Wiedźmama i jej dzieci
Na warsztacie: Jaś i Małgosia
O złej macosze jako mrocznej stronie matki pisano od zarania dziejów, a przynajmniej od Bettelheima. Przychodzi czas, kiedy matka zaczyna wymagać, przestaje przymykać oko na dziecięce niedociągnięcia i kaprysy, zaś w oczach dziecka zaczynają wyrastać jej zęby i staje się istnym potworem. Wszystko, co do tej pory było w niej dobre i kochane umiera... niczym baśniowa mama. Na jej miejscu pojawia się macocha, albo wiedźma, która najzwyczajniej w świecie nie lubi swoich dzieci i która sprawia, że ich świat jest o wiele bardziej przerażający niż był, kiedy prawdziwa mama jeszcze żyła.
No i dzieci muszą sobie z tym nowym, złym światem jakoś poradzić. Bo jeśli nie, to skończą rozszarpane na kawałki. Tak mówią baśnie. W praktyce chyba też tak jest. Wykastrowani mężczyźni którzy wycofują się ze świata - bez własnej siły, albo z siłą źle ulokowaną, albo trzydziestokilkuletnie, słodziutkie kobietki, które wciąż pozostają laleczkami swoich rodziców, albo wycofanymi cichymi myszkami. Droga baśniowego bohatera krzyżuje się z drogą złej macochy. Czasem krzyżuje się jak miecze i w walce macocha musi polec. Innym zaś razem te losy krzyżują się jak prawda z kłamstwem i to czas weryfikuje, kto jest górą.
Sytuacja w Jasiu i Małgosi jest o tyle ciekawsza, że do tej konfrontacji ze złym obliczem matki nie przystępuje jedno dziecko, ale rodzeństwo. I kiedy Jaś patrzy na Małgosię, widzi coś innego, niż kiedy Małgosia patrzy na Jasia.
Przypomnijmy. Baba Jaga miała względem Jasia nad wyraz prosty plan. Chciała go utuczyć, a potem zjeść. W tym celu zamknęła go w klatce i karmiła obficie. Sytuacja Jasia nie należała więc do najlepszych. Miejsca miał tyle, co kura z chowu klatkowego, był więźniem w najdokładniejszym tego słowa znaczeniu. Do tego musiał jeść. I to jego jedzenie nie było naturalnym jedzeniem. Jadł, ponad stan, jadł do tego stopnia, że samo jedzenie stawało się torturą. W dłuższej zaś perspektywie, widział tylko piec, do którego codziennie dokładała Małgosia. To jego przeznaczenie. Droga do ukrócenia wszystkich mąk. Niestety - to również najbardziej przerażająca część całej układanki.
Nie wydaje mi się jednak, żeby Małgosia miała na ten temat podobne zdanie. Z jej perspektywy położenie Jasia wyglądało przecież zgoła inaczej. Przecież Jaś nie musiał tyrać z wiadrami, nie musiał prać brudów wiedźmy i sprzątać jej mieszkania. I do tego wszystkiego dostawał jeść jak należy. Za nic. Być może gdzieś w głowie Małgosi pojawił się pomysł, że nawet za cenę skończenia w piecu zamieniłaby się z Jasiem.
Było zresztą coś sadystycznego w tym wyborze. "Zjem Jasia, nie zjem Małgosi". Innymi słowy, Jaś był smaczny a Małgosia nie. Jaś był wyjątkowy, a Małgosia to tylko dodatek do niego. Jeśli przyjrzymy się tej relacji z perspektywy Małgosi, zobaczymy jak bardzo była odsunięta od centrum wydarzeń przez większą część historii. Obiektywnie, w tym odrzuceniu można upatrywać jej przyszłego ocalenia, jednak z perspektywy dziecka (do tego dziecka, które już raz zostało odrzucone), to musiało być naprawdę przerażające. Niemniej, to nie tylko Małgosia miała oczy.
Dla Jasia z kolei, to los Małgosi mógł wydać się wymarzony. Bo chociaż jej życie stało pod znakiem niewolniczej pracy i głodowych racji żywnościowych, to miała w przeciwieństwie do brata coś bardzo istotnego... była wolna. Mogła chodzić gdzie chciała (względnie) - nie została pozbawiona możliwości ruchu - do tego jej osoba nie była w centrum uwagi czarownicy. Przez całą opowieść przemykała bokiem.
Być może to ta chwila, gdy tęsknoty obojga za miejscem tego drugiego stały się punktem, w którym Baba Jaga zwróciła na Małgosię uwagę. Jaś nie chciał swojego miejsca. Małgosia chciała miejsce Jasia, wiedźma dostrzegła więc to, co dostrzec chciała (ona i dzieci) - zdrowe i soczyste mięśnie dziewczynki.
