Varia, czyli "za mało na artykuł"
"Varia" oznacza "rozmaite". Słowem tym określano miejsce w klasycznie zbudowanej bibliotece, gdzie można było znaleźć wszystkie te rzeczy, które nie pasowały do innych działów.
Od pewnego czasu na fanpejdżu Baśni wrzucam notatki, które tytułuję "za mało na artykuł". Są to krótkie myśli, które mnie samemu wydają się po prostu interesujące. Rozbite tematycznie do tego stopnia, że jedyne miejsce, do którego można je przyporządkować, to właśnie te rozmaitości.
W zasadzie można by te drobinki również odnaleźć na fejsie, ale w związku z tym, że dynamika portalu pana Zuckerberga jest znacznie większa niż dynamika bloga i szybkość z jaką znikają treści, przypomina obserwowanie ping-pongowej piłeczki w górskim strumieniu, postanowiłem zebrać te tekściki w jednym wpisie. Zapraszam zatem na przejażdżkę po moich małych baśniowych olśnieniach ostatnich kilku miesięcy:
Labirynt
Nie od
dziś wiadomo, że mityczne i baśniowe motywy migrują między opowieściami.
Zmieniają się tylko okoliczności i kolor skóry, płcie postaci, zamek staje się
kamienicą, a walka ze smokiem zamienia się w katastrofę kolejową (to ostatnie z
Junga).
A taki Jaś i Małgosia... Ich losy do złudzenia przypominają pewien mityczny schemat znany skądinąd. W obliczu zagrożenia, przed jakim staje ich dom rodzinny, zostają wyrzuceni do lasu, gdzie, podług słów macochy, mają stać się przekąską dla wilków, niedźwiedzi lub czegoś jeszcze gorszego. Dlaczego? Jaś i jego siostra zostają poświęcone, by reszta domu mogła przetrwać.
Dzieci jednak głupie nie są i z labiryntu drzew udaje im się wrócić do domu przy pomocy lśniących kamyków. Potem niestety wracają w las. Bez kamyków. Z labiryntu nie ma wyjścia. Kiedy wreszcie trafiają do jego środka, spotykają potwora - wiedźmę zjadającą małe dzieci.
Mamy więc ofiarę, labirynt, mamy złocistą nić no i na końcu, mamy ludożercę, potwora - Minotaura.
5 fasolek
Ile to jest pięć fasolek? Zapytał Jacka dziwny starzec.
Pytanie to brzmi, jakby dziadek był niespełna rozumu. Pięć jest przecież pięć.
Natomiast Jack odpowiada, że pięć fasolek, to tyle co jedna na jego prawą nogę,
druga na lewą, trzecia, na prawą rękę, czwarta na lewą, a ostatnia, ta piąta,
na głowę. Odpowiedź Jacka jest więc prosta: pięć to tyle co człowiek. Pięć
fasolek to cały ja. W ten oto sposób otworzyła się dla niego droga do wielkiej
przygody - swojego pełnego człowieczeństwa.
Złoty Cielec
To historia z 32 rozdziału księgi wyjścia. W parafrazie
brzmi ona tak:
Bóg prowadził Izraelitów przez pustynię pod postacią ognistego słupa. Od kiedy Żydzi postanowili, że jednak wyjdą z Egiptu był z nimi w dzień i w nocy. Nie jako coś duchowego, nie jako słowa, prawo czy przykazania, ale jako coś całkowicie namacalnego. Kiedy budzili się rano, był przed nimi. Nawet kiedy zasypiali widzieli, że jest. Tam, gdzie słup ognia się zatrzymywał, zatrzymywali się i oni. Dopóki stał - oni też stali. Kiedy ruszał, zwijali obóz i dreptali przez pustynię za Słupem.
Innymi słowy: od wyjścia z Egiptu szli z Bogiem.
I oto Bóg wezwał Mojżesza na górę Synaj, żeby dać mu tablice z Przykazaniami. Czy słup ognia pozostał w obozie? Czy powędrował wraz z Mojżeszem na górę? Nie jest to napisane. Napisano za to, że jakieś dwa, może trzy tygodnie po odejściu Mojżesza, do jego zastępcy, Arona, zgłaszają się ludzie z prośbą, żeby ten odlał im złotego cielca. "Zrób nam Boga!" Mówili.
