O dzikich łabędziach i milczeniu
Na warsztacie: Dzikie Łabędzie, Bajka o dwunastu braciach, bajka o siedmiu krukach, Andersen, Grimm, milczenie
W pierwszym tekście 2018 roku wracam do Dzikich łabędzi.
Jest to trzeci tekst poświęcony temu typowi baśni. Poprzednie dwa teksty możecie znaleźć tutaj:
Dziś naszym tematem będzie zadanie, jakie dostała siostra, kiedy jej bracia zostali przemienieni w ptaki. Niezależnie od wersji w jakiej przytoczymy tę opowieść pierwszy warunek, który zostaje postawiony przed siostrą jest zawsze taki sam - milczenie. Dziewczyna nie może odezwać się słowem dopóki jej praca nie zostanie zakończona, lub nie minie odpowiednia ilość czasu. Drugi warunek to przygotowanie dla swoich braci koszul, dzięki którym odzyskają ludzką postać. W jednej z wersji musi utkać je z astrów, a w Dzikich Łabędziach Andersena koszule muszą być wykonane ze zbieranych na cmentarzu pokrzyw.
O ile dziewczyny, którym przyjdzie tkać koszule przynajmniej mają czym zająć ręce, o tyle ta, której przypada tylko milczenie jest w najtrudniejszej sytuacji. Zwłaszcza, że w międzyczasie życie toczy się dalej swoimi normalnymi torami. A normalne tory życia to sinusoida - od szczytów radości, po dna rozpaczy. To chwile, w których chciałoby się śpiewać, śmiać, protestować, albo wyć ze smutku.
Co więc się dzieje, kiedy normalność spotka się z prawdziwą misją? Po lekturze baśni możemy dojść do wniosku, że bohaterka musi zmagać się z dwiema największymi przeciwnościami - swoją emocjonalności i opinią publiczną. Zacznijmy od emocji:
Emocje i spółka
Grimowska siostra (Bajka o dwunastu braciach), podczas pracy nad koszulami zostaje nie tylko księżniczką, ale i matką... z czego matką trzykrotnie. Niestety żaden z połogów nie przynosi jej ani radości, ani ulgi od ciężkiej pracy. Wprost przeciwnie. Zła akuszerka, która tak naprawdę jest czarownicą, za każdym razem kradnie dziewczynie dzieci, smaruje usta matki krwią i opowiada księciu, że dziewczyna zjadła własne potomstwo. Za pierwszym i drugim razem ojciec dzieci nie daje wiary, że jego żona mogłaby dopuścić się takiej zbrodni. Za trzecim razem, być może też ma wątpliwości, ale jednak naciski dworu (i podszepty wiedźmy) każą mu skazać żonę na śmierć.
U Andersena rzecz jest trochę bardziej uproszczona, nie ma tu niecnych akuszerek, zamiast tego jest dziewczyna, która nocami udaje się na cmentarze, by tam wykopywać chwasty. Jej wizyty nie uchodzą uwadze samego biskupa. A biskup plus dziewczyna zbierająca zioła pomiędzy mogiłami równa się oskarżenie o czary, a to z kolei równa się skazanie dziewczyny na stos.
Co się tyczy emocji, myślę, że te zmiany, które raz za razem spadały na dziewczynę, jakkolwiek złe, by nie były, pozwalały jej na utrzymanie kontaktu z rzeczywistością. Miał swoje do zrobienia, ale jednocześnie, musiała po prostu żyć. Trudne sytuacje jakie otrzymujemy od losu, kiedy już jesteśmy w innych trudnych sytuacjach to wbrew pozorom wielki dar. Nie pozwalają zapomnieć o tym, że nasze życie jest czymś więcej niż naszą misją. Czymś więcej niż naszą pracą, czymś więcej niż pasją i powołaniem. I nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi o to, że zawsze może być gorzej, a raczej o to, że te zwyczajne twórczości, przywracają proporcje... i pełnię. Dwa przykłady:
Każdy rodzic spotkał się kiedyś z taką sytuacją: kiedy akurat przed bardzo ważnym spotkaniem biznesowym, na które mieliśmy przygotować bardzo poważną prezentację, okazuje się, że dzieciak się rozchorował i nie dość, że i tak trzeba zrobić to, co do nas należy, to dodatkowo trzeba jeszcze dziecku zmierzyć temperaturę i gile powycierać. I czasem jest tak, że choć sił brakuje, to wtedy dochodzi do nas to, że nasze życie to i jedno (prezentacja), i drugie (wycieranie gilów). Czasem z najgorszego zmęczenia i z najtrudniejszych sytuacji wyłania się to, co w życiu najważniejsze - intensywność i smak chwil, których nie da się przegapić.
Przypomina mi się pewien projekt, w którym brałem udział. Była nas trójka, mieliśmy tydzień roboty (jako malarze, scenografowie, reżyserzy, aktorzy, dziennikarze, fotografowie, etnografowie, graficy komputerowi, edukatorzy i jeszcze parę innych funkcji), a na to wszystko zdarzyło się jeszcze tak, że relacje w naszej trójce były z tych najgorszych. Urobiliśmy się po łokcie i pod koniec tygodnia ledwieśmy żyli. Wszystko było jedną wielką próbą wytrzymałości - tej fizycznej i tej emocjonalnej. I powiem Wam, że choć od tamtego czasu minęło już kilka dobrych lat i mam za sobą całkiem sporo fantastycznych projektów, żaden inny nie siedzi we mnie tak głęboko jak tamten. Być może właśnie dlatego, że nie pozwalał zapomnieć o tym, że życie to całość i nie można sobie zrobić od życia przerwy...
