Dusza Kobiety
Na warsztacie: baśnie japońskie, dom słowików, sinobrody, dusza kobiety
Jedną z moich ulubionych baśni, niezmiennie od kilku lat pozostaje Dom słowików:
Żył sobie pewien bardzo biedny drwal. Pracował ciężko i uczciwie, ale końca z końcem związać nie potrafił. Do miasta nie schodził, bo i po co, a jego największymi skarbami pozostawały koszula, którą nosił na grzbiecie, siekiera, którą pracował i miska, z której jadł ryż.
Pędził żywot skromny, pracował, a przy pracy śpiewał. Często też marzył o tym, że jego los się odmieni.
Pewnego dnia, kiedy drwal odpoczywał przy leśnej drodze, obok niego pojawiła się nieziemskiej urody kobieta. "Łał! - pomyślał drwal - taką to by mieć! Ale pewnie nawet na mnie nie spojrzy".
Lecz kobita spojrzała. A potem zagadała:
- Podobasz mi się. Może chciałbyś, żebym została twoją żoną. Mam wielki dom i przydałby mi się gospodarz, a ty wyglądasz na dobrego człowieka. I przystojnego.
Cóż miał powiedzieć biedny drwal? Że dzięki, ale woli swoją nędzę i nieludzką pracę i brak perspektyw? Że woli swoją samotność niż ciepło tak pięknej damy?
- Dobrze, pójdę z Tobą - powiedział.
I poszli. Wędrowali kilka dobrych dni, zanim spośród mgieł wyłoniła się góra, na której stał dom pani. A dom okazał się naprawdę niezwykły. Bo poza tym, że wyglądał imponująco i wykonany był z pierwszej jakości materiałów, to w środku działy się niezwykłe rzeczy. Kiedy mężczyzna zapragnął kąpieli, ta już na niego czekała, kiedy poczuł głód - stół niespodziewanie, jakby sam z siebie nakrywał się najprzedniejszymi posiłkami. Nigdy w życiu drwalowi nie przeszło nawet przez myśl, że jedzenie może tak smakować. Nic by w tym nie było dziwnego, gdyby w domu znajdowała się jakaś służba. Poza nim i tajemniczą kobietą, w domu nie było jednak nikogo.
W tym właśnie domu drwal i kobieta zostali mężem i żoną. Miłość do kobiety sprawiła, że drwal zupełnie nie zwracał uwagi na dziwy dookoła niego. Bo kochali się płomiennie i szczerze. Wkrótce z tej miłości kobieta stała się brzemienną i powiła drwalowi pięknego syna. Kiedy chłopczyk podrósł do tego stopnia, że nadawał się do odbycia długiej podróży kobieta powiedziała do swojego męża:
- Odejdę teraz, żeby pokazać naszego syna moim rodzicom. Ty pozostań w domu i doglądaj naszego majątku. Tutaj masz klucze do wszystkich pokoi. Wolno ci wchodzić wszędzie poza ostatnim pokojem. Proszę uszanuj to.
Po tych słowach, zabrała ich synka na plecy i ruszyła przed siebie, ścieżką, która prowadziła we mgłę i w śnieżyce. Bo jesień docierała już do swego kresu, srożąc się coraz bardziej. Mężczyzna został.
Czas mijał, a dom bez jego ukochanej żony i synka stał się pusty i nudny. Mężczyzna zaczął więc wędrować od pokoju do pokoju oglądając, co w którym się znajduje. I trafiał na spiżarnie, trafił na pokój, w którym jego żona składowała jedwabie i na taki w którym przygrywała mężowi na shamisenie. Wreszcie obszedł całe domostwo i został mu już tylko jeden pokój - ten do którego żona zabroniła mu wchodzić. No ale przecież żony nie było…
Mężczyzna przesunął więc drzwi i zajrzał do środka. Pokój był pusty. Na środku przedzielony był ścianą, a w ścianie znajdowało się niewielkie okienko.
- Nikomu krzywda się nie stanie, jeśli zajrzę, co jest za tym okienkiem - powiedział do siebie mężczyzna.
Ostrożnie zbliżył się do środka pokoju i spojrzał przez okienko. Po drugiej stornie znajdował się piękny ogród pełen kwitnących śliw, a pomiędzy gałęziami baraszkowały słowiki. Zza okna biło wiosną, ciepłem i radością.