I mówili to Ci, którzy przez kilka ostatnich miesięcy z Bogiem wędrowali. WIDZIELI GO! W dzień i w nocy. I przyszli do Arona, prosić, by ten odlał im Cielca. Zaprzeczyli swojemu własnemu doświadczeniu doświadczeniu Boga, na rzecz... czego?
Czym jest ten mechanizm, który zadziałał w ludziach podczas nieobecności Mojżesza? Potrzebą Boga? Potrzebą tworzenia Boga, wbrew temu, co mieli przed swoimi oczyma? Chęcią buntu? Chęcią stworzenia czegoś co przypominałoby im utraconą niewolę (albo jak kto woli dom)?
Bóg prowadził Izraelitów przez pustynię pod postacią ognistego słupa. Od kiedy Żydzi postanowili, że jednak wyjdą z Egiptu był z nimi w dzień i w nocy. Nie jako coś duchowego, nie jako słowa, prawo czy przykazania, ale jako coś całkowicie namacalnego. Kiedy budzili się rano, był przed nimi. Nawet kiedy zasypiali widzieli, że jest. Tam, gdzie słup ognia się zatrzymywał, zatrzymywali się i oni. Dopóki stał - oni też stali. Kiedy ruszał, zwijali obóz i dreptali przez pustynię za Słupem.
Innymi słowy: od wyjścia z Egiptu szli z Bogiem.
I oto Bóg wezwał Mojżesza na górę Synaj, żeby dać mu tablice z Przykazaniami. Czy słup ognia pozostał w obozie? Czy powędrował wraz z Mojżeszem na górę? Nie jest to napisane. Napisano za to, że jakieś dwa, może trzy tygodnie po odejściu Mojżesza, do jego zastępcy, Arona, zgłaszają się ludzie z prośbą, żeby ten odlał im złotego cielca. "Zrób nam Boga!" Mówili.
I mówili to Ci, którzy przez kilka ostatnich miesięcy z Bogiem wędrowali. WIDZIELI GO! W dzień i w nocy. I przyszli do Arona, prosić, by ten odlał im Cielca. Zaprzeczyli swojemu własnemu doświadczeniu doświadczeniu Boga, na rzecz... czego?
Czym jest ten mechanizm, który zadziałał w ludziach podczas nieobecności Mojżesza? Potrzebą Boga? Potrzebą tworzenia Boga, wbrew temu, co mieli przed swoimi oczyma? Chęcią buntu? Chęcią stworzenia czegoś co przypominałoby im utraconą niewolę (albo jak kto woli dom)?
Komin
Miejsca takie jak próg, framuga okienna, poddasze, piwnica,
czy komin, były w wierzeniach przestrzenią mediacyjną. Dzieliły to, co święte
(wnętrze domu) od tego, co sprofanowane (wszystko co na zewnątrz). Przestrzeń
pomiędzy była więc czymś niejasnym, niepewnym, gdzie sacrum i profanum stawały
w klinczu, nieustannie się przepychając. To, co sprofanowane mogło
przeniknąć w świętą przestrzeń. Duchy i demony, mogły przedrzeć się do wnętrza
chaty, negatywnie wpływając na jej mieszkańców. Przestrzenie pomiędzy wymagały
zatem specjalnych zabezpieczeń. Malowano kredą kredą na drzwiach ochronne
symbole (np. K+M+B), Przybijano wersety z modlitwami (np. mezuzy), wieszano
łapacze snów, stawiano w oknie zapaloną gromnicę (na wypadek piorunów), albo
wbijano we framugę szydło (w ochronie przed strzygami), wieszano czosnek i inne
magiczne zioła itd.
Jeśli zaś chodzi o komin - przed wejściem do środka, zło było powstrzymywane przez zapalony ogień. Prosta ale skuteczna metoda, co widać na przykładzie wilka, którego spotkanie z nią kosztowało życie. Demon został powstrzymany.
