Najpierw przyszły szczury (suplement)
Na warsztacie: Szczurołap z Hameln, grzech, Ewangelia Jana
Tekst o Szczurołapie wrzucałem w Święto Niepodległości. Następnego dnia usiadłem przy stole w kuchni rodziców, na którym leżała czytana przez mamę książka. Otworzyłem ją do śniadania. Tam historia uzdrowienia chorego przy sadzawce Bedzeda. która kończy się następującymi słowami Jezusa:
Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz więcej, aby ci się coś gorszego nie przytrafiło. (J 5,14)
Zanotowałem ten cytat z myślą - przecież to jest właśnie historia z Hameln. Zapisane, zapomniane. A wczoraj robiłem porządki w papierach i natrafiłem na kartkę z notatkami do tego zagadnienia. Od czego zatem zacząć? Zacznijmy od grzechu.
Grzech
Kiedy myślę o grzechach pierwsza rzecz, która przychodzi mi do głowy, to lista banałów, których najzwyczajniej w świecie nie wolno robić. Nie to, nie tamto, nie zabijaj, nie kradnij, nie obrażaj staruszków, nie wkładaj bielizny na odwrót, bla, bla, bla. Przed punktem piątym zasypiam. Nie chce mi się. Nudziarstwo.
Z grzechami jest jak z przepisami drogowymi. Co z tego, że na drodze jest ograniczenie do 70 kilometrów na godzinę, skoro asfalt równy, a jedyny radar dopiero za pięćdziesiąt kilometrów. Drogówka zazwyczaj nie stoi, więc gaz do dechy. I pędzimy, aż do radaru. Potem zwalniamy, mijamy go i znów stopa jakby cięższa. Dlaczego tak, bo wiemy, że nie spotka nas nic złego, a przepisy po prostu się nie sprawdzają. Czy jednak na pewno o to chodzi w słowach Jezusa, gdy mówi uzdrowionemu, by ten nie grzeszył?
W swoją stronę
Jezus mówi, "nie grzesz więcej". Znaczy to mniej więcej tyle, co dawanie recepty. Znaczy też, że główną przyczyną stany mężczyzny były grzechy. On nie był chory w zwykłym znaczeniu tego słowa. Stan jego ciała, wynikał ze stanu jego duszy. Grzechy były dla niego tym, co działo się z mieszkańcami Hameln przed plagą. Stan jego ciała zaś tym, co szczury. To ważne rozróżnienie, warte podkreślenia więc jeszcze raz: szczury nie równają się grzechy. Grzechy są przed szczurami. Szczury to tylko skutek.
Jezus mówi do uzdrowionego, "idź i nie grzesz więcej". Potem każdy z mężczyzn idzie w swoją stronę. Jezus na Krzyż, mężczyzna - nie wiadomo gdzie. Zapewne nigdy więcej się już nie spotkają. Mężczyzna nie będzie się więc musiał obawiać, że przyjdzie do niego jakiś pan z drogówki, kiedy ten zacznie grzeszyć, i wysmaruje mu mandat za kilkaset złotych i kilkanaście punktów karnych. Ostrzeżenie Jezusa brzmi groźnie, lecz groźbą nie jest. Mówi raczej tak: Jeśli będziesz grzeszyć więcej (dalej), to spotka cię coś gorszego. Cześć!
No i poszedł.
Z perspektywy czasu, kiedy mój tyłek zebrał już tyle razów, że potrafię trochę rozróżnić, która noga go kopie (i jak będzie boleć... i co zrobić, żeby szybciej przestało), wydaje mi się, że Jezus miał na myśli po prostu pewien ciąg przyczynowo skutkowy. To, co zdążyłem już sprawdzić na sobie to pewien schemat. Który ze mnie, potrafię przełożyć na to, co widzę.
Jeśli ktoś, dajmy na to, złamał ci serce i tym samym wyrzucił do kosza kilka, względnie kilkanaście lat twojego życia, i jeśli będziesz mieć na tyle sił, żeby spojrzeć temu w twarz choć raz, może zobaczysz jak to działa. I kiedy zobaczysz, będziesz to widzieć - już zawsze będziesz wiedzieć. Tak w swoim, jak i w cudzym życiu (oczywiście łatwiej w cudzym). I jeśli przeszedłeś lub przeszłaś całą tę drogę sama, zobaczysz, w jakiej fazie znajdują się ci, na których patrzysz. I będziesz wiedzieć, co jak boli i które decyzje są dobre, a które złe. I będziesz mógł/mogła powiedzieć: "stój, jeśli to zrobisz, stanie się to i to: poczujesz się jak śmieć, jeszcze bardziej zbutujesz tę drugą osobę, cokolwiek". Oczywiście nie dodasz "wiem, bo sam/sama się na tym przejechałem/przejechałam", ale nie zmieni to nic w tym, że zapewne masz rację. Masz szerszą perspektywę. Widzisz, że kolejny krok, to "coś gorszego", co może się przydarzyć tym, na których patrzysz. I jedyne, co możesz zrobić, to ostrzec. Jak Jezus, który miał najszerszą perspektywę.
Kiedyś czytałem, że słowo "grzech" z hebrajskiego można tłumaczyć też jako "potknięcie". Można też go tłumaczyć jako "czyn wraz z jego konsekwencjami"*. Przyczyna wraz ze skutkiem...
