KLUB LATAJĄCYCH PODRÓŻNIKÓW - POSŁOWIE
Przez ostatnie 4 lata miałem zaszczyt i przyjemność prowadzić w Muzeum Etnograficznym w Krakowie cykl spotkań podróżniczych dla dzieci: Klub Latających Podróżników. To spotkania podróżnicze w 90% oparte na opowieściach. We wtorek 19 czerwca odbyło się ostatnie spotkanie czwartego sezonu i ostatnie spotkanie w ogóle. i w związku z tym przyszedł też czas na podsumowanie.
Przyznam szczerze, że gdyby nie ten cykl to nie byłbym tym kim jestem. Jako opowiadacz i jako edukator. Bo zdarzyły się na początku mojej drogi w tym zawodzie, bo trwały przez ten cały czas, bo były moim polem eksperymentów z formą, treścią i własnym nastawieniem do pracy.
Poniżej w kilku punktach chciałem napisać o tym, co dał mi Klub Latających Podróżników:
1. Świata nie da się ogarnąć!
Od pierwszego spotkania moim celem było pokazanie, że świat jest tak wielki i skomplikowany, że nie da się go ogarnąć i nie można go mierzyć tylko i wyłącznie swoją miarą. Świat to zawsze coś więcej niż to, co wiemy na jego temat. Nie jest ani opisem z turystycznego folderu, ani zajawką w wiadomościach, ani też kliszą wyjętą z awanturniczych opowiadań. To zawsze coś więcej. Niestety przez filtry, jakimi podawany jest nam świat, często widzimy tylko jedną jego stronę - zazwyczaj tę, która najbardziej pasuje nam lub tym, którzy nam dany obrazek podają. Myślę, że przy pracy z dzieciakami warto jak najbardziej rozbijać ten obraz, zanim skostnieje na dobre.
Niech przykładem będzie taka scenka: Pokazuję zdjęcie Masaja rozmawiającego przez komórkę. Na to jeden z chłopców pyta: "A skąd on ma telefon?". Odpowiadam: "bo to XXI wiek". Dla nas, chowanych na kliszach, gdzie dzikie plemiona nie robią nic innego jak tylko czyhają na bohatera, by zrobić z niego kolację, taka scenka jak Masaj z komórką, to trochę rozbijanie światopoglądu. I dobrze.
Ten świat nie do ogarnięcia, to miejsce w którym zazwyczaj będziemy naiwni i będzie nas o wiele łatwiej oszukać niż nam się wydaje. Jeśli jednak wiemy, że nie jest do ogarnięcia, otworzą nam się szerzej oczy być może wreszcie zobaczymy to co naprawdę znajduje się przed naszymi oczami.
2. Trzeba opowiadać o trudnych sprawach!
Naszym zadaniem jako opiekunów intelektualnych naszych dzieciaków jest to, żebyśmy opowiadali o trudnych sprawach jak najprościej. A w zasadzie tak, żeby dzieciaki zrozumiały. Nie można ich zbywać, mówiąc "jesteś na to za młoda/młody" Nie! Jeśli dziecko stawia jakieś pytanie, to znaczy, że potrzebuje na nie odpowiedzi, a jeśli potrzebuje odpowiedzi, naszym zadaniem jest odpowiedzieć tak, żeby zrozumiało istotę problemu na tym poziomie, na który w danym momencie jest. Nasze zadanie to odpowiednio, znaczy prosto, ujmować nawet najbardziej skomplikowanie zagadnienia. Kiedy byliśmy w Republice Południowej Afryki nie mogliśmy nie powiedzieć o tym, co to był (jest?) apartheid, albo trudno było powiedzieć, dlaczego Ghandi zrobił to, co zrobił, bez wyjaśnienia na czym polegał problem Indii jego czasów. Podróżnicy dali mi odwagę mówić o tych rzeczach, a także otworzyli na nie głowę i serce. Za co nie mogę nie być im wdzięczny!
Czasem trudne tematy były prowokowane przez miejsca, w które jechaliśmy, czasem przez same dzieciaki i to też było wspaniałe. Bo to, że ktoś nagle pyta mnie: a co to są komisje sejmowe, albo dlaczego ludzie się rozstają (albo "dlaczego kiedy policja wykryje że mamy we krwi alkohol najlepiej odpowiedzieć, że jedliśmy jabłko") licząc na to, że znam odpowiedź, to znak, że osoba pytająca widzi we mnie osobę wiedzącą o rzeczach. Czasem wiedziałem, a czasem nie. I to jest kolejna rzeczy, której podróżnicy mnie nauczyli. Mówić szczerze: "nie wiem".
