Najważniejsze zdanie baśni
Na warsztacie: Morały baśni, zadanie baśni, Śpiąca Królewna
W bloggerowych statystykach jest jedna bardzo fajna opcja. Można sprawdzić po jakim słowie ktoś odnalazł mojego bloga. Czasem lubię zajrzeć w tamto miejsce, bo z tych słów kluczy mogę czerpać inspiracje do kolejnych tekstów. Po części mogę dzięki temu odpowiadać na zapotrzebowanie osób, grzebiących w Internecie w poszukiwaniu baśni. Po części zaś, sposób, w jaki sformułowane są niektóre komendy jest dla mnie wcale ciekawą pożywką.
I tak, pewnego razu wchodzę w tamto właśnie miejsce, żeby pooglądać sobie pracę wujka googla od kuchni, a tutaj następujące hasło: "Najważniejsze zdanie baśni". Pewnie ktoś popełnił błąd i zamiast "zadanie" wpisał "zdanie", ale sam koncept bardzo przypadł mi do gustu. Zacząłem się zastanawiać, gdybym miał wybrać jedno, najważniejsze zdanie, znajdujące się w baśniach, jakie zdanie mogłoby to być.
O zdaniach w baśniach
Baśniowy tekst widzę jak płaską równinę (zobacz też tutaj). Czasem ona faluje i wznosi się, a wtedy tempo rośnie, akcja staje się bardziej dynamiczna, rzeczy zaczynają się dziać. Innym znów razem zaczyna opadać, albo meandrować. Zasadniczo jednak wszystko jest w miarę opanowane. Weźmy taką Śpiącą Królewnę. Co się wydarzy - wiadomo. Dziecko, Impreza, przekleństwo złej wróżki, wrzeciono, paluszek i stuletni sen. Zjawia się książę, buziak, żyli długo i szczęśliwie. Słysząc baśń choć raz, przestaje ona być zaskoczeniem. Jest jak spacer po połoninach. Łagodny, choć czasem żmudny.
W tej monotonni opowieści znajdują się jednak zdania, które wybijają z nudy znanej historii. Na przykład:
"Zdarzyło się pewnego razu, kiedy królowa zażywała kąpieli, z wody wyskoczyła na brzeg żaba i w te słowa do niej przemówiła..." po czym przepowiada królowej córkę.
A potem czytam dalej i ani słowa o żabie... więc... jakby to powiedzieć... o co chodzi???
Albo dalej - nagle zjawia się książę, który ośmiela się wreszcie wejść do zamku. Ten miał więcej szczęścia niż jego poprzednicy i zamiast skończyć jako pożywienie dla kruków w splątanym, kolczastym żywopłocie, przechodzi spacerkiem prosto do swojej lubej. Nie dość tego - na żywopłocie zaczynają kwitnąć kwiaty. Jakie kwiaty? Skąd? Przecież to nie pasuje!
Czy te zdania są ważniejsze niż inne? Czasem nie mają żadnego znaczenia fabularnego, albo nawet są bezsensowne. Ot - zakwitły kwiaty. No i co z tego? Jakby i nie zakwitły, książę pewnie dostałby się do królewny. Czy bez żaby królowa nie zaszłaby w ciążę? Zapewne by zaszła i opowieść mogłaby się potoczyć zwyczajnie. Monotonnie, spacerowym tempem. Tymczasem nie - jest żaba, są kwiaty. W swej całej zbędności, nagle one wykwitają nie tylko na płocie strzegącym drogi do zamku, ale też w wyobraźni. Bardziej niż wrzeciono, bardziej niż uśpiony dwór. Czy jako zdanie opowieści, jest ono ważniejsze. Bynajmniej tak.
Przepychanie wyobraźni
I nie chodzi mi o symbolikę, jakie mogą za sobą nieść. Chodzi raczej o zamęt, jaki przynoszą. Kiedy pracowałem jako recenzent książek dla wydawnictw, urobiłem sobie zdanie na temat literatury raczej nieprzychylne i taką myśl, że w książkach szuka się tylko historii (czasem dobrych, czasem tylko szybkich), natomiast przestaje się patrzeć na piękne zdania. Na to jak one są zrobione, jak pracują z tym, co podczas lektury jest najważniejsze - z wyobraźnią. Literatura popularna posługuje się raczej zdziwieniem o wytyczonych granicach, przyswajalnym jak chleb z serem o poranku.
Z baśnią jest trochę inaczej. Po pierwsze sama jest formułą bardzo schematyczną. Łatwą do skatalogowania, łatwą do wygenerowania. Nie ma w niej za wiele miejsca na wielkie zwroty akcji i zdziwienia. Zresztą na piękne zdania też nie. Jak ktoś kiedyś powiedział: Baśń jest kobietą mądrą, ale nieuczoną. Więc w tej jej potoczystej mowie, nie zaznamy kwiatów poezji, a raczej kwiaty na żywopłocie. I o te właśnie kwiaty nasz wzrok najłatwiej może się potknąć. Czasem od razu się podnosimy i gnamy dalej, bo takie są nasze przyzwyczajenia. A czasem zdarza się tak, że potknięcie sprawia, że lądujemy na drugim dnie opowieści. Tam, gdzie nie chodzi o nic innego, jak tylko o te właśnie kwiaty. Możemy na chwilę się zatrzymać, odsapnąć, przespacerować się i odświeżyć. Baśń podaje to w bardzo prostych obrazach.
Z baśnią jest trochę inaczej. Po pierwsze sama jest formułą bardzo schematyczną. Łatwą do skatalogowania, łatwą do wygenerowania. Nie ma w niej za wiele miejsca na wielkie zwroty akcji i zdziwienia. Zresztą na piękne zdania też nie. Jak ktoś kiedyś powiedział: Baśń jest kobietą mądrą, ale nieuczoną. Więc w tej jej potoczystej mowie, nie zaznamy kwiatów poezji, a raczej kwiaty na żywopłocie. I o te właśnie kwiaty nasz wzrok najłatwiej może się potknąć. Czasem od razu się podnosimy i gnamy dalej, bo takie są nasze przyzwyczajenia. A czasem zdarza się tak, że potknięcie sprawia, że lądujemy na drugim dnie opowieści. Tam, gdzie nie chodzi o nic innego, jak tylko o te właśnie kwiaty. Możemy na chwilę się zatrzymać, odsapnąć, przespacerować się i odświeżyć. Baśń podaje to w bardzo prostych obrazach.
Zanim przejdę do tego "najważniejszego" zdania, chciałbym podać jeszcze przykład z życia:
Jesień była zaawansowana. Akurat miałem spotkać się z Asią Kisielewską, żeby porozmawiać o naszej ewentualnej współpracy. Rozmowa kleiła się średnio, bo tak Asia, jak i ja mieliśmy mózgi na wpół wyłączone, wychłodzone mżawką i listopadowym wiatrem. Ja więc przepraszam Asię, że rozmowa idzie, jak idzie, że jestem rozkojarzony, że mi się wypowiedzi rozlatują, na co Asia.
- Spokojnie, ja też dziś tak nieśmiało tulę się do listopada.
- Spokojnie, ja też dziś tak nieśmiało tulę się do listopada.
Od tego zdania rozmowa przeskoczyła na inny tryb. Łatwiejszy, bo mniej nastawiony na odbijanie piłeczki. To zdanie sprawiło, że mogliśmy się zatrzymać, spokojnie rozsiąść na krzesłach, wziąć łyka kawy i rozkoszować się nim. To zdanie samo było jak łyk kawy. Albo jak kwiaty na żywopłocie...
To zdanie
Jakie jest dla mnie najważniejsze zdanie baśni. Otóż zdanie takie: "I żyli długo i szczęśliwie, aż nie pomarli". Dlaczego właśnie to zdanie? Z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że jest jednym z tych zdań, o których pisałem wyżej. Niby wszystko w porządku, ale jednak coś nie gra. Przemykając przez baśń moglibyśmy się z niej niepostrzeżenie wyślizgnąć, gdyby historia kończyła się na "żyli długo i szczęśliwie". Tak kończą się wszystkie baje, bajeczki i komedie romantyczne. Nasza wyobraźnia przyzwyczajona jest do tego rozwiązania. Na ładnym serduszku pojawia się napis "The End" tło powoli wygasa, całująca się para głównych bohaterów znika, zastygła w swej nieskończonej szczęśliwości. Kiedy jednak dodamy, "dopóki nie pomarli", ta szczęśliwa nieskończoność, nagle przestaje być nieskończona. Rozbija się o mur konkretności, jaką jest śmierć.
Do tego rozbija się na wyjście z opowieści. Nie ma płynności pomiędzy baśnią a rzeczywistością. Na sam koniec baśń funduje nam kubeł zimnej wody, żebyśmy przypadkiem nie zapomnieli przestać śnić. Na samym końcu, baśń zdaje się mówić do nas: "cieszę się, że się ubawiłeś, a teraz popraw koszulę i marsz w świat... aha - i powodzenia!".
Bo to zdanie jest też życzeniem. Życzeniem życia na maksimum dostępnych środków. Kategoria długo jest tutaj wyraźnie zdefiniowana. Nie jakieś-tam-długo, nie długo-dwa-lata, nie długo-nieskończoność, ale długo-tyle-ile-możesz. Długo i szczęśliwie w całym czasie, jaki został ci dany! Ani dłużej, ani (co ważniejsze) krócej. Bez śmierci nigdy nie moglibyśmy poczuć pełni. Zawsze byłoby coś jeszcze, zawsze druga szansa, zawsze ktoś inny. Długo i szczęśliwie może stać się prawdziwe jedynie wtedy, gdy na końcu mamy przywilej umierania.
Zresztą, czy moment naszej śmierci to nie jedyny moment, w którym możemy odwrócić się i spojrzeć wstecz. Z tego punktu fajnie byłoby zobaczyć, że życie było długie. I że było szczęśliwe.
***
Ilustracje do dzisiejszego wpisu sponsorują: Iratxe Lopez de Minain, Laura Barret, Theodora Gross
Komentarze
Prześlij komentarz