Klub Latających Podróżników - Rzeka...
Wraz z Muzeum Etnograficznym w Krakowie, zapraszamy wszystkich spragnionych wiedzy o świecie na drugą odsłonę opowieści o przygodach Kapitana Hermana.
Już we wtorek o godzinie 17.00
zajęcia dla dzieci w wieku 6-9 lat
Jakie znaczenie dla mieszkańców środkowej Afryki ma rzeka. Co to za rzeka i jakie niebezpieczeństwa mogą czyhać tam na podróżników. Jakie są najniebezpieczniejsze zwierzęta mieszkające w wodnych szuwarach. Jaki jest największy wodospad świata i jak wydostać się z dżungli.
Latający Podróżnicy kontynuować będą wędrówkę z kapitanem Hermanem przez międzyzwrotnikową dżunglę, a także przez Ruandyjską sawannę. Wspólnie z członkami plemienia Bantu zasiądą przy ognisku, aby móc posłuchać plemiennych opowieści.
ZAPISY TUTAJ
ZAPISY TUTAJ
Z dziennika kapitana (czyli trochę o tym, co wydarzyło się na poprzednich zajęciach):
1912 rok, Październik, chyba trzeci, około południa:
Chodzę i chodzę po dżungli, ale nie wiem, jak daleko zaszedłem od miejsca mojego poprzedniego obozu. Tu wszystko jest takie samo. Drzewa są wielkie, ich korony zabierają światło. Powietrze duszne. Czasem nie wiem czy kiedy oddycham bardziej biorę wdech, czy wlewam sobie w usta szklankę wody. Koszula lepi się do ciała, a komary wielkości małych psów nie dają spokoju.
Przeklęta Wirunga - Kraina wulkanów. Jest tutaj tak stromo, że cały czas czuję, jakbym wchodził po schodach. Trzeba bardzo uważać, żeby nie stracić równowagi. No i często robić sobie przerwy.
Przeklęta Wirunga - Kraina wulkanów. Jest tutaj tak stromo, że cały czas czuję, jakbym wchodził po schodach. Trzeba bardzo uważać, żeby nie stracić równowagi. No i często robić sobie przerwy.
Do tego jeszcze te odgłosy. Są coraz bliżej. Czyżby tak właśnie brzmiały duchy dżungli, o których mówił mi Mekele? I o których w swoich pracach wspominał mój znajomy Alfred Adams?
Pisał, że są duchy są wielkie i dysponują olbrzymią siłą. Groźne jak rozwścieczony lew. Kosmate jak niedźwiedź. Zamiast mówić do siebie, krzyczą tylko "Wrrrr!" "Grrrrr!" "Hrrrrrr!" Jak zepsuty automobil... zupełnie tak jak teraz.
Będę musiał zbadać dokładnie tę sprawę. Tymczasem - muszę pamiętać, żeby na nocleg rozwiesić swój hamak możliwie wysoko, tak jak radził to Mekele, gdy jeszcze podróżowaliśmy razem. No i przydałoby się znaleźć trochę wody.
Będę musiał zbadać dokładnie tę sprawę. Tymczasem - muszę pamiętać, żeby na nocleg rozwiesić swój hamak możliwie wysoko, tak jak radził to Mekele, gdy jeszcze podróżowaliśmy razem. No i przydałoby się znaleźć trochę wody.
[tutaj kapitan spotyka i Pigmejów i goryle]
1912 rok, Październik, chyba szósty, poranek
1912 rok, Październik, chyba szósty, poranek
Wczorajszy wieczór przy ognisku, był pełen wrażeń. Alungama, czyli wódz Pigmejów, przy ogniu opowiadał historię, jak to Arebati, mieszkający na Księżycu, z gliny ulepił pierwszych ludzi. Pierwszy, był oczywiście Pigmejem (oni samo nazywają siebie Batwa), i powstał z czerwonej gliny. Czerni powstali z czarnej, a biali z białej. Kiedy to mówił, wszyscy spojrzeli na mnie, serdecznie się uśmiechając.
Pierwszy człowiek miał podobno na imię Efe i był tak dobry i mądry, że Arebati wezwał go do siebie, żeby Efe pomagał mu w niebie. Efe czasami przychodzi do ludzi, a wtedy przynosi ze sobą wspaniałe prezenty. Na przykład włócznię. Niektóre zaś rzeczy Pigmeje sami musieli ukraść bogom.
Był wśród bogów lampart, który miał na imię Tore. Zadaniem Torego było napełnianie dżungli zwierzyną, żeby Pigmeje zawsze mieli na co polować. Bo Pigmeje to świetni myśliwi. Od kiedy podróżuję z nimi, mogłem to zaobserwować doskonale - w lesie poruszają się bezszelestnie. Bezbłędnie potrafią odnaleźć tropy, których mnie nawet nie przyszłoby do głowy szukać. Do polowań używają krótkich łuków i strzał. Kiedy chciałem dotknąć jednej z nich, żeby sprawdzić czy jest ostra, mój przewodnik powstrzymał mnie z krzykiem. Gdybym ukłuł się taką strzałą, pewnie umarłbym przed zachodem słońca, tak powiedział, gdyż strzały pigmejskich łuków są zatrute.
Tore miał jednak coś, czego Pigmeje bardzo chcieli. Miał ogień. Prosili Efego, żeby przyniósł im go w prezencie, a kiedy Pierwszy człowiek nie spełniał ich prośby, po prostu ukradli ogień lamaprtowi. Od tamtego czasu Tore poprzysiągł zemstę na Pigmejach. Stał się bogiem nie tylko leśnej zwierzyny, ale też bogiem, który zabiera myśliwych. Kiedy, któryś z Pigmejów nie wracał z polowania, mówiono, że spotkał Torego.
... cóż mam nadzieję, że mnie uda się go nie spotkać.
Komentarze
Prześlij komentarz