Czasem trudne tematy były prowokowane przez miejsca, w które jechaliśmy, czasem przez same dzieciaki i to też było wspaniałe. Bo to, że ktoś nagle pyta mnie: a co to są komisje sejmowe, albo dlaczego ludzie się rozstają (albo "dlaczego kiedy policja wykryje że mamy we krwi alkohol najlepiej odpowiedzieć, że jedliśmy jabłko") licząc na to, że znam odpowiedź, to znak, że osoba pytająca widzi we mnie osobę wiedzącą o rzeczach. Czasem wiedziałem, a czasem nie. I to jest kolejna rzeczy, której podróżnicy mnie nauczyli. Mówić szczerze: "nie wiem".
3. Świat ciekawostek...
Wiecie, że w Nowej Zelandii był gość, który przegrał w pokera to, że musiał zmienić imię na:
Full Metal Havok More Sexy N Intelligent Than Spock And All The Superheroes Combined With Frostnova? Widzicie - już wiecie. Albo na przykład to, że w związku z ogromną ilością operacji plastycznych powiększania piersi i pośladków, w Kolumbii konieczne jest produkowanie manekinów w nieco powiększonych rozmiarach? Widzicie - też już wiecie. Dla mnie każdorazowe przygotowanie zajęć, było zanurzaniem się w świat takich niezwykłości, że trudno sobie wyobrazić. Doszło nawet do tego, że kilkoro moich znajomych, znając moją inklinację do zbierania ciekawostek, zaczęło regularnie zasypywać mnie linkami do różnych historii. Wymienialiśmy się nimi, a wiedza o świecie osmotycznie wzrastała. Tele - Tobie szczególne i wielkie dziękuję.
Fot. Marcin Wąsik |
Przy okazji ciekawostek, taki life hack. Przyjdzie mi jeszcze pewnie kiedyś o tym napisać dwa zdania, ale jeśli kiedykolwiek będziecie przygotowywać zajęcia na jakikolwiek temat, zacznijcie od wpisania waszego hasła z dopiskiem "Ciekawostki" lub "interestung facts". Wiedzę uzyskacie podobną jak na Wikipedii i gwarantuję, że będziecie mieli z samej kwerendy większy ubaw. Jak tylko uporam się z trzecią i czwartą częścią artykułów o strachu, opiszę na przykładzie jak szperać w poszukiwaniu materiałów.
3. Edukacja to nie wychowanie!
Podróżnicy to grupa dzieciaków, z którą w swojej pracy miałem zdecydowanie największy kontakt. Nie dość, że widywaliśmy się raz w tygodniu, to jeszcze niektóre dzieciaki przychodziły na piątkowe "Tam i Tu" albo "Coś takiego" w naturalny sposób budowała się więc między nami więź. A im mocniejsza była ta więź, tym bardziej dochodziła do mnie jedna prawda: moją rolą jest przekazywanie dzieciakom wiedzy... i nic więcej. Mogę mieć swoje standardy zachowań i mogę próbować wytworzyć taką atmosferę, żeby uczestnicy zajęć mieścili się w ramach tych standardów, ale - przecież nie zmuszę ich, żeby byli inni niż ich wychowanie.
Fot. Marcin Wąsik |
Piszę o tym, bo często miałem ciągoty, żeby intencjonalnie próbować wychować jedno czy drugie dziecko i wiem, że spora grupa osób pracujących w tym biznesie ma takie same zagwozdki. O ile w przypadku Podróżników miałem szalenie dużo szczęścia do dzieciaków, o tyle podróżnicza perspektywa pozwoliła mi często stanąć z boku w pracy przy innych zleceniach,z takimi dzieciakami, o których wychowaniu zapomnieli nawet rodzice. Drodzy edkuatorzy, pozwólcie że powtórzę - naszym zadaniem jest edukować dzieciaki. Kropka. Reszta, to rola rodziców. A dla nas - albo wartość dodana, albo kłoda pod nogi.