Patrząc na całą sytuację zza cukrowej szybki, możemy dostrzec obie strony monety. Sytuacja Jasia jest tak samo zła, jak sytuacja Małgosi. Są po prostu inne w swojej beznadziei. Jednak Jaś nie widział beznadziei Małgosi, widział tylko tę swoją. Podobnież Małgosia. I tęsknili do tego, co miało drugie, nawet za cenę śmierci. Zza szybki widać też, że całą tę sytuację animowała wiedźma.
Sytuacja w Jasiu i Małgosi jest o tyle ciekawsza, że do tej konfrontacji ze złym obliczem matki nie przystępuje jedno dziecko, ale rodzeństwo. I kiedy Jaś patrzy na Małgosię, widzi coś innego, niż kiedy Małgosia patrzy na Jasia.
Jaś je, Małgosia patrzy
Przypomnijmy. Baba Jaga miała względem Jasia nad wyraz prosty plan. Chciała go utuczyć, a potem zjeść. W tym celu zamknęła go w klatce i karmiła obficie. Sytuacja Jasia nie należała więc do najlepszych. Miejsca miał tyle, co kura z chowu klatkowego, był więźniem w najdokładniejszym tego słowa znaczeniu. Do tego musiał jeść. I to jego jedzenie nie było naturalnym jedzeniem. Jadł, ponad stan, jadł do tego stopnia, że samo jedzenie stawało się torturą. W dłuższej zaś perspektywie, widział tylko piec, do którego codziennie dokładała Małgosia. To jego przeznaczenie. Droga do ukrócenia wszystkich mąk. Niestety - to również najbardziej przerażająca część całej układanki.
Nie wydaje mi się jednak, żeby Małgosia miała na ten temat podobne zdanie. Z jej perspektywy położenie Jasia wyglądało przecież zgoła inaczej. Przecież Jaś nie musiał tyrać z wiadrami, nie musiał prać brudów wiedźmy i sprzątać jej mieszkania. I do tego wszystkiego dostawał jeść jak należy. Za nic. Być może gdzieś w głowie Małgosi pojawił się pomysł, że nawet za cenę skończenia w piecu zamieniłaby się z Jasiem.
Było zresztą coś sadystycznego w tym wyborze. "Zjem Jasia, nie zjem Małgosi". Innymi słowy, Jaś był smaczny a Małgosia nie. Jaś był wyjątkowy, a Małgosia to tylko dodatek do niego. Jeśli przyjrzymy się tej relacji z perspektywy Małgosi, zobaczymy jak bardzo była odsunięta od centrum wydarzeń przez większą część historii. Obiektywnie, w tym odrzuceniu można upatrywać jej przyszłego ocalenia, jednak z perspektywy dziecka (do tego dziecka, które już raz zostało odrzucone), to musiało być naprawdę przerażające. Niemniej, to nie tylko Małgosia miała oczy.
Małgosia jest, Jaś patrzy
Dla Jasia z kolei, to los Małgosi mógł wydać się wymarzony. Bo chociaż jej życie stało pod znakiem niewolniczej pracy i głodowych racji żywnościowych, to miała w przeciwieństwie do brata coś bardzo istotnego... była wolna. Mogła chodzić gdzie chciała (względnie) - nie została pozbawiona możliwości ruchu - do tego jej osoba nie była w centrum uwagi czarownicy. Przez całą opowieść przemykała bokiem.
Być może to ta chwila, gdy tęsknoty obojga za miejscem tego drugiego stały się punktem, w którym Baba Jaga zwróciła na Małgosię uwagę. Jaś nie chciał swojego miejsca. Małgosia chciała miejsce Jasia, wiedźma dostrzegła więc to, co dostrzec chciała (ona i dzieci) - zdrowe i soczyste mięśnie dziewczynki.
Patrząc na całą sytuację zza cukrowej szybki, możemy dostrzec obie strony monety. Sytuacja Jasia jest tak samo zła, jak sytuacja Małgosi. Są po prostu inne w swojej beznadziei. Jednak Jaś nie widział beznadziei Małgosi, widział tylko tę swoją. Podobnież Małgosia. I tęsknili do tego, co miało drugie, nawet za cenę śmierci. Zza szybki widać też, że całą tę sytuację animowała wiedźma.
Dzieci są, wiedźma patrzy
Czy Baba Jaga stworzyła całą sytuację celowo? Czy zdawała sobie sprawę z tego, co robi?
Matka, która zamienia się w złą czarownicę - wiedźmama, tworzy przestrzeń, w której dzieci najbliżej mają do podjęcia złych decyzji. W świecie czarownicy, prędzej czy później Małgosia skorzysta ze swojego statusu bycia nikim i kto wie, może po prostu zniknie z domu, zamieniając sytuację emocjonalną w konkret. Albo zatęskni tak bardzo za miejscem Jasia, że aby zwrócić na siebie uwagę, zrobi cokolwiek, czasem nawet coś naprawdę głupiego. Zacznie rozrabiać, albo po prostu wchodzić w sytuacje, które dadzą jej kilka punktów uwagi ze strony wiedźmamy. Może spotka kogoś nieodpowiedniego, może zajdzie w ciążę. Może...
