O interpretowaniu baśni


Na warsztacie: jak interpretować baśnie?

Wiecie, że jesteśmy już ze sobą ponad dwa lata? Przez ten czas wiele się wydarzyło. W mojej podróży z baśniami przez Polskę, często pojawiał się wątek interpretowania baśni. Co z nich można wyczytać i czego wyczytywać nie wolno. Jak to robić i czy czasem za dużo nie wymyślam (to ostatnie pytanie szczególnie dotyczyło tekstów z bloga) Rozmowa ta powtarza się, w różnych wariantach nad wyraz regularnie, ale ostatnio z pewną osobą wyszła niemal modelowo. Pozwólcie zatem, że wypowiem się na ten temat, trochę w formie artykułu, trochę w formie listownej odpowiedzi mojemu Szanownemu Rozmówcy, którego nazwę B. 

Brak konsekwencji


B. zarzucił mi, że moje teksty nie trzymają się kupy. Raz piszę o baśni jedno innym razem coś zupełnie innego, czasem sam sobie zaprzeczając. W pierwszej kolejności pozwolę sobie podziękować Ci, Szanowny B. za to, że jesteś tak wnikliwym czytelnikiem mojego bloga. Być może Ty jedyny to zauważasz. Już mniej dziękuję Ci, za twoje dalsze słowa, "mrzonki, bujdy, dyrdymały i blaga". Podoba mi się twój bezpośredni sposób definiowania rzeczy. Lubię go, bo często sam wolę konkretną nazwę, nawet jeśli będę się z niej potem musiał wycofać. Rozumiem też, że dla twojego przygotowanego akademicko umysłu moje teksty mogą takie być, lecz pozwól, że sam zaproponuję Ci trochę inny termin, który lepiej odzwierciedli to, czym są moje analizy i, mam nadzieję, skłoni Cię do tego, żeby zrobić krok w tył i spojrzeć na to również z mojej perspektywy. 

Drogi B. ja się bawię. A zabawa to nie blaga. Zabawa jest czymś śmiertelnie poważnym. Być może nie wnosi ona do życia postępu, ale wnosi coś o wiele ważniejszego. Wnosi smak, pewną jakość, której nie sposób odnaleźć w parciu naprzód ze zmarszczonym czołem. Czasem to właśnie zabawa stawia nas w miejscu, do którego tak naprawdę jeszcze nie dorośliśmy. Spójrz na dzieci, które bawią się w dom, policjantów i złodziei a nawet niesławnego doktora. One robią to całkiem na poważnie, stają się kim jeszcze nie są, tworzą swoją wersję świata swoich rodziców*, a mimo to cały czas to tylko zabawa. Tak samo z moimi tekstami. 

Ktoś bardzo ważny dla mojego serca przeczytał mi kiedyś piękny ustęp, którego pochodzenia nie mogę sobie przypomnieć (pewnie jakieś hinduskie filozofie), w którym jak refren pojawiała się fraza:
Rób rzeczy z lekkością i zwiewnością, jakbyś igrał. **

Drogi B. to właśnie jest cały klucz do tego, czym są moje teksty. Igraszka myśli, delikatne muśnięcia, a wraz z nimi, być może, rozbłyski Prawdy. Nagłe jak miłość. Niemożliwe do przekazania inaczej, jak przez wiatr. Metaforyczne, najpełniejsze tylko w okruchach. Bo jak chcesz opowiedzieć o tym ogromie, który mieści się pod opuszkami palców, kiedy dotykasz ukochanej? Tam jest wszechświat, nieskończoność i ty o tym wiesz, lecz jeśli chcesz o niej mówić, do dyspozycji masz tylko kilka słów. Zawsze za mało i kiedy mówisz, mówisz tylko o jednej z możliwości. To zawsze jest hańba dla ukochanej. Zawsze pokazuje ją w ułomności. 

Tak samo z baśniami. Jest w nich więcej, niż mogę powiedzieć w jednym tekście. Jeśli coś dostrzegam, chcę o tym napisać. Tyle. Nie oszukuję i nie chcę oszukiwać, ani Ciebie, ani tym bardziej siebie. Moje teksty są niedoskonałe jak mówienie o miłości i jeśli w jednej opowieści widzisz coś innego niż ja - doskonale! Byleś patrzył na to przez pryzmat tej samej miłości, co ja. Albo innej - byle była w tym miłość. Pasja, która Cię pochłonęła.

