O WIESZANIU SIĘ...
Na warsztacie: Baśnie Garncarzy
Już na początku chciałbym zastrzec, że do niczego nie zachęcam, a na pewno nie do wieszania się. Czas jest trudny, więc trzeba uważać na wiele rzeczy, które wpadają nam do głowy. I o tym będzie dzisiejsza opowieść, którą znalazłem w książeczce etnograficznej poświęconej kulturze oralnej ludzi zajmujących się lepieniem garnków:
Jechali garncarze na targ i rozprawiali o różnych rzeczach. Tak im jakoś wyszło, że temat zszedł na wisielców. Jeden opowiedział taką anegdotę, drugi inną i tak cała podróż upłynęła im na dzieleniu się różnymi ciekawostkami i anegdotkami o wieszaniu się.
Jechał też z garncarzami młodzik, pewnie terminator u jednego z nich, który uważnie przysłuchiwał się wszystkim tym historiom. W pewnym momencie pomyślał sobie nawet: "Kura-rura, ciekawe jak to jest się powiesić...". Ta myśl nie dawała mu spokoju, więc kiedy wieczorem garncarze zawinęli już do gospody i położyli się spać, młody wziął kawał rzemienia i powiesił się na belce od powały.
Wyszło na to, że wieszanie się to wcale nie taka fajna spraw. Dusi człowieka, w gardło drapie no i w ogóle mało przyjemnie. Zaczął więc młody charczeć i majtać nogami, aż narobił hałasu i pobudził starych garncarzy. Ci odcięli rzemień, złoili młodemu skórę i wrócili spać. Młody już więcej się nie wieszał.
Lubię tę historię, bo jest ona doskonałym komentarzem do tego, w jaki sposób otaczający nas szum informacyjny wpływa na nasze zachowania. Zdawanie sobie z tego sprawy jest niezwykle ważne, nie tylko w obecnej sytuacji, ale zawsze. Co jednak się wydarzyło?
Moc autorytetu
Początkiem niefortunnej decyzji, jaką podjął przyszły garncarz była zwykła życiowa sytuacja. Kilka anegdot, które, prawdę powiedziawszy, w ogóle go nie dotyczyły. Ot zasłyszał je i zaczęły w jego głowie pracować. Ale zastanówmy się, czy owe wisielcze anegdoty naprawdę nie miały dla niego znaczenia? Opowiadali je przecież jego nauczyciele. Garncarze, z których chłopak pewnie czerpał jakiś przykład. Dla nich - dorosłych to były tylko głupie i zabawne opowiastki. Dla niego, być może przez to, kto opowiadał, stały się czymś więcej.
Wydaje mi się, że ważności tej on sam sobie nawet nie uświadamiał. Historyjki działały podprogowe i drążyły, drążyły, drążyły. Dzień mijał, pewnie przez jego większą część chłopak zajęty był pomocą w sprzedawaniu garnków, ale to, co usłyszał po drodze, pracowało. Pierwsza nauka, jaką można wyciągnąć z tej historii jest więc prosta jak ołówek: uważaj czym się karmisz, bo nie wiesz do czego cię to doprowadzi. A dalej - jeśli jesteś dla kogoś autorytetem, albo po prostu masz moc wpływania na kogokolwiek (a każdy ma) uważaj, co mówisz i jak mówisz.
Jedna strona medalu
Druga sprawa jest taka, że historie, które opowiadali garncarze były pewnie atrakcyjne. Mroczne opowieści wciągają, mają moc zajmowania masy przestrzeni w naszej głowie, rodzą niepokoje, każą nam jakoś zareagować. Błąd, w jakim pozostał chłopiec polegał pewnie na tym, że poza tą atrakcyjną warstwą, nie dostał żadnej innej. Dlatego właśnie wieszanie mogło go pociągać. Nikt nie powiedział mu, jakie konsekwencje ma takie wieszanie się - zarówno na na planie fizycznym, jak i na płaszczyźnie duchowej (napomknę tylko, że wisielcy nie mieli najlepszej reputacji w myśleniu ludowym). Było śmiesznie i ciekawie, i na tym niestety wiedza chłopaka się kończyła. To trochę tak, jak z komedią o wojnie. Może być zabawna, ale jeśli za tym śmiechem nie będzie świadomości całego koszmaru jakim wojna jest, dojdzie do wypaczenia i nikt nie będzie się jej obawiał. Wniosek drugi - w poznawaniu świata musi być balans. Jeśli jesteście rodzicami, pewnie rozumiecie to bez mojego gadania. Ale pamiętajcie, że to również dotyczy was, gdy słuchacie świata.
