Szklane paciorki i porzucone prześcieradło
Na warsztacie: Słuchanie baśni, interpretowanie baśni, List do Tymoteusza, Ewangelia Marka, Sinobrody, Biegnąca z Wilkami
Dzisiejszy artykuł przyszedł do
mnie podczas popołudniowej lektury Pisma Świętego. Czytałem akurat list do
Tymoteusza, gdzie Paweł przestrzega swojego ucznia o tym, by bardzo rozrtropnie
podchodził do słuchanych i głoszonych słów. Być może mój wzrok już tak jest
ustawiony, że zatrzymuje się wszędzie tam, gdzie pojawia się słowo „baśń”, ale
wraz z tym zatrzymaniem pod czaszką pojawił się myśl, że to o czym pisze Paweł
jest świetną receptą na czytanie baśni w ogóle.
Paweł pisze tak:
Albowiem przyjdzie czas, że zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swoich upodobań nazbierają sobie nauczycieli, żądni tego, co ucho łechce, I odwrócą ucho od prawdy, a zwrócą się ku baśniom;
II Tymoteusza 3, 3-4
Myślę, że ten czas już nadszedł.
I bynajmniej nie tylko ze względu na chrześcijaństwo, ale na każdą zdrową
naukę. Zmiana jest łatwa i w ciągach naszych mrzonek możemy posuwać się w
nieskończoność. Literatura popularna karmi swoich odbiorców banałami lekkostrawnymi,
w prosty i przyjemny sposób wypierającymi egzystencjalne wątpliwości. Bardzo
łatwo jest przemknąć przez życie w sposób niewymagający. Uchwycić się wygodnej
koncepcji i podporządkowywać jej swoje patrzenie na wszystko. To zwalnia z
myślenia. Ale to nie wszystko. Bo kiedy wybrana przez nas koncepcja zacznie
uwierać, można śmiało wymienić ją na inną - łatwiejszą, bardziej nam odpowiadającą, która "ucho łechce". Jeśli ten czas już nadszedł, to jego
wyznacznikiem jest to, że choć rzetelność pozostaje rzetelnością, przestaje być
w cenie.
Paweł używa słowa "baśń" w
znaczeniu negatywnym. Dla niego baśń jest nieprawdą, mrzonką, pójściem na
łatwiznę. Jednak zdecydowanie rozumiał, że poza baśnią, o której mówi tutaj, jest jeszcze ta wielka Baśń, której poświęcił całe swoje życie i która była synonimem słowa Prawda. Musiał zatem wiedzieć też, jak odróżnić jedną od drugiej. Przyznam, że bardzo długo nie lubiłem Pawła, zawsze wydawał mi się lekkim
bufonem, któremu wydaje się, że wie za dużo i ma prawo prawić moralitety: „Nie
róbcie złych rzeczy, tylko dobre, traktujcie sąsiada, jak kogoś, kto mieszka
blisko was. Nie wkładaj skarpety do tostera. Nie kładź dżemu na magnes. Nigdy
nie pakuj babci do torby, nie wysysaj soków z wampirów, żadnego mięska w piątek”.
(tak parodiował list do Koryntian Eddie Izzard).
Dziś z perspektywy osoby, która po pierwsze trochę siedzi już w listach, po drugie trochę siedzi w baśniach, uważam, że przestroga, którą Paweł zostawia Tymoteuszowi ma w sobie coś nad wyraz trafnego. Dlaczego?
Kolorowe szklane paciorki
Baśnie są zawsze tym, czym są. Kilkanaście połączonych ze sobą zdań, opisujących pewną historię fabularną. To nigdy nie
przestaje być prawdziwe. To jest wymiar, któremu nie można zaprzeczyć. Nie da się
powiedzieć, że zdanie „Czerwony kapturek wyszedł do lasu” jest nieprawdziwe.
Ono tylko opisuje pewną akcję. Jest jak szklana, bezbarwna kulka. Każde kolejne
zdanie będzie jak kolejna szklana kulka, a cała baśń jak naszyjnik. Dopiero
nasza interpretacja napełnia bezbarwne paciorki kolorami.
