Drugi Wilk
z cyklu "morały" baśni
Na warsztacie: Czerwony Kapturek
Wszyscy troje ucieszyli się bardzo. Myśliwy ściągnął z wilka skórę i poszedł z nią do domu, a Czerwony Kapturek pomyślał: "Odtąd nigdy nie będę biegała po lesie, gdy mi mamusia zabroni!"
(Baśnie Braci Grimm, Tom 1, str. 145, tłum. M. Tarnowski)
Tak kończy się ta znana wszystkim bajka. Wilk nie żyje, czego nie można powiedzieć o Czerwonym Kapturku. Ten ma się świetnie. I babcia ma się świetnie, I myśliwy też ma się świetnie. I bajka również. Morał jest ładny, dydaktyczny, taki lekkostrawny. Ale... nie tam baśń się kończy.
Kiedy otworzycie któreś z pełnych wydań baśni Grimmów (albo to z 2010, albo to z 1989) zobaczycie, że po tym zgrabnym morale historia się nie kończy. Ciąg dalszy brzmi mniej więcej tak (moja parafraza):
Niektórzy opowiadają, że jakiś czas później, Kapturek znów wędrował do domu swojej babci. Droga była ta sama, pogoda podobna, a do tego pojawił się i wilk. Tym razem jednak nasza mała dziewczynka w czerwonej pelerynce nie dała się zwieść na manowca. Środkiem drogi, nie zważając na zagabywania kudłatego kusiciela, dotarła do domu babci, gdzie opowiedziała staruszce o spotkaniu.
Babcia postanowiła, że trzeba zamknąć drzwi. I mieć się na baczności. Wilk próbował je oszukać, udając Czerwonego Kapturka, a kiedy to się nie udało, wskoczył na dach, gdzie czekał, aż Kapturek będzie wracał do domu. Żeby złapać go w odpowiedniej chwili i na ząb wziąć.
Przed domem stało kamienne koryto. Babcia kazała dziewczynce wlać do niego wody w której gotowała kiełbasę. Lać tyle wody aż koryto będzie pełne. Co też Kapturek uczynił. Wilk oczywiście poczuł zapach kiełbasy i tak wyciągał szyjkę, że równowagę stracił, i tak wyciągał szyjkę, że z dachu zleciał i tak ją wyciągał, że kark złamał (opcjonalnie wpadł do koryta i utonął). Kapturek zaś, zadowolony z siebie wrócił do domu i nikt nie uczynił mu po drodze żadnej krzywdy.
I tutaj baśń się kończy, a my zaczynamy:
Powtórzenie z korektą
Druga część tej baśni jest pomijana prawdopodobnie dlatego, że rozpoczyna się od słów "Niektórzy opowiadają..." - jest więc traktowana jako wariant. Nic dziwnego, zważywszy, że w swoim fabularnym wymiarze, widać, że jest dość kulawa (wilk na dachu czatuje na Kapturka, a ten po podwórzu biega) i stosunkowo zbędna. Poza tym to, co się w drugiej części wydarza, jest właściwie powtórzeniem tego, co wydarzyło się w części pierwszej.
Różnica polega na tym, że Kapturek nie zbacza z drogi. Dzięki temu, babcia nie daje się oszukać, a potem sama oszukuje wilka. Tak powinna wyglądać ta historia już za pierwszym razem. I teraz, kiedy cały dramatyzm spotkania z wilkiem już minął, można pozwolić sobie na rozwleczone zakończenie, w którym wszystko przebiega idealnie - dobro zwycięża nawet nie burząc sobie grzywki. Czy można więc rozpatrywać ją po prostu jako potwierdzenie morału? "Nie będę biegała po lesie, gdy mi mamusia zabroni"? Pewnie tak, ale żeby mogło do powtórzenia dojść, wpierw Kapturek musiał nauczyć się, jak grać, żeby nie tracić życia. Kapturek i babcia. Innymi słowy - konieczne było spotkanie z pierwszym wilkiem.