Bo to kolejna istotna kwestia - my nieustannie jesteśmy zarówno garncarzami, którzy mówią i muszą uważać na swoje słowa, jak i młodymi terminatorami, którzy słuchają i muszą uważać na to, czego słuchają. Świat cały czas do nas mówi, świat chce, żebyśmy to jego historii słuchali, a te historie są zazwyczaj smutne, złe i straszne - bo przecież takie historie sprzedają się najlepiej. I kiedy słuchamy, nie wiemy dokąd zaprowadzą nas te historie. Ku ocaleniu od epidemii (również temu moralnemu), czy może prosto na stryczek.
Nie da się uniknąć historii innych ludzi. Każdy coś będzie mówił - a to, że wybraliśmy studia do bani, a to, że nie ma sensu próbować tego, czy tamtego, a to, że ktoś jest bałwanem, albo służba zdrowia to sami partacze. To się do nas przyklei jak brud. I jak z brudu mogą się z tego rozwinąć choroby skóry, albo nieprzyjemny zapach. Dlatego niezwykle istotna jest higiena w tym zakresie. Zmienić temat, jeśli to możliwe, wyjść, albo zacząć dogłębniej analizować omawiany temat. To czasem wystarczy. Gdyby młodzieniec z naszej opowieści dopytał i dowiedział się, o co chodzi w tym całym wieszaniu, pewnie nigdy nie przyszłoby mu to do głowy samemu spróbować.
Przypomina mi się pewna wizyta w szpitalu. Moja żona miała zrobić siebie jakieś krótkie badanie, na które musieliśmy chwilę poczekać. Poza nami w poczekalni siedziała jeszcze jedna starsza pani, która postanowiła skorzystać z okazji i trochę do nas ponarzekać na lekarzy. Na szczęście jakoś tak pokierowaliśmy tematem, że zamiast wypluwać z siebie kalumnie na służbę zdrowia, zaczęła opowiadać nam ciekawe anegdotki ze swojego życia. A to jaka jest dumna z syna, a to jak mieszka. I wiecie co - to było naprawdę dobre życie. Wystarczyło tylko popchnąć rozmowę w odpowiednią stronę. I wiecie co jeszcze? Tamto spotkanie nastawiło nas pozytywnie na cały dzień.
To, co nas nie dotyczy...
I jeszcze dwie kwestie: niektóre sprawy nie są dla nas. Anegdotki o wisielcach być może potrafią zająć całą naszą uwagę, są kapitalne, śmieszna, albo przyprawiają o gęsią skórkę, ale ostatecznie - co wisielec ma wspólnego ze sprzedażą garnków? Chłopiec nie zadał sobie tego pytania. I my często także o nim zapominamy. Co mają sprawy, o których słuchamy na codzień wspólnego z naszym, życiem? I czy coś wspólnego mają? Niektóre będą nas dotyczyć, bo dotyczą zmian w świecie, inne pozornie podobne okażą się absolutnie nas nie dotyczyć. To dość trudne, ale warto zacząć od właśnie tego rozróżnienia. Które z zasłyszanych historii mają realny wpływ na moje życie, a które to tylko rakotwórczy szum? Można ten włos dalej dzielić, bo przecież to, co dziś nas nie dotyczy, jutro może być najważniejszą sprawą w naszym życiu, ale we wszystkim trzeba mieć umiar. i być może perspektywę...
Na koniec - nasz chłopiec sam sobie przygotował stryczek, sam się powiesił, sam odpowiedział na wysłuchane po drodze na targ historie. I to jest najważniejsza nauka z tej opowieści. Niezależnie od tego, co będzie się działo, jakie historie będą do nas docierać, mają one na nas realny wpływ jedynie wtedy, gdy sami zaczniemy nadawać im mocy sprawczej. Złe rzeczy na świecie dzieją się przede wszystkim naszymi rękami. Reszta, to niedogodności, wypadki i tyle.
Nie dajmy się złym historiom, słuchajmy się, bawmy nimi, ale mimo wszystko patrzmy zawsze w stronę światła i tego co dobre. W przeciwnym razie możemy skończyć, jak głupi uczeń garncarza i może się okazać, że nie ma obok kogoś, kto przetnie rzemień, na którym nieopatrznie sami się powiesiliśmy.
***
Książka, z której zaczerpnąłem dzisiejszą opowieść to: Anegdoty, bajki, opowieści garncarzy
autorstwa Dionizjusza Czubali i Marianny Czubaliny. Polecam nie tylko ze względu na historie, ale także ciekawy wstęp i ciekawe posłowie. I jeszcze pewnie nie raz do tej historii wrócę.
Komentarze
Prześlij komentarz