SMOK I RÓŻA
Na warsztacie: Król Lindor
Zanim przejdziemy do sedna dzisiejszych rozważań, pozwólcie, że opowiem Wam baśń o Królu Lindorze:
Pewna królowa nie mogąc mieć potomstwa, zwróciła się do mądrej baby o pomoc. Mądra baba doradziła, żeby królowa zjadła różę - białą, jeśli chce mieć dziewczynkę, czerwoną, jeśli woli chłopca.
Królowa nie mogąc się zdecydować, zjadła obie. Co z tego wyszło? Bliźnięta. Młodsze dziecko okazało się być pięknym, rumianym chłopczykiem, starsze zaś - smokiem. Zaraz po narodzinach poczwara wpełzła pod jakiś mebel i cały dwór jednogłośnie o niej zapomniał. Durgi syn rósł zaś pięknie i nim się wszyscy spostrzegli, był już rumianym, dojrzałym młodzieńcem, który mógł zacząć rozglądać się za żoną. Tak też uczynił. Wsiadł w powóz i ruszył na poszukiwanie swojej księżniczki, jednak nie ujechał nawet za najbliższe skrzyżowanie, gdy drogę zastąpił mu smok. Potwór powtarzał tylko jedno słowo: "Żona" i młody książę zrozumiał, że jedyne, co może zrobić, to zawrócić. W pałacu doszło do ujawnienia wielkiej rodzinnej tajemnicy - oto książę spotkał swojego starszego brata i nie ma innej możliwości, jak tylko sprawić poczwarze żonę. Bo coś tam prawo pierworodnego.
Król wysłał więc do sąsiedniego królestwa poselstwo, w którym prosił o królewnę dla swojego syna. Wszyscy myśleli, że chodzi o pięknego królewicza, więc radośnie przysłali dziewczynę. Ta dopiero na ślubnym kobiercu zorientowała się, jaki los ją czeka. Smok powiedział "Tak", ona powiedziała tak i po zakończonej ceremonii młoda para powędrowała do małżeńskiej komnaty. Tam w jękach i trzeszczeniu małżeńskiego łoża związek ich został skonsumowany. Raczej w dosłownym tego słowa znaczeniu. Bo o ile Smok leżał na małżeńskim łożu, o tyle jego małżonka leżała trochę na małżeńskim łożu, trochę na kominku, trochę na firankach, a części służba w ogóle nie mogła jej znaleźć.
Król myślał, że to wystarczy, by udobruchać smoka. Niestety, kiedy młody książę po raz drugi wyruszył w świat, by znaleźć żonę dla siebie, sytuacja powtórzyła się. Na rozstaju dróg znów pojawił się smok. Król powtórzył manewr ze sprowadzeniem dla niego dziewczyny, a potwór, tak samo jak za pierwszym razem rozsmarował małżonkę po ścianach komnaty.
Za trzecim razem, gdy smok zażądał żony dla siebie, król postanowił, że nie ma sensu ubijać kolejnej królewny i psuć sobie stosunków dyplomatycznych z ościennymi krajami. Zamiast tego odkupił od młynarza jego córkę, wymył ją, upudrował i ubrał w piękne szaty, a potem przedstawił stworowi, jako nową kandydatkę na żonę.
Dziewczyna doskonale wiedziała, jaki los ją czeka. Przed ceremonią nie mogła zasnąć i tylko chodziła po pałacowym ogrodzie, zanosząc się łzami. Tam spotkała mądrą babę, która nie pozostawiła dziewczyny bez pomocy. Doradziła nieszczęśliwej kandydatce na smoczą żonę, by ta poprosiła króla o siedem wanien pełnych ługu, siedem rózeg i siedem białych koszul. Po czym wyjaśniła, co i jak trzeba zrobić.
I oto nadeszła noc poślubna. Wybrankowie powiedzieli sobie "tak" i do komnaty wtoczyło się cielsko smoka, a za nim odziana w białą koszulę weszła dziewczyna. W środku czekało na nowożeńców przystrojone w wieńce łoże, a także siedem wanien napełnionych po brzegi ługiem i siedem świeżych wierzbowych pęków.
Smok nie zauważył tych zmian, zamiast tego, powiedział do dziewczyny:
- Rozbieraj się!
Dziewczyna odpowiedziała na to:
- Najpierw ty, potem ja.
- Jeszcze nikt do mnie tak nie powiedział - zdziwił się smok.
- Ale ja mówię - odparła pani młoda - no już... ściągaj skórkę.
