PO CO IDZIEMY DO LASU?
il. Paweł Bażenow |
Na warsztacie: Piękna Wasylisa
Dziś chciałbym, żebyśmy przyjrzeli się wędrówce pięknej Wasylisy do domku wiedźmy i z powrotem. Najbardziej interesować nas będzie to, dlaczego Wasylisa w ogóle znalazła się poza obrębem swojego rodzinnego domu. Pozwólcie więc, że przytoczę tutaj te fragmenty, które będą nam potrzebne do rozważań:
Życie Wasylisy potoczyło się tak, że rodzinny dom rozpadł się wraz ze śmiercią matki. Dziewczyna szybko znalazła się w obrębie wpływów nowej macochy i jej córek. Jak to w baśniach bywa, macocha i nowe siostry nienawidziły dziewczyny, bo była śliczna, miała złote serce, a do tego wykonywała najgorsze nawet polecenia bez słowa sprzeciwu. Wreszcie macocha nie wytrzymała i stwierdziła, że Wasylisa musi zrobić to, co pewien były minister finansów - odejść. Najlepiej raz na zawsze i najlepiej, żeby nikt nie odnalazł ciała. Gasi więc żar w piecu i każe swojej pasierbicy udać się po nowy do domu Baby Jagi, oczywiście zakładając, że Wasylisa już nigdy nie wróci. Myli się jednak - dziewczyna po kilku ekstremalnie trudnych próbach i ucieczce przed wiedźmą wraca do domu z czaszką napełnioną żarem, który spala na popiół zarówno macochę jak i jej córki.
Od pewnego czasu chodzą za mną myśli o komforcie. O wychodzeniu ze strefy komfortu i poszukiwaniu wartości gdzieś w metaforycznym, baśniowym lesie. Pisałem o tym już TUTAJ, analizując baśń o złotym ptaku, ale myślę, że baśń o Pięknej Wasylisie dodaje kilka ciekawych punktów do tamtych rozważań.
Po pierwsze - CO ZNACZY OPUŚCIĆ?
Zaczynijmy od tego, że Wasilisa opuściła swoją strefę komfortu długo przed tym, zanim rozpoczęła się jej podróż. Domowe ognisko stopniowo zaczęło tracić swój sens, zmieniać się i stawać nieprzyjazne. Zajęły je obce siły, które wypchnęły dziewczynę poza orbitę domu. To, co dawniej miało znaczenie rozpłynęło się, ale Wasylisa nadal w tkwiła starym układzie i to tkwiła najlepiej, jak umiała, może dlatego, że nie znała alternatywy, a może dlatego, że czas odejścia jeszcze nie nadszedł.
Zadnie jakie wyznaczyła dziewczynie macocha nie było czymś niespodziewanym. Było tylko zwieńczeniem procesu, który trwał już od pewnego czasu. Dom stopniowo tracił na znaczeniu, aż w końcu stracił je zupełnie, czego najlepszym przykładem było zgaszenie domowego ogniska. Znaczenia przeniosły się gdzieś indziej, przy czym nie było wiadomo gdzie, ani czym teraz były.
Metafora domu użyta w tej baśni może oczywiście oznaczać wszystko - od prawdziwego domu, przez relacje z ludźmi, aż po osobisty komfort wynikający z miejsca w życiu, do którego dotarliśmy. Czasem to, w czym czujemy się dobrze, może rozsypać się z dnia na dzień, częściej jednak wyobcowanie przychodzi po cichu, rozsiadając się na naszej kanapie niepostrzeżenie, a potem wyjadając z naszej lodówki jedzenie, oglądając nasze seriale, śpiąc obok naszych najbliższych. Zanim opuścimy dom, już nie jesteśmy jego częścią, już coś w nas spakowało walizki i czeka na komendę do wymarszu.
A jak brzmi ta komenda? "Znajdź nowy ogień!" Takie słowa usłuyszała Wasylisa. Ale to dotyczy chyba każdego człowieka.
Po drugie - CHATKA W LESIE
Gdzie więc szukać tego ognia? Oczywiście w chatce Baby Jagi. Dlaczego akurat tam? Na potrzeby dzisiejszego tekstu pominiemy cały wątek inicjacyjny, którym bezdyskusyjnie ocieka ta baśń. Chciałbym jedynie zwrócić uwagę na fakt, że dom czarownicy to miejsce, obok którego nie sposób przejść obojętnie. Już samo ogrodzenie naszpikowane ludzkimi czaszkami wystarczy, by wstrząsnąć przechodniem, nie wspominając już o tym, że w środku mieszka ktoś, przy kim czaszki to dziecinna igraszka. To właśnie tutaj znajduje się nowy żar. Tak jak pisałem, zostawiamy na boku głębsze interpretacje tej przestrzeni. Zwracam jedynie uwagę na fakt, że jest to miejsce, które potrafi nami wstrząsnąć. Dotknąć nas do żywego!