- Ach! - Westchnął mężczyzna.
Lecz kiedy słowiki to usłyszały, spojrzały na niego i w całym ogrodzie zaległa cisza. Nie tylko ptaki zamilkły, ale i śliwy, i wiatr, i wszystko. A potem drzewa zaczęły tracić liście, a powietrze zaczął napełniać przenikliwy ziąb. Słowiki gdzieś odleciały.
- Co ty narobiłeś? - mężczyzna usłyszał za plecami głos swojej żony.
Odwrócił się i ujrzał kobietę zanoszącą się płaczem. Gorzkim jak piołun.
- Do tego ogrodu lubił przychodzić bóg gór, żeby słuchać jak śpiewamy. Bo ja jestem słowikiem, który pokochał biednego drwala. I mogłam być przy nim, dopóki on nie zajrzał przez okienko i nie zabił ogrodu słowików. A teraz muszę odejść. Ja i nasz syn.
Chwilę później nie było już kobiety ani syna drwala. tylko dwa słowiki ulatywały w górską mglę. Został tylko drwal i wielki pusty dom, i coraz bardziej srożąca się jesień, prawie zima.
Krwawa komnata
Nawet mało wprawne oko osoby, która jedynie liznęła trochę baśniowego świata, dostrzeże w tej baśni motyw wyciągnięty rodem z opowieści o Sinobrodym. Motyw krwawej komnaty, do której nie wolno zaglądać bohaterowi. A potem złamanie tego zakazu, które ściąga na głowę śmiałka wielkie nieszczęście. Wszystko się zgadza. Różnica polega przede wszystkim na tym, że sekretne miejsce francuskiego okrutnika przepełnione jest po sufit flakami i odorem gnijącego mięsa, natomiast kobieta-słowik nosi w sobie wiosnę. Wyjątkowo sekretną wiosnę.
Zestawienie ze sobą tych obu baśni pokazuje nam, że niezależnie od naszej płci, każdy z nas ma jakąś "krwawą komnatę", przy czym tylko ta męska jest naprawdę krwawa. To w nas, facetach, jest skłonność do gromadzenia bardzo mrocznych rzeczy i traktowanie ich jako swojego przytulnego gabineciku. O wiele łatwiej poczuć się nam swojsko w mroźnych i surowych ostępach niż kobietom. Kobiety zaś nie pielęgnują w sobie tego typu mroku (pielęgnują inny, ale o tym będzie następnym razem). Ich sekretne miejsce jest o wiele delikatniejsze. przytulniejsze i wbrew pozorom o wiele trudniejsze do zachowania takim, jakie powinno być.
Jest między tymi komnatami jeszcze jedna różnica. O ile kobieta, dowiedziawszy się o sekrecie swojego męża może popaść jedynie w przerażenie i grozę, o tyle mężczyzna, widząc wnętrze kobiety powie jedynie "Ach!". Choć w obu przypadkach występuje przemożna chęć odkrycia, co to drugie nosi w swojej sekretności, to odczucia związane z tym odkryciem są diametralnie odmienne.
Słowik
Inny jest także efekt, jaki to odkrycie przynosi. Mężczyzna-Sinobrody zaczyna swoich sekretów bronić, za wszelką cenę, nawet jeśli tą ceną, jest życie ukochanej osoby. Sekret pozostaje w ciemności, zapewne przywalony masą trupów, które kiedyś rzuciły mu wyzwanie*. Odpowiedzią mężczyzny jest brutalność. Inaczej jest z kobietą-słowikiem.
Ta, gdy zostaje zdemaskowana, cała się kruszy. Wcale nie ma ochoty krzywdzić swojego męża. Zamiast tego, coś w niej pęka. Zawartość jej komnaty umiera. I otwarcie się do tego przyznaje. Nie mówię tutaj oczywiście o tym, że kobieta nie ma siły. Wprost przeciwnie. Nie musi ukrywać swojego zranienia, nie musi walczyć o to, że prawda pozostaje prawdą, nawet więcej, kiedy mężczyzna dostrzega coś, czego mógłby nie zrozumieć, ona otwarcie mówi, co odkrył. Kiedy jest już po wszystkim, nie ma ochoty być górą. Od początku chce jedynie zbudować dobry dom z mężczyzną, którego kocha. Kiedy to się nie udaje, nie marnuje czasu na śmieszne i tragiczne w skutkach zabawy, które mają ocalić jej twarz. Nie ma twarzy - zostaje tylko prawdziwy ból i sroga jesień.