Co miał zrobić smok? wbił pazury w skórę i zaczął odrywać ją kawałek po kawałku. Trzeszczało przy tym, jakby ktoś poszewkę na kołdrę rozrywał, a gdy łuski spadały na posadzkę, brzęczały jak wysypane jednogroszówki. Kiedy skończył, dziewczyna zdjęła z siebie suknię i rzuciła ją na skórę. I kiedy ją zdjęła, dalej miała na sobie białą suknię.
- Rozbieraj się! - powtórzył smok.
- Najpierw ty, potem ja - odparła dziewczyna.
Więc on kolejną warstwę skóry. I skórę na koszulę. A potem ona zwiewnym ruchem ściągnęła białą koszulinę i na skórę smoczą rzuciła... i dalej była ubrana.
- Rozbieraj się! - powtórzył smok.
Lecz nie miał już wielkiej nadziei. Wpił więc pazury w siebie samego i zaczął drzeć kolejną warstwę. A potem kolejną i kolejną. A dziewczyna zrzucała po sukience i na zdartą smoczą skórę kładła.
Kiedy smok zerwał z siebie siódmą skórę, już nie był nawet smokiem. Z poczwary, stał się małą, drżącą, zakrwawioną poczwarką, która ledwie zipała.
Wtedy dziewczyna chwyciła to, co po smoku zostało i do pierwszej wanny. I w tej wannie pierze go i pierze, a potem wyciąga i okładać zaczyna wierzbową rózgą. I do drugiej, i rózga, i do trzeciej, i znów leje i tak przez siedem wanien. Pod koniec tego osobliwego prania ze smoka zostało jeszcze mniej niż poczwarka. Dziewczyna zaś chwyciła te resztki, mocno ścisnęła i tak trzymając, zaciągnęła do małżeńskiego łoża i tam zasnęła.
Następnego ranka, kiedy służba przygotowania do pozbierania resztek panny młodej stanęła na progu komnaty ujrzeli coś, czemu przez długi czas nie mogli się nadziwić. I bynajmniej nie chodziło o rozchlapaną wokół wanien wodę, ani o połamane rózgi. Nie chodziło nawet o przekładańca ze smoczej skóry i białych sukien. Chodziło o to, że na łożu leżała dziewczyna - i to w jednym kawałku! - a obok niej, zamiast smoka, leżał młodzieniec. Piękny, jak królewski syn.
Ten to, bo pierworodny, syn po swoim ojcu został królem i rządził jako mądry władca, który wśród ludu znany był jako król Lindor. Zaś u jego boku, królowała dobra i piękna młynareczką... przepraszam: nie młynareczka - królowa.
(Całą baśń znajdziecie w zbiorze baśni duńskich "Młynek na dnie morza")
Mały Smok
To jedna z moich ulubionych opowieści, która nadaje się do rozważenia na co najmniej kilku płaszczyznach: poczynając od relacji między rodzicami a ich dziećmi, niezdecydowania królowej, jej bezpłodności, czy wreszcie trzech kandydatek na żony i sprzedaży młynareczki, na kilku innych wątkach kończąc. Dziś jednak zajmiemy się tylko jednym aspektem Lindora - dziś będzie o seksie. Bo odkąd poznałem tę baśń, jest ona dla mnie przede wszystkim opowieścią o seksie, a dokładniej opowieść o patologicznej męskiej seksualności. Co więcej, patologia ta nie jest bynajmniej tak rzadka jak smoki.
Bo kimże jest Lindor-smok? Nie reprezentuje on mądrych smoków Dalekiego Wschodu, nie ma w sobie też nic z diabolicznych obrazów Janowej Apokalipsy, nie kojarzy się z pupilami Daenerys ani nie jest on stworem siejącym spustoszenie nad kariną króla Kraka. Jest raczej smokiem małym, stworzonym w taki sposób, by wszystkie smocze cechy zwijały się jakby do środka, czyniąc ze smoczych przymiotów jego wewnętrzną charakterystykę.
Owszem, jest paskudnym gadem pokrytym łuską, ale nie pokazuje tego wszem i wobec. Jest krwiożerczy, nie będąc jednak zagrożeniem dla stad królewskich, a tylko dla kilku kobiet. I podobnie, jak każdy szanujący się smok, ma on predylekcję do dziewic, choć w dość pokrętny sposób, w jego głowie rodzi się myśl, że jednak może z tej dziewicy zrobić swoją żonę. Na koniec warto wspomnieć o brutalnym, iście smoczym usposobieniu, jednak zamkniętym na kilkunastu metrach kwadratowych małżeńskiej alkowy.