Bezbarwność szklanych kulek
sprawia, że w interpretacji mogą one przybrać każdy kolor. Problem zaczyna się,
kiedy osoba słuchająca baśni zaczyna przyznawać sobie prawo, nie do napełniania
kulek kolorami, ale zaprzeczaniu, że są zrobione ze szkła. Wtedy baśń, która na
początku była historią prawdziwą, staje się nagle baśnią-mrzonką. My, jako
słuchacze baśni możemy to oczywiście robić, bo słowa bardzo łatwo się przeinaczają.
Bądźmy jednak świadomi, że to, co można zmienić w interpretacji, to tylko
kolory. Przynajmniej jeśli mówimy o baśniach.
Uczniowie jednej filozofii
Zdarza się jednak tak, że ktoś ma tylko jeden klucz interpretacyji rzeczywistości. Klasycznym przykładem będzie tutaj cały nurt interpretowania baśni, który wykwitł po „Biegnącej z wilkami” Clarissy Pinkoli Estés. W książce opisane są mity i baśnie przez pryzmat poszukiwań archetypu Dzikiej Kobiety. Autorka przemawia bardzo mocnym głosem, który potrafi zahipnotyzować.
Ta książka sprawiła, że wiele baśni odczytywanych jest właśnie w kluczu „dzikiej kobiety”, a odczytania te podszyte są feminizmem tak naiwnym i tak pewnym siebie, że trudno doszukiwać się w nim głosu rozsądku. I trudno z nim rozmawiać. Zwłaszcza, kiedy same koraliki baśni nie uprawniają do wtłoczenia w nie emancypacyjnego klucza. Niestety Estes jest przekonująca… bardzo. I, co bardzo ważne, nie chodzi mi o nią, ale o te, które ruszyły jej śladem, wzięły jeden pomysł na baśnie i teraz wtykają go wszędzie, gdzie się tylko da. Powstało z tego kilka głupich książek, jeden bardzo niestrawny fanpejdź na fejsbuku i wiele, wiele ciężkich rozmów, w których trudno było o wymianę poglądów.
Nie zrozumcie mnie źle, nie
twierdzę, że nie można mieć swojego ulubionego klucza interpretacyjnego. Znów
najlepszym przykładem jest Paweł. Był chrześcijaninem nad wyraz radykalnym, ale nie
było to jedyne „narzędzie”, którym potrafił się posługiwać. W Atenach doskonale
orientował się w tamtejszej kulturze, poglądach religijnych i filozofii, a jego podwaliny intelektualne to przecież bardzo głęboko przestudiowany Judaizm. Więc kiedy rozmawiał z Żydami,
wiedział, nie tylko to, co ma powiedzieć, ale też to (i to chyba najtrudniejsza
sztuka w odczytywaniu baśni), o czym mówią jego rozmówcy. Nie był głuchy, lecz
pewny swojej prawdy.
Bycie głuchym ma dwie strony
medalu. Bo do czytania baśni można przystąpić na trzy sposoby. Po pierwsze podważając ją na początku, po
drugie od początku wierząc jej naiwnie, po trzecie – poszukując.
Zatrute owoce
Wyobraźcie sobie badacza roślin, który znajduje nowy gatunek owoców. Owoce
wyglądają na soczyste i smaczne, więc pierwszą rzeczą, jaka przychodzi naszemu
badaczowi do głowy jest zjedzenie znaleziska. Zjada. Potem umiera, bo owoce
były zatrute.
Bycie badaczem to mieszanka ciekawości i potrzeby odkrywania z nieufnością. To
pierwsze rodzi w nas chęć, by przeć do przodu, to drugie sprawia, że to, co uda nam
się odkryć będzie konkretne. a my żywi.
Jest różnica między baśnią a
życiem. Baśnie opowiadają o życiu, ale koniec końców, wciąż pozostają jedynie
opowieściami. Są jak znalezione przez naszego badacza zatrute owoce, z którymi
nie wiadomo, co zrobić. Bo chociaż nie nadają się do jedzenia, może substancje w
nich zawarte będą pomocne przy zwalczaniu cukrzycy albo raka.