Kondor
W opowieści o tym, jak Kondor szukał żony, pewna pastereczka zakochuje się w tym
dostojnym ptaku. Kondor obiecuje, że będzie jej przynosił jedzenie. Kochał swoją żonę ponad życie i swoich obietnic dotrzymywał. Ale był kondorem i, jak to
kondory, żywił się tylko padliną. Przynosił więc dziewczynie lekko nadgniłe
pomidory i zgniłe mięcho. Dziewczyna kochała ptaka, więc jej to nie
przeszkadzało, ale od tego wszystkiego, zaczęła straszliwie cuchnąć. I to już
jej przeszkadzało. Uciekła więc od swojego kochanka do domu matki. A tam matka
obmyła ją swoimi łzami. I dziewczyna przestała cuchnąć. Co stało się z
Kondorem? pozostawmy w niedopowiedzeniu.
Jeśli chcecie wiedzieć, czy wasza miłość jest właściwa, sprawdźcie jak przez nią pachniecie.
Jeśli chcecie wiedzieć, czy wasza miłość jest właściwa, sprawdźcie jak przez nią pachniecie.
Sąd Parysa
Bogini niezgody Eris, która nie została zaproszona na jedną z Olimpijskich uczt, zemściła się w następujący sposób. Przyszła i tak, ale tylko po to, żeby pomiędzy boginiami położyć, jabłko z napisem "dla najpiękniejszej".
Każda z bogiń chciała zostać właścicielką jabłka. Szczególnie trzy tęgo się pokłóciły.
Zeus, który miął dość całej draki, rozkazał, żeby Hera, Atena i Afrodyta udały się do Parysa, by ten rozsądził, która jest najpiękniejsza. Zwyciężczyni miała otrzymać złote jabłko. Żeby zostać najpiękniejszą panie zaczęły przekupywać Parysa różnymi drobnostkami. Władza nad światem i nieskończone bogactwo, wielka mądrość i niezwykłe umiejętności na polu walki, albo najpiękniejsza kobieta na świecie. Po pierwsze więc - to wcale nie był spór o piękno, tylko o gadżety.
Parys wybrał Afrodytę, która de facto obiecała mu najmniej. To trochę, jakby wybrał pomiędzy sukcesem, a naprawdę fajowymi ślizgawkami. Trudno - Parys był jaki był i Afrodycie należy się ukłon za to, że najlepiej znała jego serce i potrzeby. Jaką rozróbą skończyła się decyzja Parysa, wiadomo.
Zastanawia mnie tylko, czy pozostałe wybory też miały haczyk. I to po drugie.
Po trzecie, biorąc pod uwagę całą wojnę trojańską, Eris zrobiła jednym, niewielkim gestem kawał dobrej roboty. Jej w udziale powinno przypaść złote jabłko z napisem "dla najsprytniejszej".
Każda z bogiń chciała zostać właścicielką jabłka. Szczególnie trzy tęgo się pokłóciły.
Zeus, który miął dość całej draki, rozkazał, żeby Hera, Atena i Afrodyta udały się do Parysa, by ten rozsądził, która jest najpiękniejsza. Zwyciężczyni miała otrzymać złote jabłko. Żeby zostać najpiękniejszą panie zaczęły przekupywać Parysa różnymi drobnostkami. Władza nad światem i nieskończone bogactwo, wielka mądrość i niezwykłe umiejętności na polu walki, albo najpiękniejsza kobieta na świecie. Po pierwsze więc - to wcale nie był spór o piękno, tylko o gadżety.
Parys wybrał Afrodytę, która de facto obiecała mu najmniej. To trochę, jakby wybrał pomiędzy sukcesem, a naprawdę fajowymi ślizgawkami. Trudno - Parys był jaki był i Afrodycie należy się ukłon za to, że najlepiej znała jego serce i potrzeby. Jaką rozróbą skończyła się decyzja Parysa, wiadomo.
Zastanawia mnie tylko, czy pozostałe wybory też miały haczyk. I to po drugie.
Po trzecie, biorąc pod uwagę całą wojnę trojańską, Eris zrobiła jednym, niewielkim gestem kawał dobrej roboty. Jej w udziale powinno przypaść złote jabłko z napisem "dla najsprytniejszej".
Komentarze
Prześlij komentarz