Dlaczego smokiem został? Może przez złe decyzje matki, może powodem była magia, może przez ciężkie życie odrzuconego dzieciaka, a może był jakiś inny powód, który pozostaje przed nami nieodkryty. O wiele bardziej interesujące będzie dla nas przyjrzenie się skutkom jego smoczości... szczególnie w relacji z kobietami. Dlatego uchylmy na chwilę drzwi komnaty małżeńskiej.
Smok w alkowie
Kiedy to zrobimy, zobaczymy dwie rzeczy. Po pierwsze zadowolonego smoka, po drugie całkowicie zdemolowaną, księżniczkę. Razem daje nam to dwie przegrane. Smok nie dostał tego, czego chciał, księżniczka zaś - straciła życie. I tutaj musimy trochę rozbić naszą smoczą metaforę. Bo jeśli to jest wewnętrzny smok, to przenieśmy go na osobowość mniej baśniową. Kim byłby taki "smoczy mężczyzna"?
Po pierwsze kimś brutalnym. Dla kobiety... w łóżku. I bynajmniej nie mam tutaj na myśli kogoś lubującego się w klimatach BDSM - te mimo wszystko wymagają wejścia w rolę, wymagają taktu i wyczucia, którego Lindorowi najzwyczajniej brakowało. Lindor to mężczyzna, który nie interesuje się w łóżku niczym poza sobą. Myślę, że można to łóżko rozszerzyć do intymnej relacji, w której mamy smoka i kogoś drugiego. Zauważcie zresztą: choć smok tak bardzo pragnął żony, księżniczka jest nieistotna. Smok jej chce, jednocześnie postępując z nią jak chce. Nie interesuje go ona jako osoba, ale jako ktoś, kto ma smoka zadowolić. W intymności związku, dla kobiety oznacza to nic innego, jak śmierć... jeśli w ogóle można w tym przypadku mówić o intymności.
Jej wewnętrzny świat zostaje rozdarty na kawałki. A po jej szlachetnym pochodzeniu i tym, kim była jako córka króla niewiele zostanie. Jeśli mężczyzna nie liczy się z tym, kim jest jego kobieta, jeśli w stosunku do niej jest smokiem (nawet królewskiej krwi), prędzej czy później doprowadzi do tego, że ona umrze wewnętrznie. A on? On zacznie szukać nowej księżniczki.
Smok i księżniczki
Zanim oskarżymy Lindora o to, że jak każdy niewdzięczny samiec najpierw wykorzystywał dziewczyny, a potem, gdy obumierały wewnętrznie, szukał sobie innych (ładniejszych, młodszych, z większym biustem etc.) musimy na chwilę jeszcze pochylić się nad jego motywacjami.
Czy smok chciał żony? Myślę, że odpowiedź na to pytanie nie jest taka prosta. Tak chciał żony, ale nie o żonę mu chodziło. O wiele bardziej chodziło mu o ocalenie samego siebie. Czuł, że to coś, co go gryzie, ta jego smoczość tylko przy odpowiedniej kobiecie może zostać przełamana. Nie chciał, smoczym zwyczajem dziewicy - chciał żony! Żony! A to znaczy coś więcej niż przypadkowa kobieta. To znaczy komunia ciała, duszy i umysłu. Tego mu było trzeba!
Pomyślcie zresztą - ktoś, kto większość swojego życia spędził pod meblami, musiał czuć się bardzo samotnie. Znał świat, ale nie doświadczył człowieka. Znał świat, więc pewnie gdzieś w środku wiedział także, że jednym z najważniejszych miejsc spotkania z drugą osobą jest miłość, a jej najwyższym przejawem małżeństwo (na pewno w baśniach), że mężczyzna nie spotyka nikogo tak bardzo, jak może spotkać kobietę. Szczególnie, gdy razem zamkną się w sypialni nie jako ktoś i ktoś, ale jako jedno ciało - mąż i żona.
Przyglądając się zresztą popkulturze, łatwo zauważymy, że Miłość przeskoczyła wszystkich bogów na pozycję jedynego panaceum na nieszczęścia świata. Co najgorsze, Ta miłość przez duże "M" stawiana na piedestale, to zazwyczaj taka egoistyczna dość, łatwa do wymiany damsko-męska miłość.
Wyobraźcie sobie Lindora, który w swej samotności oglądał Pamiętnik, Po prostu miłość, czy Notting Hill i widział, jak tam pięknie się kochają. I on też tego chce. W jego głowie powstała klisza. Że miłość, że cielesne zbliżenie, że radość i spełnienie. I Lindor zapewne chciał być kochany... za wszelką cenę, albo nawet tak, jak w tych filmach!