Jeszcze jeden fragment w temacie,
tym razem z Ewangelii Marka:
A pewien młodzieniec, mając narzucone prześcieradło na gołe ciało, szedł za nim. I pochwycili go. Ale on pozostawił prześcieradło i uciekł nagi.
Marek 14, 51-52
To scena z pojmania Jezusa w
ogrodzie Getsemani. Młodzieniec jest klasycznym przykładem kogoś, kto
przyjmuje wszystko bez najmniejszego szemrania. Łyka każde słowo bez
jakiejkolwiek wątpliwości. Skutkiem tego, jest
całkowicie nieprzygotowany nie tylko do przyjmowania prawdy głoszonej przez
swojego nauczyciela, ale przede wszystkim do życia.
Bo z każdą nauką (jak mówił
Paweł), jest tak, że prawda w niej pozostanie prawdą. Problemy zaczynają się
tam, gdzie ktoś nie wie, jak prawd owych słuchać. Bo można znać miliony opowieści
i we wszystkie wierzyć, można całe życie przesiedzieć w aśramie i słuchać
strzelistych słów swojego guru, które mają przygotować do życia, ostatecznie będąc jedynie młodzieńcem
odzianym w prześcieradło. Gdy przyjdzie prawdziwe życie, taki ktoś zostanie
nagi.
I znów – nie chodzi tutaj o
prawdy głoszone przez Jezusa. Chodzi o uszy, które tych prawd słuchają.
Kto ma uszy do słuchania…
… niech słucha. (Łk 14,8)
Albo inaczej – jak słuchać, by
słyszeć. Jak czytać, by nie obić
szklanych koralików baśni. Myślę, że tak:
Nie podważaj opowieści, ale… nie
wierz im. Bo jeśli zaczniesz podważać prawdziwość historii, nigdy nie trafisz
na prawdę. A nawet Prawdę. I w drugą stronę tak samo, jeśli za bardzo im
uwierzysz, nie będziesz tak samo oddalony od prawdy, jak w pierwszym przypadku,
a do tego, będziesz całkowicie… bezbronny. Jak młodzieniec odziany w prześcieradło
Nie wierz – rozważaj. Nie wierz
przede wszystkim swoim odpowiedziom, bo one już są w twojej głowie. Stają przed
tobą zasłaniając opowieść. Pytaj i szukaj drugiej, trzeciej, milionowej
odpowiedzi. Jeśli zmieniają się kolory szklanych paciorków, świetnie –
ubogacasz się w nowe perspektywy odczytań. Jeśli zmieniają się ich kształty,
znaczy, że twoje rozumowanie prowadzi Cię w niebezpieczną stronę.
Czytaj wiele razy. John Cleese
powiedział w wykładzie na temat kreatywności, że jednym z najważniejszych
czynników rozbudzających naszą pomysłowość jest czas. Jeśli staje przed nami
jakiś problem, powinniśmy mu poświęcić więcej czasu, niż zajmie nam jego
rozwiązanie. I tego się trzymać. Przykładowo – mamy do wymyślenia logo "Baśni na warsztacie". Wyznaczyliśmy sobie godzinę na stworzenie wstępnych projektów. Po pół
godzinie projekty są już mniej więcej gotowe. Mamy jeszcze pół godziny, które
możemy wykorzystać na zrobienie kawy… albo na ponowną lekturę. Te pół godziny,
to czas, w którym możemy coś zrobić lepiej. Możemy coś zrobić inaczej. Zatrzymać się i zobaczyć ścieżki, ktorymi jeszcze nie wędrowaliśmy. Możemy więcej.
Dla mnie najlepszym przykładem jest Sinobrody. Każda kolejna lektura, to inna cegiełka interpretacyjna. Czasem uzupełniająca coś, co już wymyśliłem, a czasem zupełnie nowa. Czas pozwala przgryzać się przez wątpliwości. Utwierdzać w spostrzeżeniach, albo wyrzucać te spostrzeżenia do kosza. Czas klaruje myśli. Jeśli damy sobie czas na wielokrotną lekturę i na jej rozważania, poznamy swoje stanowisko zarówno względem historii, jak i Prawdy przez nią niesionej (jeśli uda nam się znaleźć Prawdy odpryski). Paweł przestanie być bufonem, a gdzieś między znanymi powszechnie rozdziałami w Getsemani pojawi się nagle młodzieniec odziany w samo prześcieradło.
