Krowa
Na warsztacie: baśnie o mężu i żonie, baśnie o miłości, krowa
Jutro ślub znajomego. Stoję więc i prasuję koszulę, a w
głowie ciągle i ciągle jedna opowieść. Opowieść pochodzi z Nowego Meksyku i
traktuje o małżeńskiej miłości i zaufaniu w najgorszych nawet chwilach. Nie
wiem, czy to miałyby być życzenia, ale wiem, że to na pewno świetna opowieść,
zatem, dziś bez komentarzy:
Krowa
Było małżeństwo. Czyli mąż i żona. I małżeństwo to, choć
bardzo się kochało, klepało straszną biedę. A może właśnie odwrotnie – choć klepało
straszną biedę, bardzo się kochało. Przyszedł jednak taki czas, że miłość ich
zaowocowała i niebawem na świat przyjść miało pierwsze ich dziecko.
Cud narodzin cudem narodzin, ale trzecią gębę wyżywić
trzeba. Tak się złożyło, że mieli jedną krowę, więc postanowili ją sprzedać. Mąż
chwycił ją na postrąk i gdy tylko niebo poróżowiało ruszył z nią na targ.
Gdzieś w połowie drogi spotkał mężczyznę, prowadzącego owcę.
- Gdzie idziesz przyjacielu? – zapytał ten z owcą.
- Na targ, krowę sprzedać.
- To może byś się ze mną zamienił? Ja dam ci owcę, a ty
mnie krowę.
- W porządku przyjacielu – powiedział mąż i się zamienili…
i każdy ruszył w swoją stronę.
Mąż nie przeszedł jeszcze połowy drogi, gdy wtem spotkał
mężczyznę niosącego koguta.
- Gdzie idziesz? – zapytał ten od koguta.
- Idę na targ. Sprzedać owcę.
- Słuchaj, przyjacielu, może zatem chcesz się zamienić.
Mój kogut, za twoją owcę, co ty na to?
- Zgoda przyjacielu – powiedział mąż i się zamienili… i
każdy ryszuł w swoją stronę.
Mąż nie przeszedł jeszcze połowy drogi, gdy spotkał
mężczyznę niosącego gęś.
- Widzę, że masz koguta. Może chciałbyś się zamienić?
- Zgoda przyjacielu – odpowiedział mąż.
Więc się zamienili. I każdy poszedł tam, gdzie miał.
Maż nie uszedł jednak daleko, gdy na jego drodze stanął
mężczyzna niosący worek gnoju.
- Słuchaj – zagadał ten od gnoju – ty masz gęś, ja mam
gnój. Zamieńmy się.
- Dobrze. – odpowiedział mąż. I ruszył w swoją stronę. A
tamten z gęsią w swoją.
Mąż nie uszedł jednak pół drogi, gdy spotkał kuma. Kum, kiedy dowiedział się o
tym, jak lukratywnych transakcji dokonał tego przedpołudnia mąż, powiedział
tylko:
- Jesteś wariat i powinni ci łeb obciąć. Twoja żona będzie
wściekła.
- Nie będzie – odparł spokojnie maż.
- Po tym co dziś zrobiłeś! Będzie.
- Nie będzie.
- Będzie.
- Nie będzie.
(i tak przez następne cztery strony).
Wreszcie mąż powiedział:
- Założymy się?
- O co? – zapytał kum, choć sam był już na tyle wściekły,
że choćby o worek z gnojem, ale chciał zobaczyć jak żona wrzeszczy po mężu. –
przecież nawet nie masz złamanego centa.
- Centa nie mam, ale za to mam jeszcze życie. Załóżmy się więc
o nie. Ja stawiam swoje życie.
- W takim układzie ja stawiam…
- Ty stawiasz swój majątek. – zaproponował mąż.
- Niech będzie! – zgodził się kum, bo zgodziłby się już na
wszystko.
Wtedy do rozmowy włączyła się żona kuma, o której
wcześniej ta historia nie wspominała, a która cały czas stała obok i
przysłuchiwała się rozmowie mężczyzn:
- Nie rób tego, mężu! Przegrasz, a wtedy wszystko będzie
należało do niego. I twój, dom i twoje dzieci, i ty, i ja!
Ale ślina została już napluta na dłonie i zakład został
zawarty.
Kum wraz ze świadkami ukryli się pod oknem, żeby
nasłuchiwać rozmowę męża z żoną. A rozmowa ta przebiegała tak:
- Wróciłem kochanie! – krzyknął już od progu.
- I jak poszło? – zapytała żona.
- Nieźle. Sprzedałem krowę za owcę.
- Faktycznie nieźle – ucieszyła się żona – będzie z niej
wełna i będzie mleko na sery.
- Też tak pomyślałem, ale potem zamieniłem tę owcę na
koguta.
- To bardzo dobrze zamieniłeś. Lubię wcześnie wstawać.
- Ale, właśnie miałem ci powiedzieć, że zamieniłem tego
koguta na gęś.
- I dobrze! Nie każdy ma gęś – odpowiedziała żona.
- W końcu… w końcu udało mi się zamienić gęś na ten ładny
worek gnoju.
- To wspaniale! Kiedy następnym razem, ta wstrętna
sąsiadka przyjdzie i zacznie mnie wyzywać, złapię ją i każę jeść z tego worka!
I to była ostatnia wymiana, jakiej dokonał tego dnia mąż.
- Gdzie idziesz? - zapytał go pewien mężczyzna, kiedy
wychodził z domu, niosąc na plecach worek gnoju.
- Idę zamienić się z kumem, za ten worek gnoju – odpowiedział mąż.
- A co dostaniesz w zamian?
- Dom, pole, kilkanaście krów, tyleż owiec, kury, gęsi, i
mały warsztacik kaletniczy.
- To się nazywa szczęście. – powiedział mężczyzna.
- Nie, przyjacielu – odpowiedział mąż – szczęście jest
tam.
I wskazał na swój mały domek, gdzie w progu stała jego
żona.
Koniec
Ewelinie i Markowi.
Dziękujemy, zapamiętamy, przemyślimy, poćwiczymy! :)
OdpowiedzUsuńO rety, jakie to ładne! Dzięki.
OdpowiedzUsuńPS Twierdziłeś, że nie prasowałeś koszuli. Oszust.
Powodzenia zatem. W zasadzie sobie również życzę.
OdpowiedzUsuńA co do koszuli. Wierz mi, prasowałem ją. I to całkiem sporo. Ba. Nawet tuż przed wyjazdem do kościoła, ale jak się okazało - non iron to to nie był. Więc prasowałem i prasowałem, i prasowałem, i prasowałem...