A Jaś, który wciąż jest głaskany po głowie, a jednocześnie ma spętane ręce? Co z nim? Może po prostu się przyzwyczai i przez całe życie pozostanie małym grubaskiem w klatce, przeświadczonym o swojej ważności. Bez osiągnięć, bez zacięcia, żeby coś z tym światem zrobić, tylko z ręką wiedźmamy we włosach i michą podstawianą pod tłustą buźkę. Może zazdrościć Małgosi, może chcieć zacząć żyć tak jak ona, jednak o wiele bardziej prawdopodobne jest to, że zamiast wziąć się za siebie, weźmie się jeszcze bardziej za Małgosię, niejako przejmując rolę Baby Jagi.
A może będzie chciał wyjść. Jakimś cudem uda mu się zerwać swoje pęta, stanie się wielkim zawodem rodziny. Pójdzie w świat, ale ten świat okaże się za duży na jego słabe, porośnięte warstwą tłuszczyku nóżki. Spotka go wilk... i zje (oszuka pan od kredytów, "nieuczciwy" pracodawca itd.).
To oczywiście bardzo czarny scenariusz. Wysoce prawdopodobny, z dużym pokryciem w rzeczywistości, ale czarny. Jaś i Małgosia przetrwali, bo nie zgadzali się na swoje położenie od samego początku. Wiedzieli, że to nie to miejsce, w którym powinni być. Ani tam, przy ognisku, kiedy zostali porzuceni, ani też w domu Baby Jagi. Ich wola przetrwania, choć bardzo mocna, nie zwróciła ich także przeciwko sobie. Jaś zawsze pozostawał bratem Małgosi, Małgosia siostrą Jasia. Do tego oboje wykorzystali to, co zawsze było ich silną stroną (o tym zagadnieniu pisałem Tutaj) .
Wiedźmama działa, my patrzymy
Dlaczego napisałem ten tekst? Nie z powodu jakiejś olśniewającej prawdy, jaka się za nim kryje. Nie ma w nim też złotego środka na to, jak można naprawić relacje na liniach brat-siostra-rodzic. Jest za to Jaś i Małgosia skazani na toksyczną wiedźmamę, w domu, gdzie jedyną perspektywą jest czeluść pieca. W chorym układzie interpersonalnym. Kiedy zaglądam do środka zza cukrowej szybki, zastanawiam się, czy na mojej głowie nie leży szponiasta dłoń czarownicy i czy zachrypły głos nie mówi do mnie słodko "Jedz Jasiu, Jedz...". To szczególnie istotne, bo wiedźmama nie pojawia się tylko tam, gdzie jest brat i siostra. Jest tam, gdzie starsze rodzeństwo może konkurować z młodszym. Jest jeszcze w innym miejscu...
Biegliśmy kiedyś ze znajomym wzdłuż Wisły. Niedawno się ożenił i naturalnym prawem wraz z małżonką przypadła mu w udziale teściowa. I choć początkowo był nią zachwycony, zaczął się żalić, że nie daje rady do niej przyjeżdżać, bo za każdym razem, gdy jest w gościach u rodziców swojej poślubionej, trafia na potężną ucztę animowaną przez teściową, w której to on ma jeść, a jego żona, ma biegać i pomagać... on jeść nie lubi, ale je. Żona nie lubi takiego ceremoniału, ale bierze w nim udział. Bo tak... Kłócą się o to dopiero w samochodzie.
- Jak Baba Jaga z Jasia i Małgosi. - powiedział.
- Taka wiedź-mama - pomyślałem.
I nie jest to bynajmniej aluzja do teściowych. Jest to aluzja to tych wszystkich animatorek zepsucia, twórczyń chorych domowych układów, matek uzależniających swoje dzieci i tych, które jedne stawiają ponad drugimi**, te które sprawiają, że świat pożre tak Jasia, jak i Małgosię...
Miejsce wiedźmamy jest w piecu.
***
Myśli luźne i przypisy:
* to znam z pewnej rodziny. Chłopczyk ma może siedem lat, dziewczynka pięć. Słowa w jej stronę są dość dosadne. Matka zdaje się kochać oboje, z czego ją trochę mniej.
** Nie mam tu na myśli lubienia. Można któreś dziecko woleć, jednak niedopuszczalna jest sytuacja, gdy przez to wolenie drugie zaczyna być tłamszone i poniżane. Ostatecznie, pomimo różnic w naszych preferencjach. Wszystkie nasze dzieci są równe.
Ilustracje do dzisiejszego wpisu sponsorują: jenskine eckwell, Yohei Horishita, Ashley Fisher
Komentarze
Prześlij komentarz