Niestety, królewny nie były w stanie odczarować Lindora. Dlaczego? Jest kilka powodów. Po pierwsze taka królewna nie miała pojęcia o tym, jak się pierze. Taka królewna nie miała na tyle pary żeby zlać biedny smoczy grzbiet rózgą, jak trzeba. Wreszcie, czy do sprzeciwienia się smoczej woli jest zdolny ktoś, kto całe życie chował się na dworze, gdzie prym wiódł przede wszystkim konwenans? Nie, nie, po trzykroć nie! Szerzej o tym jednak opowiemy za chwilę.
Po drugie to właśnie księżniczkowość była jedną z przyczyn nieszczęścia Lindora. On, który w pewien sposób lawirował pomiędzy swoją samotnością, potrzebą miłości za wszelką cenę, a możliwościami podrzuconymi mu przez świat, nagle natrafiał na czysty konwenans. A czysty konwenans może tylko zabić. Wielkie potrzeby, ześlizgiwały się po smoczych łuskach i smok, w tej największej chwili intymności pozostawał tak samo samotny, jak zawsze. A może nawet bardziej. Księżniczka to nie tylko kobieta, to cały szereg tradycji, a smok nie potrzebował konwenansu, potrzebował drugiego człowieka.
Dygresja przed drzwiami sypialni
Zanim przejdziemy do młynareczki jedna uwaga związana z budowanymi w naszej głowie kliszami. Choć Lindor od zawsze był jedną z moich ulubionych baśni, wrócił do mnie przez pewne zajęcia. Prowadziłem je z dzieciakami z pierwszej klasy gimnazjum. Wielokrotnie wracał podczas nich temat Seksmasterki. Niestety czułem się jak piernik nie wiedząc, kim jest ta, jakże dobrze młodzieży znana, persona. Po zajęciach sprawdziłem, co i jak, i trochę mnie ścięło. W skrócie - dziewczyna prowadzi swój kanał na yt, na którym opowiada o seksie. Bez głosu fajnie się na nią patrzy, bo jednak jest ładnie poprawiona plastycznie i stylizuje się w przyjemnie tani i wyzywający sposób (no dobrze, trochę przesadzam z tym "przyjemnie"). Kiedy jednak dojdzie do tego fonia człowiek zaczyna zastanawiać się, w jakich czasach przyszło mu żyć. Opowieści Seksmasterki sprowadzają się do taniej pornografii zaczynającej się i kończącej na jej kroczu i stricte fizycznych przyjemnościach. Nie byłoby o czym pisać, gdyby nie to, że Seksmasterka buduje kliszę i buduje oczekiwania młodych ludzi względem ich przyszłego życia seksualnego. Bez próby dotarcia gdzieś głębiej niż do punktu G.
Przenosząc to na naszego Lindora. Jeśli gość, zwija się do środka tak bardzo, że jedyne co zostaje na zewnątrz to twarda, gadzia skóra i zwierzęca brutalność, to jego zewnętrzne zachowanie będzie czerpało z tego, co podsuwa mu się pod nos - taniej, romantycznej miłości i kiepskiego porno, czasem w wydaniu dla nastolatków (jak Seksmasterka czy książeczki o Grey'u), a czasem jak filmiki z serwisu porno. Słowa popularnych guru będą punktem, poza który taki Lindor nawet nie będzie chciał się posunąć.
Problem w tym, że nasz smok podświadomie wiedział, że jest coś dalej. Wszyscy to podświadomie wiemy. Niestety kiedy konwenans nakłada się na kliszę mamy gotowy przepis na tragedię. Po cichu przypuszczam, że to właśnie wydarzało się w sypialni Lindora. Ona nie chciała wiedzieć kim on jest, on nie czuł, że może do siebie ją dopuścić, bo ona przecież nie chciała wiedzieć kim on jest. Zaczęli więc poruszać się po taniej pornografii, dochodzili do płaskości swej skóry i banalności genitaliów, która w nim wzmagała tylko samotność, a wraz z nią jego całą brutalność i ostatecznie - doprowadziła do śmierci kobiety. Klisza przelała się przez ich ciała i co ciekawe, także przez dusze - robiąc w nich całkowitą demolkę.