Zresztą kobieta-słowik jest bardzo silna od początku. Mężczyzna mówi tylko "Ok, dobrze, niech tak będzie!" - jego inicjatywa jest minimalna. Zresztą, kiedy ją przejmuje, nie kończy się to najlepiej dla obojga bohaterów. Być może inicjatywa leży aż tak bardzo po stronie kobiety, bo to ona, jako słowik, chce wciągnąć człowieka w świat swojej magii, ale - bądźmy szczerzy - czy to nie jest tak, że to właśnie kobieta posiada tę magię, której może udzielić swojemu wybrankowi? Czy my, mężczyźni, w pewnym stopniu nie potrafimy się tylko zgadzać na tę kobiecą magię? A kiedy już się na nią zgadzamy… cóż - niestety często zapominamy, że ta magia, która nam została udzielona nie jest nasza i że naszym zadaniem jest przede wszystkim dbać o nią. Niekoniecznie interesując się tym, jaka jest jej istota.
Bóg gór
Bo gdzie chcemy pchać się z naszym drwalskim obyciem? Z naszymi spracowanymi rękami**, bosymi stopami brudnymi od jesiennego błota, naszym męskim sposobem patrzenia na świat? NO gdzie? Nawet jeśli będziemy w stanie zajrzeć do ogrodu - nie zrozumiemy go. BO JESTEŚMY INNI! I kiedy dostrzeżemy ogród, to będzie to tylko ogród. A przecież ten ogród był czymś więcej.
Chyba najbardziej wstrząsającą częścią tej baśni jest opowieść kobiety-słowika o ogrodzie. Tam przychodził bóg gór, żeby posłuchać słowiczego trelu. Coś delikatnego spotykało się z czymś niebywale potężnym i, co piękne, to właśnie delikatność przyciągała potęgę, nie na odwrót. Esencja tego, co wielkie (bo czymże jest bóg gór, jeśli nie esencją gór samych?) jest onieśmielona słowiczym śpiewem. I to onieśmielenie tworzy intymną relację, kruchą do tego stopnia, że jedno westchnienie intruza, potrafi zniszczyć wszystko. Słowiki być może dalej mogłyby śpiewać, ale to nie ich śpiew był ważny, ale ich relacja z bogiem gór. To, jakie ten śpiew wytwarzał pomiędzy światem śmiertelnym, a tym, co ponadczasowe, potężne i pierwotne. To relacja kobiety-słowika z bogiem gór, sprawiała, że jej miłość do mężczyzny mogła być tak pełna i piękna.
A głupi mężczyzna tego nie wiedział. Wielu głupich mężczyzn tego nie wie. Patrzą na swoje kobiety jak na ciało, które ma być ładne, Patrzą na kobiety jakby te były ze szkła - widoczne do najdalszych zakamarków duszy. Nie daj boże, natkną się przez przypadek na pomieszczenie, w którym jest wiosna. Są gotowe zabić tę wiosnę, a wraz z nią duszę kobiety.
Samotność
Jedyne, co pozostaje wspólne, to pustka. Kiedy kobieta odlatuje, zabiera ze sobą wszystko, co mieli wspólnego. Mężczyzna zostaje w pustym domu. W zasadzie żona Sinobrodego została w tej samej sytuacji. sama w pustym domu, choć ten pusty dom oznaczał w jej przypadku coś ciut odmiennego. Ulgę.
*Tak przy okazji. Ilekroć wracam do wątku krwawej komnaty, mam wrażenie, że ciała martwych żon nie są jej PRAWDZIWYM sekretem. Że osoba, która trafia na zwłoki, jest tak przerażona, że nie dostrzega tego, o co w komnacie naprawdę chodzi. Przeocza ten najważniejszy szczegół, tę właściwą tajemnicę. Ostatecznie - za pierwszym razem komnata przecież musiała być pusta.
Zapraszam także do artykułu o Kobiecej Sile: TUTAJ
**Jakże bardzo ta metafora się sprała i jednocześnie - jak bardzo pozostała aktualna.
Komentarze
Prześlij komentarz