Fujarka Szczurołapa
Tym różni się opowieść biblijna od naszej szczurzej baśni. Szczurołap też miał szerszą perspektywę. I wiedział, że kiedy pozostajemy w swoich potknięciach**, przydarza się nam coś gorszego. Jednak to coś gorszego, podobnie jak wybawienie przychodzi od niego. To szczurołap jest wszystkim. Jest wybawicielem, sprawcą cudu, sędzią i wykonawcą kary.
Z psychologicznego punkt widzenia, można to oczywiście bardzo zgrabnie zinterpretować jako figuratywne przedstawienie wszechwładzy podświadomości. To w niej mieszkają nasze pierwotne brudy, nasze wyrzuty sumienia, a także nasza samowiedza, nasze silne, prawdziwe ja, które wie, co trzeba zrobić, żeby nas naprostować. I to prawdziwe ja nie zawaha się posunąć do najbardziej drastycznych kroków, żebyśmy wrócili na właściwą ścieżkę. Do tej interpretacji pasują też stroje, w jakie odziany jest szczurołap. Raz kolorowa szata karnawałowa innym zaś razem strój myśliwski. Jedna postać, wiele twarzy. Radość i respekt. Nasz wewnętrzny wybawiciel, niosący nadzieję, nasz wewnętrzny łowca, niosący opamiętanie. Jedynie fujarka przypomina nam o tym, że to wciąż ta sama osoba.
A może to własnie tak ludzie wyobrażali sobie Jezusa czy szerzej Boga. W końcu ta baśń nie pochodzi z naszych czasów, w których postacie boskie mają więcej z Lebowskiego niż z tego, który przychodzi w Apokalipsie, by wreszcie zrobić porządek. Ludzie, którzy ją sobie opowiadali, widzieli w tej postaci nie tyle skończone Dobro ile skończoną Sprawiedliwość. To ten typ bóstwa, który ma prawo zrobić z nami cokolwiek, jeśli tylko mu podpadniemy i co najlepsze - skoro podpadliśmy, słusznie, że dostaniemy za to w skórę. Nasze przewinienia i potknięcia nie będą nam wybaczone. Zasłużymy na każdą, najgorszą nawet karę, a żelazny pręt, który ją wymierzy, będzie leżeć w ręce naszego bóstwa. Piekło czaiło się przecież tuż za rogiem, więc lepszy był bóg karzący, niż diabeł. Tylko, że to nie był przyjemny bóg. To było bóstwo, od którego czasem trzeba było sobie zrobić przerwę. Czasem potrzebny był karnawał, w którym to nawet bóg mógł ukazać się pod postacią błazna. W kolorowych gałgankach, z fujarką w ręce. Taki bóg może nawet wyświadczyć mieszkańcom małego miasteczka nie lada przysługę... Jednak nie mogą zapomnieć o tym, że to wciąż bóg***, w którego szafie są także inne, mniej odświętne kostiumy, a fujarka, którą dzierży w ręce zna także melodie, które lepiej, by nigdy się nie rozległy...
No cóż - w baśni się rozległy. I w życiu też się rozlegają. Bo chyba wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu z Hameln - małego miasteczka, w którym zadomowiły się szczury. Ja jestem.
Co do mnie - cieszę się, że na swojej drodze spotkałem Jezusa, a nie Szczurołapa.
***
Jeszcze jeden fragment, który ciągle do mnie wraca: Mateusz 12, 43-35
* przy okazji, w fonetycznym zapisie, to z hebrajskiego brzmiało chyba avon, ale nie dałbym sobie dziś ręki za to obciąć.
**pozwólcie, że tego słowa będę używać, choć funkcyjnie oznacza dokładnie to samo, co grzech... o czym nie możemy zapominać. To nie eufemizm.
** przyznam szczerze, wciąż nie wiem, czy pisać to słowo wielką czy małą literą w tym kontekście.
bardzo osobisty tekst, zawsze się waham, czy jest to dobra ścieżka interpretacji, żeby czytać sobą tak bardzo, czy to nie wykrzywia za mocno, nie zwodzi na manowce, z drugiej strony, czy inne czytanie ma sens i wartość, czy jest moje i twórcze, jeśli nie ma w nim mnie? (pytanie oczywiście retoryczne);
OdpowiedzUsuńja (idąc za twoją interpretacją) spotkałam (czy może spotykam) Szczurołapa i też było (jest) to interesujące i ważkie
Chyba już kiedyś o tym rozmawialiśmy :)
OdpowiedzUsuńNie wierzę w inne czytanie. Wszystko jest osobiste. Inne nie ma znaczenia. Jeśli tylko się z tym nie narzucam. To raczej zabawa w stylu. Popatrz tutaj. Mam takie a takie obrazeczki, takie i takie myśli i takie i takie przeżycia. Są całkowicie moje i trochę mnie kosztowało ich zdobycie. Trochę bólu i nieprzespanych nocy, trochę zachwytów, trochę rozczarowań. Take it, or leave it.
Myślę sobie przy tym, że gdyby to nie było osobiste, nie byłoby sensu w ogóle prowadzić tego bloga. Zwłaszcza, że są o wiele bardziej osobiste teksty, ale nie tak otwarcie ;) Kontekstowe, czytelne, tylko dla jednej, może dwóch osób w pełni. Ale to chyba nie ma znaczenia. Bo to drugie dno, nie zaprzecza temu pierwszemu, które jest dla wszystkich. Wprost przeciwnie - ono je niejako umożliwia.
... zdaje się, że dziś nie jestem zbyt klarowny... już więcej nie piszę.
https://www.youtube.com/watch?v=_mNrQQY5rbU
OdpowiedzUsuńWiem, też o tym myślałem.
Usuń