Młynareczka
Aż tu nagle – pojawił się ktoś inny. Ktoś, kto zamiast robić, co powinno być zrobione, zadaje najważniejsze dla smoka pytanie: "Jaki jesteś w środku?". Smok dziwi się tym pytaniem. "Nikt mi jeszcze tak nie powiedział". I to jest szansa, by smoka pokonać. Nie pytać, jakie są powinności względem niego, czyim kto jest synem, albo jak wyglądać powinna miłość, ale zapytać jakim jest człowiekiem. Pod tym wszystkim. I czasem droga do samego jądra Lindora jest dłuższa niż może się początkowo wydawać.
To jest coś, na co chciałbym zwrócić waszą uwagę - czasem nie wystarczy zerwanie jednej skóry. Czasem pod nią jest kolejna zbroja z łusek. Poznawanie jest więc procesem, który może potrwać o wiele dłużej i wymagać od nas o wiele bardziej stalowych nerwów, niżby się to początkowo wydawało.
W tym, co robi dziewczyna jest jeszcze jedna ważna rzecz - ona zaczyna od seksu, zaczyna od cielesności. Zaczyna od kuszenia go. Dobrze wie, że jeśli Lindor całe życie kierował się pożądaniem, nie ma sensu zaczynać opowiadać mu o kwiatkach, czy literaturze. To by ją zabiło - smok rozumie tylko ciało. Dlatego dziewczyna zaczyna od jego pożądliwości i dopiero przez nią, skóra po skórze dociera do tego, kim Lindor jest naprawdę. A kim jest pod skórami - zgliszczami siebie samego. Poczwarką. I kiedy dziewczyna tam dociera, moglibyśmy powiedzieć, że zwyciężyła. Smok został pokonany.
Ale na tym nie koniec. To, co zostaje po smoczości Lindora to ból i ropiejąca rana. Żeby odkryć to, kim jest człowiek pod smoczą skórą, nie wystarczy zerwanie łusek. Trzeba jeszcze podwinąć rękawy i wrzucić to, co zostało do pralki (bo tym byłoby dziś ługowanie). Siedem razy - czyli tyle, ile trzeba. I wywirować (bo tym mogłoby być lanie rózgami). A potem, na sam koniec... Kochać, jedynie kochać.
Mur
To co działo się z Lindorem, można podsumować tak: pewien człowiek strasznie bał się pokazać tego kim jest, obudował się więc murem, w postaci smoczej skóry. To mu pasowało, bo przecież poza odgrodzeniem się od świata, dawało mu jeszcze siłę. Był więc Lindor w środku i był na zewnątrz. W poszukiwaniu kontaktu z człowiekiem posługiwał się tym, co znał, ale niepowodzenia doprowadzały go do furii, co krwawą czkawką odbijało się jego "najbliższym". Dopiero, kiedy ktoś chciał poznać go tak naprawdę, zejść do głębi jego istoty, nie pytając o nic poza tym, kim jest, udaje się zdjąć czar i odnaleźć prawdziwe piękno.
I kiedy myślę o tej baśni, przypomina mi się inna opowieść. O pewnej dziewczynie, która również skryła się za murem, w stuletnim śnie, otoczyła ciernistymi krzewami, o które rozbijali się kolejni śmiałkowie, aż pewien książę postanowił, że chce poznać piękno śpiącej królewny. Baśń o Lindorze, to tylko jedno oblicze historii, która przydarza się tak mężczyznom, jak i kobietom.
Pomyślcie o swoich znajomych - ilu z nich, żyje w związkach, w których jedno od drugiego oddzielone jest murem. Ilu mężczyzn rozbija się o ostre ciernie, broniące dostępu do ich kobiet, bo zapominają, o tym najważniejszym poszukiwaniu, o pytaniu "kim jesteś tam w środku". Ilu mężczyzn wchodzi ze swoimi gadzimi cielskami w życie księżniczki i rozrywa ich plany, marzenia, a potem żyje z kobietą rozdartą na strzępy i wewnętrznie martwą.
Nie jest łatwo zdzierać skóry, nie jest łatwo forsować mury wielkiego zamczyska, nie jest łatwo przerwać stuletni sen, ale dzisiejsza baśń opowiada właśnie o tym, że to jest możliwe. Wystarczy podwinąć rękawy... i zacząć tam, gdzie stoimy, i zacząć od tej najważniejszej z potrzeb - chcę Cię poznać. Tego prawdziwego, najprawdziwszego. Tą najprawdziwszą. W tym pytaniu mieszka piękno.
***
Zobacz także artykuł o ŚPIĄCEJ KRÓLEWNIE
I o kobiecości, z nieco innej perspektywy: DOM SŁOWIKÓW
Ilustracje z deviant art by neocos, Gustave Dore z Orlanda Szalonego oraz Kadr z filmu Dragonslayer.
Komentarze
Prześlij komentarz