Za ręką
Na warsztacie: Chiński opowiadacz, World Press Photo, Qi Xiaolong
Kilka lat temu na wystawie World Press Photo pojawiła się pewna fotografia. Na pierwszym planie, oparty o pulpit stał mężczyzna. Na nosie miał okulary, na grzbiecie marynarkę w kolorach burych. Wyciągał przed siebie rękę i ta ręka wbijała się w półmrok herbaciarni obklejonej czymś, co na pierwszy rzut oka przypominało regulaminy BHP. Gdzieś w tle rysowały się stoliki, przy których siedziały rozmyte postacie, nachylone nad termosami z herbatą. W centralnym punkcie fotografii, tuż ponad wyciągniętą ręką mężczyzny jaśniała niskowatowa żarówka, zdaje się bez osłonki. Podpis pod fotografią głosił: Opowiadacz w chińskiej herbaciarni. Krótka notka informowała, że fotografia przedstawia wędrownego opowiadacza, który obchodzi herbaciarnie i sprzedaje swoje opowieści, by zarobić kilka yuanów. Władze chińskie po rewolucji na długi czas zakazały takich praktyk, widząc w opowiadaczach potencjalne niebezpieczeństwo wichrzycielstwa.
Zdjęcie to zdecydowanie wyróżniało się spomiędzy całej reszty zgromadzonych na wystawie fotografii swoją absolutną zwykłością. Żadnej przemocy. Nikt na nim nie umierał, nie cierpiał, nie rozkładał się, nie wykręcał twarzy w grymasie cierpienia. Żadnych Tsunami, żadnego brudu. Nawet kompozycyjnie można było zarzucić mu bardzo wiele.
Nie mogłem oderwać od niego wzroku. Gosia, z którą byłem na wystawie, biegała po galerii raz po raz wracając, żeby mnie zabrać, a ja nie mogłem odejść od tej herbaciarnianej scenki. Gest mężczyzny zabierał zdjęciu spokój. Nie miało w sobie nic z politycznego wiecu, miało w sobie stateczność i dziesięć razy więcej dynamiki niż zwykła wyciągnięta ręka. Potem Gosia się na mnie obraziła i wypominała mi kwadrans ("z zegarkiem w ręku") spędzony nad jakimś głupim gadaczem.
Więc wróciłem na wystawę sam i mogłem rozkoszować się do woli tym, czego nie sposób było zobaczyć. Gosia nie wiedziała, że ja nie patrzę na to zdjęcie, że ja w nim jestem. Za tą wyciągniętą ręką. To ona stanowiła granicę, pomiędzy fotografią a opowieścią. Tamtym miejscem. Kiedy patrzyłem na to zdjęcie, wiedziałem, że tak należy fotografować opowieści. Bo przecież bajarz nie ma znaczenia. Liczy się świat, który niosą jego usta, który skrywa jego wyobraźnia. Ta ręka rozsnuwała go pomiędzy ścianami herbaciarni. Patrząc na to zdjęcie, wiedziałem, że słucham przygód nieznanego mi bohatera, w nieznanym mi języku. Byłem jednym z tych nachylonych nad termosem mężczyzn. Ten jeden raz zdjęcie wydało mi się trójwymiarowe, pachnące lizolem, szumiące gotującą się na herbatę wodą i tajemnicą.
Więc wróciłem na wystawę sam i mogłem rozkoszować się do woli tym, czego nie sposób było zobaczyć. Gosia nie wiedziała, że ja nie patrzę na to zdjęcie, że ja w nim jestem. Za tą wyciągniętą ręką. To ona stanowiła granicę, pomiędzy fotografią a opowieścią. Tamtym miejscem. Kiedy patrzyłem na to zdjęcie, wiedziałem, że tak należy fotografować opowieści. Bo przecież bajarz nie ma znaczenia. Liczy się świat, który niosą jego usta, który skrywa jego wyobraźnia. Ta ręka rozsnuwała go pomiędzy ścianami herbaciarni. Patrząc na to zdjęcie, wiedziałem, że słucham przygód nieznanego mi bohatera, w nieznanym mi języku. Byłem jednym z tych nachylonych nad termosem mężczyzn. Ten jeden raz zdjęcie wydało mi się trójwymiarowe, pachnące lizolem, szumiące gotującą się na herbatę wodą i tajemnicą.
Co jeszcze. To zatrzymanie. To co Bresson nazywał decydującym momentem. ktoś nachyla się nad kubkiem, ktoś ziewa, mężczyzna tuż przed pulpitem dopiero co ściągnął czapkę i jego włosy ciągle są w nieładzie (a może nosi je tak zawsze), mężczyzna za pulpitem wyciąga rękę, wprost w żarówkę, ale gdzieś dalej. Widzę tylko opowieść, której nie znam.
Nie wiem, czy piszę to dlatego, że chcę przez to coś powiedzieć. Może po prostu jest to jedno z dobrych wspomnień. Chwila zrozumienia - czym jest fotografia, czym jest opowieść, czym jest zachwyt, być może.
***
To kilka lat temu to był rok 2007, autorem zdjęcia był Qi Xiaolong. Opowiadacz na nim, tak naprawdę nie miał okularów, sam kadr był troszeczkę szerszy i o wiele mniej zadymiony niż zdjęcie, które wryło się w moją wyobraźnię. Wygląda tak: KLIKNIJ.
piękne zdjęcie, jest tam magia, jest sekret;
OdpowiedzUsuńa ty nawet z zachwytu, z jednego cudzego gestu, ze wszystkiego, co może być poza nim ukryte, robisz opowieść i to też ma swój urok, zawsze uważałam, że powinno istniec więcej bajek, czy może po prostu jak najwięcej bajek, o dobrych chwilach
Kasiu, uważam dokładnie tak samo. Za dużo jest rzeczy, które po prostu są złe.
UsuńA jak ktoś kiedyś zauważył (wiem, że banał, no ale, no ale), nawet te dobre rzeczy przerywane są tymi złymi, bo te złe są ważniejsze... "Nadajemy ważny komunikat".
Dziękuję :)
nie są ważniejsze, są głośniejsze, bardziej widoczne, narzucające się i bardziej bolą, czasami mocniej czujemy ból niż radość, może to wszystko dlatego
OdpowiedzUsuńnie ma za co