Dobra. Zostawmy to! Przejdźmy dalej - do domu babci. Gdzie wszystko jest inaczej. Gdzie drzwi są niedomknięte, gdzie w powietrzu unosi się zapach starczego potu, który w ostatnich wysiłkach, próbował obronić się przed napastnikiem. Poczujcie zapach wilka. Być może nic nie jest wyraźne do tego stopnia, byście potrafili to nazwać, ale ciało wie swoje. Znów gdzieś w żołądku wywracają się wasze wnętrzności i każda komórka ciała krzyczy "Uciekaj!"... Nie uciekacie. Zamiast tego zbliżacie się do łóżka babci, która choć zawsze tak miła, teraz po prostu sprawia, że chce wam się wymiotować ze strachu. Potrzebujecie jakiejkolwiek ostoi, jakiegokolwiek miejsca bezpiecznego. Pewności, że wszystko się ułoży. Pytacie więc o te uszy, o te oczy (skąd znacie te oczy?), czujecie, że w powietrzy gęstnieje ten przerażający zapach, którego nazwę macie na końcu języka (choć nie potraficie sobie przypomnieć, bo mózg zajmuje się obsługą waszego strachu). Że w powietrzu gęstnieje wasze własne przerażenie. Że, jest lepkie i zimne jak pot na waszych łopatkach. Że nogi już was nigdzie nie uniosą. "Uciekaj!" coś jeszcze w Was krzyczy, ale Wy już wiecie, że nie ma czegoś takiego jak ucieczka. Że jest już tylko śmierć. Już zaraz, za chwilę. I ten moment, kiedy to wszystko się staje.
Tyle popełnionych po drodze błędów. Każdy krok okazywał się być niewłaściwy. Każdy krok, to krok bliżej w stronę sideł, jakie zastawił na Was Zły wilk. Szliście. Teraz wiecie, że nie ma ucieczki. Że jest śmierć*. I śmierć faktycznie przychodzi. Tam, w babcinej chacie. Koniec.
To, co zdarzyło się w pierwszej części opowieści, to nie była błahostka. Jeśli spojrzymy na nie, jak na pewną faktyczną historię (w jej wydarzaniu się), to ma ona ze sobą taki ładunek traumy, jak gwałt, czy inny postawienie przed plutonem egzekucyjnym. Tylko cud sprawił, że udało się dziewczynie nie umrzeć do końca, lub (być może) narodzić na nowo. Kiedy myślę, o morale tej bajki, nie widzę go w słowach Kapturka, że trzeba słuchać mamy. Przyznam, że w ogóle go nie widzę (o czym już pisałem TUTAJ). Słowa mamy nie bardzo by się sprawdziły przy pierwszej części. Zresztą - w ogóle się nie sprawdziły.
Dlaczego? Bo i Kapturek, i babcia nie były dość zaradne. Ta sama babcia, która wymyśliła sposób, w jaki można pozbyć się wilka, na początku dała się przecież oszukać. To nie jest baśń o głupiej dziewczynce. To baśń o głupiej dziewczynce i jej równie głupiej babci. Nieprzypadkowo obie trafiają do wilczego brzucha. Zakończenie w postaci myśliwego, który zjawia się nie wiadomo skąd (no tak, baśń mówi, że już długo na wilka polował), jest dość naciągane, bo przecież baśń potrzebuje happy endu**.
Chciałbym, żebyśmy potraktowali myśliwca jako rzecz najmniej oczywistą. Nikt, absolutnie nikt, nie mógł się go spodziewać. A jednak on się zjawił. I uratował kobiety. Wbrew rachunkowi prawdopodobieństwa. Innymi słowy, to był cud. Jak niezasłużona druga szansa, dzięki której historia dziewczynki o imieniu Czerwony Kapturek, dopiero się zaczęła.
Pojawienie się myśliwca, to jednak nie jest początek. To jeden z dwóch etapów początku. Pierwszym jest oczywiście wilk. Jest śmierć, albo chociaż to przeżycie, które doprowadza do śmierci. Bez tego - cóż dałoby pojawienie się myśliwca? Te naprawdę złe rzeczy, które się przytrafiają. Te choroby, załamania, straty osób nam bliskich, wielkie rodzinne kłótnie. Wszystkie te miejsca, w których jakaś część w nas umiera (a przynajmniej trafia do wilczego brzucha), są pierwszym warunkiem do zmian. Bez śmierci nie ma ocalenia. Co do cudu... cóż zdaje się, że myśliwy szuka wilka. Więc zawsze jest gdzieś w tym samym lesie. I szuka tej naszej śmierci. I najczęściej znajduje.