4. Nagrody
Klub Latających Podróżników otrzymał pośrednio dwie nagrody Słoneczników. Pośrednio, bo w 2016 roku dostaliśmy statuetkę za najlepsze zajęcia razem z Etnokalendarzem (czyli też Muzeum Etnograficzne), a w 2017 nagrodę rodziców otrzymały zajęcia Tam i Tu, które są pochodną Klubu. Już to jest wystarczy, żeby usiąść i klepać się po brzuszku. Niemniej, pomimo, że to jedne z najfajniejszych nagród jakie zdobyłem, nie są najważniejszymi nagrodami. Bo najważniejsi są ludzie, których w czasie tych 4 lat poznałem. Nie mogę nie wspomnieć o Ani Grajewskiej, która zaproponowała mi prowadzenie tych zajęć i Oldze Błaszczyńskiej, która sprawowała nad nimi pieczę, kontaktowała się tydzień w tydzień z rodzicami i ostatecznie dała zielone światło, żeby ruszyć z Tam i Tu. i oczywiście Natalii Ciemborowicz-Luber, która była najlepszym wsparciem promocyjnym jakie można sobie wyobrazić. Jeśli to czytacie - Dzięki Wam! Wielkie dzięki.
Fot. Grażyna Makara |
Nagrodą dla mnie byli oczywiście także rodzice, z którymi mogłem wymienić się nie tylko spostrzeżeniami na temat życia, wszechświata i całej reszty (dzięki Ado!), ale także tytułami filmów, seriali, książek i metodami przygotowań do maratonu. Dziękuję Wam!
Wisienką na torcie są zawsze sami Podróżnicy, którzy stworzyli ze mną ten mały wszechświat. Pełen chaotycznej energii jaką miał kosmos u swego zarania. Tej energii, z której potem, mam nadzieje, wszystko wyewoluuje. Nie chcę wymieniać Was wszystkich z imienia i nazwiska, bo RODO, poza tym lista taka byłaby dość długa, a do tego systematyzowanie chaosu jest bez sensu. Umówmy się więc, że każde z Was wpisze swoje imię w puste miejsca poniższego zdania:
Droga/Drogi _______________ twoja obecność podczas spotkań Klubu Latających Podróżników i więź jaką mogliśmy zbudować, była największą nagrodą dla mnie za prowadzenie tych zajęć. Dziękuję Ci bardzo. I życzę szerokiego świata, pełnego niespodzianek.
5. Ciągi dalsze
Przyznam szczerze, że wszystko jest poniekąd ciągiem dalszym Klubu Latających Podróżników, bo tyle we mnie klubowego materiału i pomysłów, i tyle we mnie klubowego sposobu pracy, że trudno będzie się tego wyzbyć. I dobrze. Niech kiełkuje, niech buzuje, niech się z tego coś wykluje. Mam też nadzieję, zająć się bardziej na poważnie Dziennikiem Kapitana Hermana - czyli fikcyjną historią "wygrzebaną gdzieś z odmętów muzealnego archiwum", która stanowiła kanwę naszych zajęć. Lubię i kapitana, i Pimple'a, i nie chciałbym, żeby pozostali za drzwiami tego zamkniętego rozdziału. Potrzebuję tylko trochę przestrzeni i czasu, żeby ten duet mógł zajaśnieć w pełnej krasie, a wtedy Nelo, mała reporterko, drżyj! ;)
6. Koniec...
Im dłużej piszę, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że choć w mojej pracy było wiele dużych momentów, świetnych projektów itd. Klub Latających Podróżników zawsze był tą rzeczą, która mnie definiowała (święta instytucja "we wtorek jestem zajęty"). Powiedzieć więc "Stop - już wystarczy" staje się momentem przedefiniowania. Mam nadzieję, że w dalszą drogę uda mi się ruszyć zabierając do swojego podróżnego plecaczka wszystko to, co czasie tych 4 lat było najbardziej wartościowe.
Zakrzyknę zatem "Hej Przygodo!", zakrzyknę "Dzięki!" i "Do zobaczenia"... we wszystkich innych odsłonach.
Podobne:
Kiedyś pisałem o Gliwickich Bohaterach - innym cyklu, który wyglądał tak, jak wyglądał, właśnie przez moje doświadczenia z Klubem. W tekście jest też kilka wskazówek, jak mówić o sprawach nienajłatwiejszych.
Artykuł znajdziecie TUTAJ
Podobne:
Kiedyś pisałem o Gliwickich Bohaterach - innym cyklu, który wyglądał tak, jak wyglądał, właśnie przez moje doświadczenia z Klubem. W tekście jest też kilka wskazówek, jak mówić o sprawach nienajłatwiejszych.
Artykuł znajdziecie TUTAJ
(wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony lub fanpejdża Muzeum Etnograficznego im. Seweryna Udzieli w Krakowie).
Komentarze
Prześlij komentarz