Dla mnie najlepszym przykładem jest Sinobrody. Każda kolejna lektura, to inna cegiełka interpretacyjna. Czasem uzupełniająca coś, co już wymyśliłem, a czasem zupełnie nowa. Czas pozwala przgryzać się przez wątpliwości. Utwierdzać w spostrzeżeniach, albo wyrzucać te spostrzeżenia do kosza. Czas klaruje myśli. Jeśli damy sobie czas na wielokrotną lekturę i na jej rozważania, poznamy swoje stanowisko zarówno względem historii, jak i Prawdy przez nią niesionej (jeśli uda nam się znaleźć Prawdy odpryski). Paweł przestanie być bufonem, a gdzieś między znanymi powszechnie rozdziałami w Getsemani pojawi się nagle młodzieniec odziany w samo prześcieradło.
Pytaj, nie odpowiadaj. Ci, którzy
nie wierzą w baśnie i w ich prawdę, zazwyczaj nie wierzą w nie już przed przystąpieniem
do lektury. Mają swoje odpowiedzi. Młodzieńcy w prześcieradłach, przed wejściem
w opowieść również wiedzą wszystko z góry – są całkowicie na tak. Ich uszy nie
są do słuchania. Żeby przegryźć się przez baśniową tkankę potrzebna jest pewna
doza, za przeproszeniem, upierdliwości. Przeczytaj tekst raz, a potem linijka
po linijce pytaj. Pytaj: „co?”; pytaj: „po co?”; pytaj: „po co?”; pytaj: „gdzie?”;
pytaj: „kto?”; pytaj: „kiedy?”; a przede wszytkim pytaj: „dlaczego?”. A potem…
Zamknij się! pozwól baśni mówić. Ona odpowie. Bądź cierpliwy. I miej uszy do słuchania.
Zobaczysz – w twoich szklanych
koralikach zamigoczą wszystkie kolory tęczy. Albo staną się białe.
***
Dzisiejsze ilustracje sponsorują: Chris Tsirgiotis, Gaya Orion, Internet
chcąc nie chcąc odebrałam to osobiście (coś jakby przytyk), co oznacza, że pisząc o Estes masz sporo racji lub nie masz jej wcale; co do reszty... w dużej mierze się zgadzam, skrajności zawsze wiodą na manowce, a pytania niezwykle często są ciekawsze od odpowiedzi, zaś czytanie/słuchanie baśni ani nawet ich opowiadanie nigdy się nie kończy, czas jest tu cykliczny jak w micie, czas opowiadacza i słuchacza siłą rzeczy też biegnie po okręgu;
OdpowiedzUsuńkoraliki... kojarzą mi się z wierszem Dickinson, ale to zupełnie inny temat, odległy od Twoich rozważań, więc pewnie byłoby nie na miejscu go tu przywołać;
poza tym wszystkim, czy wiesz i zauważasz, jak bardzo ty sam często przywiązujesz się do swoich interpretacji i przestajesz słuchać? bo chyba tak bywa, przynajmniej takie miewam wrażenie (nie wartościując, czy jest to dobre czy złe, bo wierność sobie i swoim mniemaniom to tez może być wartość)
Skoro odebrałaś jako przytyk, mam rację na pewno w tym, że jest mocna i potrafi za sobą pociągnąć ;)
OdpowiedzUsuńNie mogę zaprzeczyć, że się przywiązuję.
Czy przestaję słuchać? Pewnie czasem tak... na szczęście czasem nie jest jeszcze za wielkie.
Swoją drogą, to co mówisz otwiera ciekawą myśl - gdzie jest granica pomiędzy obroną swojego stanowiska a głupim się w nim okopywaniu. I czy sami jesteśmy w stanie się w tym połapać. Apostoł-Bufon-Paweł, czy Apostoł-KtóryWie-Paweł.
Granica jest bardzo cienka. A nasze oczy za słabe.
Może więc jest inne kryterium słuchania... zostawiam do rozważania.