Kapturek i babcia są najlepszym przykładem, co zrobić po ocaleniu. Otóż, kiedy już zostaniemy pożarci i kiedy już myśliwiec wyciągnie nas w wilczego brzucha, należy zrobić wszystko inaczej niż dotychczas. Kapturek idzie za radami mamy, ale to znaczy, że robi rzeczy w inny sposób niż ten, który jemu był właściwy przed pożarciem. Podobnie babcia - od razu reaguje na słowa wnuczki. Zamykają się i obmyślają, jak pozbyć się wilka. To jest nowe... i skuteczne. To wydarza się po raz pierwszy. To może wydarzyć dlatego, że za pierwszym razem doprowadziły się same do tak sromotnej porażki.
Różnica polega na tym, że Kapturek nie zbacza z drogi. Dzięki temu, babcia nie daje się oszukać, a potem sama oszukuje wilka. Tak powinna wyglądać ta historia już za pierwszym razem. I teraz, kiedy cały dramatyzm spotkania z wilkiem już minął, można pozwolić sobie na rozwleczone zakończenie, w którym wszystko przebiega idealnie - dobro zwycięża nawet nie burząc sobie grzywki. Czy można więc rozpatrywać ją po prostu jako potwierdzenie morału? "Nie będę biegała po lesie, gdy mi mamusia zabroni"? Pewnie tak, ale żeby mogło do powtórzenia dojść, wpierw Kapturek musiał nauczyć się, jak grać, żeby nie tracić życia. Kapturek i babcia. Innymi słowy - konieczne było spotkanie z pierwszym wilkiem.
W chacie babci
Wyobraźcie sobie sytuację, która wydarzyła się w pierwszej części. Ale nie jako bajeczkę, którą znacie z dziecięcych książeczek. Wyobraźcie sobie dziewczynkę. A nawet dalej, stańcie się nią. Stańcie na drodze, pośród drzew - drodze niby znanej, lecz przemierzanej samotnie po raz pierwszy. Spójrzcie na tego dziwnego stwora, który nagle pojawia się przed Wami. Chce od Was czegoś. Niby miły, ale wasze zmysły krzyczą "uciekaj!". Zobaczcie jego oczy. Zobaczcie, jak on na Was spogląda. Co w nich jest? Czego on chce? Poczujcie jak wilk pachnie. Poczujcie to, co wilk chce wam zrobić. Bądźcie samotnym Kapturkiem...Dobra. Zostawmy to! Przejdźmy dalej - do domu babci. Gdzie wszystko jest inaczej. Gdzie drzwi są niedomknięte, gdzie w powietrzu unosi się zapach starczego potu, który w ostatnich wysiłkach, próbował obronić się przed napastnikiem. Poczujcie zapach wilka. Być może nic nie jest wyraźne do tego stopnia, byście potrafili to nazwać, ale ciało wie swoje. Znów gdzieś w żołądku wywracają się wasze wnętrzności i każda komórka ciała krzyczy "Uciekaj!"... Nie uciekacie. Zamiast tego zbliżacie się do łóżka babci, która choć zawsze tak miła, teraz po prostu sprawia, że chce wam się wymiotować ze strachu. Potrzebujecie jakiejkolwiek ostoi, jakiegokolwiek miejsca bezpiecznego. Pewności, że wszystko się ułoży. Pytacie więc o te uszy, o te oczy (skąd znacie te oczy?), czujecie, że w powietrzy gęstnieje ten przerażający zapach, którego nazwę macie na końcu języka (choć nie potraficie sobie przypomnieć, bo mózg zajmuje się obsługą waszego strachu). Że w powietrzu gęstnieje wasze własne przerażenie. Że, jest lepkie i zimne jak pot na waszych łopatkach. Że nogi już was nigdzie nie uniosą. "Uciekaj!" coś jeszcze w Was krzyczy, ale Wy już wiecie, że nie ma czegoś takiego jak ucieczka. Że jest już tylko śmierć. Już zaraz, za chwilę. I ten moment, kiedy to wszystko się staje.
Tyle popełnionych po drodze błędów. Każdy krok okazywał się być niewłaściwy. Każdy krok, to krok bliżej w stronę sideł, jakie zastawił na Was Zły wilk. Szliście. Teraz wiecie, że nie ma ucieczki. Że jest śmierć*. I śmierć faktycznie przychodzi. Tam, w babcinej chacie. Koniec.