Baw się! Inaczej dołączysz do grona smutnych akademików, którzy katują swoimi tekstami młodych studentów, wysysając z nich swoją okrutną rozwlekłością życie. Wiem, rozumiem, że mówię to, jako ktoś, dla kogo nie ma i raczej nie będzie miejsca pośród bardzo poważnych i cenionych umysłów tego kraju (choć obiecuję, kiedyś dołożę do swoich tekstów przypisy i bardzo poważną bibliografię***), jednak tam, jest tylko garstka takich, w których buzuje miłość i pasja. Proszę, bądź jednym z nich! Pisz, jakbyś igrał. Nie projektujesz przecież samochodów, tylko myśli, kształtujesz ducha, przede wszystkim swojego. Dlaczego więc, ma to być smutny duch? Karm go i to karm życiem!

Ja się bawię. Żuję baśń, znajduję coś pożywnego, piszę o tym. Jeśli przy drugim żuciu znajdę coś innego, też o tym napiszę. Nawet jeśli oba teksty będą sprzeczne. Która wersja będzie prawdziwa?
To złe pytanie. O wiele trafniej, będzie zapytać o coś innego. Która wersja jest Ci bliższa, Drogi B.?

Która Ciebie bardziej inspiruje? Która Tobie pomaga lepiej spojrzeć na rzeczywistość, odnaleźć swoje miejsce we wszechświecie, w rodzinie, przy boku kobiety twojego życia? Weź sobie tę właśnie wersję, ciesz się nią, jest za darmo. I totalnie nie obchodzi baśni, o której mowa. W innych rękach, dla innego serca, ta baśń będzie całkowicie czymś innym. 

Jak interpretować baśnie?



To szczególnie ważne, dla Ciebie, jako akademika. Tak myślę. Każdy ma swoją praktykę, jednak pozwól, że podzielę się z Tobą refleksją na temat pewnej choroby, na którą cierpią wszyscy ludzie naszego pokroju (humaniści na co dzień pracujący z literaturą). W pewnym momencie i wiem, Drogi B., że ty też tego doświadczasz, zanika przyjemność z czytania. Trzeba czytać, więc się czyta, więc się analizuje, więc... teksty przelatują przez mózg, zostawiając tam osad, z którym nie wiadomo co zrobić. Bardziej osad w studzience ściekowej, niż żyzny muł. Zostaje zmęczenie i niechęć. Ja wciąż to mam. Niech to będzie takie małe wyjście z szafy, ale jedyna książka, która niezmiennie sprawia mi przyjemność to Czarodziejska Góra. Leży więc przy łóżku i kiedy mam potrzebę pięknych zdań, czytam akapit, albo dwa. Z resztą jest ciężko. Dopiero fakt opowiadania baśni dał mi możliwość ponownego cieszenia się tekstem. 

Jak więc interpretować baśnie? W drugiej kolejności. Bo baśnie nie są po to, żeby były interpretowane. Są po to, by je opowiadać, smakować ich, bać się, radować, by je odczuwać. To piękna i prosta literatura piękna. Nie mają niczego uczyć, a jeśli uczą, to mimochodem. Są tyle samo terapeutyczne, co Szekspir albo Rilke. Czytasz, co wypadnie, to Twoje. Nie mniej nie więcej. 

Lecz czytaj uważnie i zawsze więcej, niż się początkowo może wydawać. Tego nie muszę Ci mówić. Wiem, że jesteś o wiele uważniejszym czytelnikiem ode mnie. Szukasz wspaniałych powiązań w tekście. Znajdujesz je tam, gdzie ja nawet nie spojrzałbym. I tworzysz ze swoich spostrzeżeń piękne konstrukcje. A potem całkowicie zapominasz, że to tylko igraszka. Wiara - rozumiem. Ta może być niezmienna. W zasadzie, to chyba jedyna rzecz, o której możemy powiedzieć, że jest stała (przynajmniej to, w co wierzysz - to jak... też jest ciągłą zmianą). Ale cała reszta - nasze uczucia i myśli są jak ocean. Niby wszystko takie samo, lecz nigdy nie stoi. Stary dobry Heraklit wiedział, co mówi. Po cóż więc mamy umierać się na jakąś wersję tekstu? Walczyć o nią? 