Opinia publiczna
Kiedy już pamiętamy o tym, że życie to całość, nie możemy zapomnieć o tym, w którą stronę po tym życiu wędrujemy. I to jest drugi punkt, o którym chciałbym dziś kilka zdań skreślić. Rzecz jest nad wyraz prosta:
Okoliczności będą nas czasem wgniatać w ziemię i kręcić obcasem. I my możemy chcieć protestować i krzyczeć, że boli, że niesprawiedliwe, że veto i, że "niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam". To zresztą bardzo naturalny i zdrowy odruch. Kiedy ktoś nas bije, mówimy "ej nie bij", kiedy boli nas ząb, idziemy do dentysty, a kiedy pęka rura pod zlewem, naprawiamy ją. Czasem jednak jest tak, że te małe sprawy całkiem nas pochłoną, a my zamiast raz a porządnie się wyleczyć, albo wreszcie zabrać się do tego, co zawsze chcieliśmy robić, po prostu łatamy dziury codzienności. W tym właśnie punkcie wiele do powiedzenia mają ci, którzy nas otaczają. Nasi bliscy, trendsetterzy, ci wszyscy, którzy wiedzą co my mamy robić. Jeśli ich nie posłuchamy, będą na nas wieszać psy, a nawet zaprowadzą nas na stos.
Bohaterka dzisiejszej historii jest tą, której nie wolno łatać dziur codzienności. Ona musi gnać do przodu, do celu, który ma jasno postawiony. Jest w tej komfortowej sytuacji, że trochę nie ma wyboru. Może nie na jej gardle spoczywa nóż, ale na gardle jej braci już na pewno. Na początku opowieści decyduje się uratować braci, a potem raz za razem musi utwierdzać się w tej decyzji. Zarówno kiedy jest jej dobrze, jak i wtedy, kiedy chciałoby się wyć z bólu - tego fizycznego, gdy pokrzywy parzą ręce i tego emocjonalnego, kiedy pada na nią oskarżenie o morderstwo własnych dzieci.
Wokół dziewczyny zawsze ktoś będzie mówił, że jest taka, albo owaka, ale to nie zmieni faktu, że jej postępowania mają kogoś uratować. I ona nie może tego brać pod uwagę, nie może protestować. Musi milczeć. Dlaczego?
Moja teoria jest taka: rozwiązania są często tam, gdzie nas jeszcze nie ma. Trzeba być gdzie indziej, albo być kimś innym, żeby osiągnąć to, co chcemy, albo co musimy osiągnąć. I nie ma taryfy ulgowej. Świat będzie nas doświadczał rzeczami, które mają nas usadzić na miejscu, a opinia publiczna będzie się od nas domagała, żebyśmy zajęli jakieś stanowisko. Tu i teraz. Problem w tym, że przygotowane dla nas stanowisko jest gdzieś indziej i dopiero z tego miejsca "gdzieś indziej" my będziemy w stanie odpowiedzieć, prawdę i tylko prawdę. Dla dziewczyny tym miejscem jest stos. To dopiero tam wszystkie klocki wskakują na właściwe miejsce i prawda jest prawdą, a nie tylko opinią. Nikt nie może jej zaprzeczyć. Ci, którzy mają przeżyć, przeżywają, a ci którzy nie - giną. Ale to dopiero tam, kiedy siostra dotrze do końca.
Moja teoria jest taka: rozwiązania są często tam, gdzie nas jeszcze nie ma. Trzeba być gdzie indziej, albo być kimś innym, żeby osiągnąć to, co chcemy, albo co musimy osiągnąć. I nie ma taryfy ulgowej. Świat będzie nas doświadczał rzeczami, które mają nas usadzić na miejscu, a opinia publiczna będzie się od nas domagała, żebyśmy zajęli jakieś stanowisko. Tu i teraz. Problem w tym, że przygotowane dla nas stanowisko jest gdzieś indziej i dopiero z tego miejsca "gdzieś indziej" my będziemy w stanie odpowiedzieć, prawdę i tylko prawdę. Dla dziewczyny tym miejscem jest stos. To dopiero tam wszystkie klocki wskakują na właściwe miejsce i prawda jest prawdą, a nie tylko opinią. Nikt nie może jej zaprzeczyć. Ci, którzy mają przeżyć, przeżywają, a ci którzy nie - giną. Ale to dopiero tam, kiedy siostra dotrze do końca.
Podsumowując
Nie wiem, od której strony powinno się zaczynać. Od życia ze wszystkimi jego aspektami, czy od posiadania celu i dążenia tam, gdzie prowadzi nas przygoda naszego życia. Wiem natomiast, że te dwie sprawy splatają się w całość tak ściśle, że ostatecznie - nie sposób ich rozdzielić.
***
Po więcej obrazów z baśni zapraszam TUTAJ
Ilusracje: Barefoot books, Nika Goltz, T.A. Mamguire
Komentarze
Prześlij komentarz