To, co zdarzyło się w pierwszej części opowieści, to nie była błahostka. Jeśli spojrzymy na nie, jak na pewną faktyczną historię (w jej wydarzaniu się), to ma ona ze sobą taki ładunek traumy, jak gwałt, czy inny postawienie przed plutonem egzekucyjnym. Tylko cud sprawił, że udało się dziewczynie nie umrzeć do końca, lub (być może) narodzić na nowo. Kiedy myślę, o morale tej bajki, nie widzę go w słowach Kapturka, że trzeba słuchać mamy. Przyznam, że w ogóle go nie widzę (o czym już pisałem TUTAJ). Słowa mamy nie bardzo by się sprawdziły przy pierwszej części. Zresztą - w ogóle się nie sprawdziły.
Dlaczego? Bo i Kapturek, i babcia nie były dość zaradne. Ta sama babcia, która wymyśliła sposób, w jaki można pozbyć się wilka, na początku dała się przecież oszukać. To nie jest baśń o głupiej dziewczynce. To baśń o głupiej dziewczynce i jej równie głupiej babci. Nieprzypadkowo obie trafiają do wilczego brzucha. Zakończenie w postaci myśliwego, który zjawia się nie wiadomo skąd (no tak, baśń mówi, że już długo na wilka polował), jest dość naciągane, bo przecież baśń potrzebuje happy endu**.
Wilk i Myśliwy
Chciałbym, żebyśmy potraktowali myśliwca jako rzecz najmniej oczywistą. Nikt, absolutnie nikt, nie mógł się go spodziewać. A jednak on się zjawił. I uratował kobiety. Wbrew rachunkowi prawdopodobieństwa. Innymi słowy, to był cud. Jak niezasłużona druga szansa, dzięki której historia dziewczynki o imieniu Czerwony Kapturek, dopiero się zaczęła.
Pojawienie się myśliwca, to jednak nie jest początek. To jeden z dwóch etapów początku. Pierwszym jest oczywiście wilk. Jest śmierć, albo chociaż to przeżycie, które doprowadza do śmierci. Bez tego - cóż dałoby pojawienie się myśliwca? Te naprawdę złe rzeczy, które się przytrafiają. Te choroby, załamania, straty osób nam bliskich, wielkie rodzinne kłótnie. Wszystkie te miejsca, w których jakaś część w nas umiera (a przynajmniej trafia do wilczego brzucha), są pierwszym warunkiem do zmian. Bez śmierci nie ma ocalenia. Co do cudu... cóż zdaje się, że myśliwy szuka wilka. Więc zawsze jest gdzieś w tym samym lesie. I szuka tej naszej śmierci. I najczęściej znajduje.
Ciągi dalsze i głupie zakończenia
Kapturek i babcia są najlepszym przykładem, co zrobić po ocaleniu. Otóż, kiedy już zostaniemy pożarci i kiedy już myśliwiec wyciągnie nas w wilczego brzucha, należy zrobić wszystko inaczej niż dotychczas. Kapturek idzie za radami mamy, ale to znaczy, że robi rzeczy w inny sposób niż ten, który jemu był właściwy przed pożarciem. Podobnie babcia - od razu reaguje na słowa wnuczki. Zamykają się i obmyślają, jak pozbyć się wilka. To jest nowe... i skuteczne. To wydarza się po raz pierwszy. To może wydarzyć dlatego, że za pierwszym razem doprowadziły się same do tak sromotnej porażki.
Część druga, ta pomijana, nie jest tylko skorygowanym powtórzeniem części pierwszej. Jest dowodem zmiany. Dowodem, że obie kobiety doznały przemiany. Przez ten końcowy (i nienajlepszy fabularnie fragment) możemy dopiero zobaczyć, że się udało. I co należy zrobić, kiedy już się uda.
Śmierć w brzuchu złego wilka, to być może najważniejszy punkt opowieści, ale nie jej koniec. Niestety - zazwyczaj w tym momencie lecą napisy końcowe. Jak w chwili, kiedy bohater ratuje swoją wybrankę, albo dobra armia pokonuje złą armię. Na tle zachodzącego słońca pojawia się pięknie wysmarowane "The end". Do tego jesteśmy przyzwyczajeni. To jest fabularnie poprawne... tylko, że nieprawdziwe. To przyzwyczaja odbiorcę historii do traktowania zmian, jak heroicznych zrywów. Jednorazowych, a potem można wracać do dłubania w nosie i przepoconego podkoszulka. Problem w tym, że życie bardziej niż z happy endów składa się z ciągów dalszych.
