako Grande Finale.
Pani Jadwigo, ta wędrówka, w którą zabrała mnie Pani, podczas lektury, to było coś, czego się nie spodziewałem. Nie wiem, czy byłem na nią gotowy, lecz kiedy dobrnąłem do końca, wiem że warto było po raz kolejny ruszyć z Panią szlakiem baśni.
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda się nam na tym szlaku spotkać. Świat jest wielki, jednak wędrowcy lubią na siebie wpadać. Czego Pani, a przede wszystkim sobie życzę.
Z poważaniem,
Mateusz Świstak
Baśnie na Warsztacie
***
Jadwiga Wais, Bracia Grimm i Siostra Śmierć
miłą grupkę dzieciaczków ze śmiercią jako opiekunem narysował pan Edward Gorey
A piosenka pochodzi z musicalu All That Jazz, co na polski przekłada się Cały ten Zgiełk", który polecam jak tylko można.
I na koniec - linki w tekście są linkami partnerskimi. Zamawiając przez nie książkę, nic nie tracicie, za to wspieracie mój mały baśniowy warsztacik kilkoma złotymi z kiesy sklepów internetowych. Za co serdecznie Wam dziękuję.
I na koniec - linki w tekście są linkami partnerskimi. Zamawiając przez nie książkę, nic nie tracicie, za to wspieracie mój mały baśniowy warsztacik kilkoma złotymi z kiesy sklepów internetowych. Za co serdecznie Wam dziękuję.
Dziękuje Ci za ten poruszający i intrygujący tekst...
OdpowiedzUsuńgg
UsuńTen tekst kaze mi, niezmiennie ,pozostac fanka Twojego stylu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuń