Klub Latających Podróżników - Kawa...
Na warsztacie: Klub Podróżników, Muzeum Etnograficzne, zajęcia dla dzieci, Kapitan Herman
Już dzisiaj (czyli we wtorek 30 września) kolejna odsłona wędrówki kapitana Hermana. Tym razem podążymy jego śladami przez Róg Afryki, gdzie czas płynie inaczej, nowy rok wypada we wrześniu, a najkrótszy miesiąc ma tylko 5 dni. Odwiedzimy Etiopię.
Przysłowie Etiopskie mówi: Jeśli jest ci smutno - napij się
kawy, jeśli jest ci wesoło - napij się kawy, jeśli jesteś zmęczony - napij się
kawy!
Etiopia to kraj pachnący kawą. Z każdego okna dobiega
aromatyczna goryczka prażonych ziaren, z których wytwarza się ten niezwykły
napój, a przed domami, przy niskich stolikach rozmawiają mężczyźni raz po raz
podnosząc do ust niewielką glinianą czarkę. Nic w tym dziwnego - podobno wo w
Etiopii odkryto właściwości kawy.
W zapiskach Kapitana Hermana odnajdziemy informacje o tym jak sporządza się
kawę i wspólnie z uczestnikami spróbujemy odtworzyć ten proces. Od zasadzenia
ziarenka, aż po podanie jej na stół. Poznamy legendy dotyczące poznania kawy, a
przy okazji dowiemy się też kim był ras, nygus, kim byli Amharowie i
Felasze.
Z dziennika kapitana (czyli trochę o tym, co wydarzyło się na poprzednich zajęciach):
1912 rok, Październik, chyba dwudziesty drugi, południe:
Efe (Pigmej i przewodnik Naszego Kapitana) pożegnał mnie na skraju dżungli. Nie chciał iść dalej, bo przestrzeń sawanny najwyraźniej go przerażała.
- Miejsce Pigmeja jest w dżungli. Sawanna to Bantu.
I tak się rozstaliśmy.
Moi nowi przewodnicy okazali się o wiele mnie gadatliwi. Dowiedziałem się od nich tylko, że Bantu znaczy ludzie, ale tak naprawdę ich Plemię nazywa się zupełnie inaczej (Choć kilkukrotnie wymawiali tę nazwę, ciągle nie potrafię jej zapamiętać... a tym bardziej zapisać). Wzory na tarczach wojowników, są jak imię i nazwisko. Część rysunku znaczy z którego plemienia pochodzą, kolor i rysunek na drugiej połowie oznaczają zaś, do której rodziny należą. Trzeba mieć nie lada głowę, żeby to wszystko spamiętać, bo Bantu w Afryce jest chyba najwięcej.
Choć rozmowa słabo się kleiła, przynajmniej nie szliśmy w ciszy...
Rozmowę przerwał nam szelest. Wszyscy mężczyźni chwycili mocniej za włócznie i tarcze (tylko dorosły mężczyzna mógł nosić tarczę i włócznię). Szelest narastał złowrogo, dodatkowo do moich uszu doszło sapanie i parskanie.
Zamarliśmy. Odruchowo sięgnąłem po pistolet, gdy nagle spośród traw wyłoniły się dwa zawijane jak wąsy rogi. "Uff... - pomyślałem - to tylko bawół".
- Mbogo!!! - Krzyknął któryś z mężczyzn, wyrywając mnie z zamyślenia - Uciekać!!!
Wszyscy rzucili się do najbliższego drzewa - dość pokaźnego baobabu. Mbogo, czyli bawół, ruszyl przed siebie jak czołg. Ledwie dognałem do drzewa i wspiąłem się na nie, gdy bawół z całym impetem uderzył głową w pień. Drzewo było ogromne, ale i tak poczułem, że się trzęsie...
A potem prychnął ze dwa razy i odszedł.
- Czego on od nas chciał? - zapytałem przerażony.
- Niczego. Mbogo są po prostu złośliwe. Nie jedzą mięsa, nie bronią młodych, ale wystarczy, żeby nie spodobał im się twój kapelusz i już cię pogonią.
Potem opowiedział o wielkiej afrykańskiej piątce, czyli o tych zwierzętach, które są najbardziej niebezpieczne i waleczne. Wymienił lwa, lamparta, słonia, nosorożca oraz właśnie bawoła...
- Ale to wymyślili Mzunga (czyli biali) - tacy jak ty - najniebezpieczniejszy może i jest lew, ale o wiele bardziej złośliwy jest bawół i hipopotam.
A potem jeszcze długo opowiadał o najniebezpieczniejszych zwierzętach sawanny. Kiedy skończył, a na dole nie widać było już śladu bawoła, zapytałem:
- Możemy już zejść?
- Po co? Słońce za wysoko, żeby iść dalej. Możemy uciąć sobie drzemkę tutaj.
A potem słyszałem już tylko miarowe chrapanie zmęczonych wojowników.
Efe (Pigmej i przewodnik Naszego Kapitana) pożegnał mnie na skraju dżungli. Nie chciał iść dalej, bo przestrzeń sawanny najwyraźniej go przerażała.
- Miejsce Pigmeja jest w dżungli. Sawanna to Bantu.
I tak się rozstaliśmy.
Moi nowi przewodnicy okazali się o wiele mnie gadatliwi. Dowiedziałem się od nich tylko, że Bantu znaczy ludzie, ale tak naprawdę ich Plemię nazywa się zupełnie inaczej (Choć kilkukrotnie wymawiali tę nazwę, ciągle nie potrafię jej zapamiętać... a tym bardziej zapisać). Wzory na tarczach wojowników, są jak imię i nazwisko. Część rysunku znaczy z którego plemienia pochodzą, kolor i rysunek na drugiej połowie oznaczają zaś, do której rodziny należą. Trzeba mieć nie lada głowę, żeby to wszystko spamiętać, bo Bantu w Afryce jest chyba najwięcej.
Choć rozmowa słabo się kleiła, przynajmniej nie szliśmy w ciszy...
Rozmowę przerwał nam szelest. Wszyscy mężczyźni chwycili mocniej za włócznie i tarcze (tylko dorosły mężczyzna mógł nosić tarczę i włócznię). Szelest narastał złowrogo, dodatkowo do moich uszu doszło sapanie i parskanie.
Zamarliśmy. Odruchowo sięgnąłem po pistolet, gdy nagle spośród traw wyłoniły się dwa zawijane jak wąsy rogi. "Uff... - pomyślałem - to tylko bawół".
- Mbogo!!! - Krzyknął któryś z mężczyzn, wyrywając mnie z zamyślenia - Uciekać!!!
Wszyscy rzucili się do najbliższego drzewa - dość pokaźnego baobabu. Mbogo, czyli bawół, ruszyl przed siebie jak czołg. Ledwie dognałem do drzewa i wspiąłem się na nie, gdy bawół z całym impetem uderzył głową w pień. Drzewo było ogromne, ale i tak poczułem, że się trzęsie...
A potem prychnął ze dwa razy i odszedł.
- Czego on od nas chciał? - zapytałem przerażony.
- Niczego. Mbogo są po prostu złośliwe. Nie jedzą mięsa, nie bronią młodych, ale wystarczy, żeby nie spodobał im się twój kapelusz i już cię pogonią.
Potem opowiedział o wielkiej afrykańskiej piątce, czyli o tych zwierzętach, które są najbardziej niebezpieczne i waleczne. Wymienił lwa, lamparta, słonia, nosorożca oraz właśnie bawoła...
- Ale to wymyślili Mzunga (czyli biali) - tacy jak ty - najniebezpieczniejszy może i jest lew, ale o wiele bardziej złośliwy jest bawół i hipopotam.
A potem jeszcze długo opowiadał o najniebezpieczniejszych zwierzętach sawanny. Kiedy skończył, a na dole nie widać było już śladu bawoła, zapytałem:
- Możemy już zejść?
- Po co? Słońce za wysoko, żeby iść dalej. Możemy uciąć sobie drzemkę tutaj.
A potem słyszałem już tylko miarowe chrapanie zmęczonych wojowników.
Komentarze
Prześlij komentarz