Takie zakończenia są zupełnie nieprawdziwe. Mają swoją rację bytu, kiedy walczymy i kiedy umieramy. To nasza trauma, do której mamy pełne prawo. Jeden moment w nieskończonym szeregu dni. Kiedy już uda nam się narodzić ponownie... co wtedy? Czy damy radę zrobić tak, jak zrobiły kobiety? Czy mamy na tyle odwagi, sił, roztropności, żeby zrobić inaczej niż za pierwszym razem?
Obyśmy mieli, bo droga do domu babci wciąż wiedzie przez las. A ten las i całe nasze życie jest tak skonstruowane, że zawsze będzie jakiś wilk. Bardzo Zły wilk, który może zrobić nam to, co ten pierwszy. I nie wiadomo, czy za drugim razem zjawi się myśliwy.
Pozostałe artykuły cyklu:
I jeszcze rozwinięcie tematu błądzenia: Błędy Czerwonego Kapturka
***
Przypisy i inne myśli mimochodem:
Śmierć w brzuchu złego wilka, to być może najważniejszy punkt opowieści, ale nie jej koniec. Niestety - zazwyczaj w tym momencie lecą napisy końcowe. Jak w chwili, kiedy bohater ratuje swoją wybrankę, albo dobra armia pokonuje złą armię. Na tle zachodzącego słońca pojawia się pięknie wysmarowane "The end". Do tego jesteśmy przyzwyczajeni. To jest fabularnie poprawne... tylko, że nieprawdziwe. To przyzwyczaja odbiorcę historii do traktowania zmian, jak heroicznych zrywów. Jednorazowych, a potem można wracać do dłubania w nosie i przepoconego podkoszulka. Problem w tym, że życie bardziej niż z happy endów składa się z ciągów dalszych.
Takie zakończenia są zupełnie nieprawdziwe. Mają swoją rację bytu, kiedy walczymy i kiedy umieramy. To nasza trauma, do której mamy pełne prawo. Jeden moment w nieskończonym szeregu dni. Kiedy już uda nam się narodzić ponownie... co wtedy? Czy damy radę zrobić tak, jak zrobiły kobiety? Czy mamy na tyle odwagi, sił, roztropności, żeby zrobić inaczej niż za pierwszym razem?
Obyśmy mieli, bo droga do domu babci wciąż wiedzie przez las. A ten las i całe nasze życie jest tak skonstruowane, że zawsze będzie jakiś wilk. Bardzo Zły wilk, który może zrobić nam to, co ten pierwszy. I nie wiadomo, czy za drugim razem zjawi się myśliwy.
Pozostałe artykuły cyklu:
2. Po drugiej stronie pieca - o pomijanym fragmencie Jasia i Małgosi
I jeszcze rozwinięcie tematu błądzenia: Błędy Czerwonego Kapturka
***
Przypisy i inne myśli mimochodem:
*Jeśli to Was nie przekonuje spróbujcie sami. Tylko zacznijcie trochę inaczej. Wracasz do domu, twój mąż/żona/ojciec/matka, mieli wyjechać i wiesz, że absolutnie nikogo nie ma w domu. Chociaż, to twój dom, nie lubisz tego, bo masz ciągle wrażenie, że coś dudni, buczy, że słyszysz kroku na korytarzu, kiedy siedzisz przed komputerem i czytasz wpis o czerwonym kapturku. Kiedy wchodzisz do mieszkania, zauważasz, że jeden z zamków jest otwarty. Ten na który zawsze zamykasz drzwi. Czyżbyś zapomniał(a) tym razem? To dziwne, ale przecież, po prostu może tym razem zrobiłaś/eś inaczej. Wchodzisz, i słyszysz jak gotuje się woda. A przecież...
- Kochanie? - pytasz, myśląc, że twoja żona lub mąż, lub chociaż matka odpowiedzą. że jadnak wrócili.
Rozglądasz się za butami, żeby sprawdzić, czyją stopę rozpoznasz. Ale nie rozpoznajesz. Nie ma butów, tylko na kafelkach zabłocone ślady prowadzące do kuchni.