To chyba różnica między pisarzem, a krytykiem literatury. Ten pierwszy tworzy, potem drukuje swoje teksty i przypina je pinezkami do drzew. Kto chce, niech czyta. Niech bierze z tekstu, co mu się podoba. Z czasem zostają na drzewach tylko te zardzewiałe pinezki. Krytyk ma swoje stanowisko. Musi mieć i musi wiedzieć, jak go bronić. W przeciwnym wypadku, nie byłby poważany (bo skoro pisze i nie potrafi wybronić swojego stanowiska - po co w ogóle pisze). To jest zrozumiałe i być może przyczynia się do postępu nauk humanistycznych. Jednak dla higieny osobistej, Drogi B. proszę Cię, jak tylko mogę, bądź odrobinę bardziej pisarzem. Jeśli chcesz, kupię Ci paczkę pinezek. Igraj!

Powtarzacze


Od tego jest tylko jeden wyjątek. Nienawidzę, serdecznie nienawidzę powtarzaczy. Kiedy spotykam takiego kogoś na swojej drodze, staję się naprawdę agresywny i nieprzyjemny. I choćbym uznawał, że tekst wciąż jest z kategorii "być może", w konfrontacji z powtarzaczem staje się dla mnie prawdą absolutną, której będę bronić do ostatniej kropli krwi. Kim są powtarzacze? To osoby, które naczytały się Jungów, Freudów, Bettelheimów i inszych Feministków, które w baśniach nie widzą tego, co tam jest, a tylko to, co przeczytały u kogoś innego. Nienawidzę! Ty masz swój mózg, swoje spostrzeżenia i swobodnie cytujesz różne mądre głowy, więc piszę to raczej dla stworzenia pełnego obrazu.Są osoby, które tak mocno uczepiają się metodologii, cytatów, perspektyw, że ostatecznie nie da się z nimi rozmawiać. Na tyle, na ile mogę, staję więc w szranki z ich Freudami, Jungami, czy Bettelheimami i niszczę, póki mi intelekt na to pozwala. i wiesz co? To wszystko też jest igraszka. 


Znam i lubię Bettelheima (choć mam do niego wiele zastrzeżeń), lubię Junga, Campbella, Eliadego, a ostatnio pana Peju (e z kreseczką, ale nie potrafię wstawić), czytałem Biegnącą z Wilkami (której nie lubię) kilka innych feministyczno-baśniowych pozycji też (żadna mnie nie przekonała, choć niektóre są pożywne, jeśli idzie o tropy), Z osób analizujących basnie Pani Jadwiga Wais, ma dla mnie szczególne znaczenie. Odwracam się w lewo do swojej biblioteczki i widzę, że można by wymieniać nazwiska jeszcze przez dobrą chwilę i gdybym miał ochotę skorzystać z tego, o czym mówią, wziąłbym do ręki ich książkę. Ale w moich myślach te osoby mają być tylko pożywką. Mają mi pomóc lepiej spotykać się z baśniami. 


Gdyby ich nie było, czy to baśnie, czy też literatura piękna (co wychodzi na jedno), byłyby dokładnie tym, czym są. Powtarzacz pakuje im na plecy worek z kamieniami cudzych myśli. Wtedy nie chce mi się już ani baśni, ani interpretacji. I lepiej, żeby tak baśń, jak i powtarzacz, udali się tam, gdzie może zabrać ich worek z kamieniami. Na dno zapomnienia. Piszę jednak o tym, bo choć przy Tobie, nie muszę się o to martwić, to jednak powtarzacze są plagą, od której nie sposób się opędzić. Szanowny B. jesteś bystrzejszy ode mnie. Proszę Cię zatem - kiedy spotkasz powtarzacza, nie zostaw na nim suchej nitki. Dla dobra ludzkości. Ja sam sobie nie poradzę.


I choć zawsze jest coś więcej, na teraz to chyba wszystko. Jeszcze napiszę. Mam nadzieję, że niedługo znów siądziemy przy kawie i będziemy mogli wrócić do naszych rozważań. 

Igraj Szanowny B. 

I Wy igrajcie! 

*****

*Co ważne, to nie jest kopia, raczej alternatywna rzeczywistość, której niestety zbyt mało się przyglądamy. Gdybyśmy czasem zdecydowali się uważniej przyjrzeć relacjom, jakie modelują dzieci w swoich zabawach, moglibyśmy czerpać z nich całymi garściami metody na poprawienie naszych dorosłych, poważnych relacji. 

** czego dotyczył tekst w całości, nie pamiętam. I jeśli zdarzyłoby Ci się znać go w całości, proszę, podeślij mi. Jeśli jednak okazałoby się, że zdanie wyrwane z kontekstu znaczy coś innego, proszę nie przesyłaj. To zdanie jest dla mnie cenne, takie, jakie jest i chciałbym, żeby takim też pozostało. 

*** Nie, nie martwcie się - nie dołożę!

Komentarze

Popularne posty