- Witaj skarbie - słyszysz z kuchni głos, który mógłby należeć do twojego męża, albo do twojej żony. Albo... itd.
Brzmi bardziej przekonująco?
** Co zresztą też jest dość naciągane. Baśń Baba Jaga, jest opowieścią właśnie o takiej wędrówce do chatki, która kończy się dla dziewczynki śmiercią. Dziewczynka zachowuje się podobnie jak Kapturek, krok za krokiem nie słuchając przestróg. Różnica polega tylko na tym, że Kapturka do babci wysyła mama. Więcej w temacie do poczytania TUTAJ.
Ilustracje do dzisiejszego wpisu sponsorują: Francois (digart). Lisbeth Zwerger, Joy Ang,
- Kochanie? - pytasz, myśląc, że twoja żona lub mąż, lub chociaż matka odpowiedzą. że jadnak wrócili.
Rozglądasz się za butami, żeby sprawdzić, czyją stopę rozpoznasz. Ale nie rozpoznajesz. Nie ma butów, tylko na kafelkach zabłocone ślady prowadzące do kuchni.
- Witaj skarbie - słyszysz z kuchni głos, który mógłby należeć do twojego męża, albo do twojej żony. Albo... itd.
Brzmi bardziej przekonująco?
** Co zresztą też jest dość naciągane. Baśń Baba Jaga, jest opowieścią właśnie o takiej wędrówce do chatki, która kończy się dla dziewczynki śmiercią. Dziewczynka zachowuje się podobnie jak Kapturek, krok za krokiem nie słuchając przestróg. Różnica polega tylko na tym, że Kapturka do babci wysyła mama. Więcej w temacie do poczytania TUTAJ.
Ilustracje do dzisiejszego wpisu sponsorują: Francois (digart). Lisbeth Zwerger, Joy Ang,
piękna opowieść, nie bajka, ale ta Twoja interpretacja, zaczarowała mnie trochę, przekonała;
OdpowiedzUsuńALE
nie lubię tej bajki, bo jest bezlitosna, bo choć znam jej koniec, drażni mnie głupota Kapturka najwyraźniej genetycznie dziedziczona po babci i to jak dalece bohaterka nie ufa swoim intuicjom i instynktom, przypomina mi to amerykańskie horrory klasy D, wiadomo,że bohater ma przerąbane i zginie, ale choć wszystko go ostrzega on brnie dalej; i jeszcze ten myśliwy, jak antyczne deus ex machina - niby fajnie, ale prawdopodobieństwo życiowe jakież znikome... a przez to mam poczucie, że ktoś mnie tu zwyczajnie bajeruje.... wyobrażam sobie też, że ta bajka może mieć cykliczny charakter, być czymś na kształt mitu - a to już w ogóle jest koszmar, zaskakująco i nagle realny, bo czyż powtarzanie własnych błędów, uporczywe chodzenie po własnych śladach nie jest ludzkie i totalnie prawdopodobne? to prawdziwa i nieprawdziwa bajka jednocześnie (i subiektywnie oczywiście), nie lubię jej;
Dziękuję. Choć przyznam, że zaczynam się martwić. Już drugi raz nie dostaję zrypki ;)
OdpowiedzUsuńKasiu - a może warto zacząć właśnie od tego. Dlaczzego Cię irytuje? Dlaczego jest, jak horrory klasy B. skoro nie ma w niej prawdopodobieństwa zachowanego - jaki jest tego powód? Mam podobne zastrzeżenia, ale staram się wykorzystać je jako wskazówki :)
a przy okazji - znasz interpretację tej bajki z Bajek Rozebranych?
poprawię się w kwestii "zrypki" przy pierwszej okazji ;)
OdpowiedzUsuńDlaczego? wiadomo dlaczego (w sensie, ja wiem). Oczywiście myślę o tym, wiem, że to jak czuję i jak czytam opowieści jest informacją o mnie, być może (lub prawie na pewno) bardziej wiarygodną niż moje racjonalne przeświadczenia o mnie samej.
słyszałam o książce, ale interpretacji nie znam
a co?
Tak jest właśnie interpretacja dotykająca kwestii nieprzygotowania dziewczynki do swojej roli no i w ogóle o tym jak kobiety uczą swoje córki być naiwnymi. Trochę zalatuje "Biegnącą..." ale w sumie dość ciekawa interpretacja.
OdpowiedzUsuń