I dziś myślę, że to wystarczające kryterium, by uznać je za istotne - musimy znaleźć coś, co wstrząśnie nami do samego rdzenia naszej osoby. Nieważne czy będzie to wstrząs pozytywny, wstrząs wszechogarniającego nas współczucia, czy najczystszy terror. Tylko to, co nami wstrząsa może rozpalić nasz żar na nowo. Jasne, możemy mieć pasje, możemy mieć rozterki, cieszyć się i smucić na powierzchni, ale do momentu, kiedy coś naprawdę nie wysadzi nas z siodła, wszystkie te emocje nic się nie zmieni...
Jest takie powiedzonko angielskie, że coś jest "Gutt punching" uderza nas prosto w trzewia, jest jak kop w jaja, rusza nas do żywego. Gra o tron była świetnym przykładem czegoś, co zostało skonstruowane w taki sposób, by wymierzyć najmocniejsze z mocnych kopniaków. Po odcinku z krwawymi godami, konieczna była herbatka z melisy i długi, ciepły prysznic. Podobnie robiły Czarne Lustra, Squid Game a szerzej - każde wydanie wiadomości. Nie jest trudno poruszyć nasze trzewia. Nie jest trudno sprawić, żebyśmy coś poczuli, ale wiecie co - to nie o to chodzi. Zazwyczaj po takim wstrząsie nie przychodzą dalsze kroki. Nie pomylmy się. Nie warto.
Inny przykład. Czasem może nam się zdarzyć pomylić to, co nas rusza, z czymś co chcemy zrobić, tylko dlatego, że nasz plan jest całkiem sporego kalibru. Powiedzmy, że naszym marzeniem jest przebiec maraton. Czterdzieści kilometrów z hakiem to w końcu nic byle co. Trzeba poświęcić temu uwagę, przygotować się sumiennie, poświęcić czas i wysiłek, żeby dobiec do mety, a potem to zrobić. I choć bezsprzecznie jest to osiągnięcie, zaraz po przekroczeniu mety, traci ono całe swoje znaczenie. Zostajemy z trochę sprawniejszym ciałem i wynikiem. Fajnie, ale to też nie jest ta zmiana, która dociera do samego rdzenia. To nie jest chatka Baby Jagi (przynajmniej dla większości z nas).
Wychodzenie "do lasu" to poszukiwanie tej chatki, która przemieli nas emocjonalnie. Tak jak pisałem –niezależni od tego, czy to dobre, czy złe emocje. Muszą ruszyć, odnaleźć ten mały pokoik, w którym mieszka nasza dusza, a potem wejść do niego z buciorami. Jest jednak pewna ważna rzecz, o której nie możemy zapomnieć. Poszukiwanie chatki w lesie musi wynikać z wyższej konieczności.
Po trzecie - POTRZEBA
Jest taka baśń w zbiorze Grimmów, w której dziewczynka postanawia odnaleźć Babę Jagę. Mówi sobie: "a poszłabym zobaczyć tę wiedźmę" i idzie, pomimo ostrzeżeń rodziców. Cała ta eskapada kończy się dla dziewczyny marnie... bardzo marnie, ale o tym możecie przeczytać więcej w artykule TRZY SPOTKANIA Z BABĄ JAGĄ. Na marginesie warto zaznaczyć, że grimmowska opowieść jest pewnie daleką krewną opowieści o Wasylisie.
Potrzeba a nie zachcianka, warunkuje podróż w głąb lasu. W baśni o Wasylisie wypowiedziana jest ona przez macochę, księcia z bajki o złotym ptaku w drogę wysyła król. Jest jakaś wyższa instancja, która determinuje to, czy nadszedł czas by wyruszyć. Jeśli jej nie ma, a my mimo wszystko postanowimy wyruszyć, pakujemy się w bagno. Nasza potrzeba zmiany musi się skumulować, a kiedy to się stanie, dostaniemy dokładne wytyczne, co trzeba zrobić. Naszym zadaniem będzie po prostu wyjść im naprzeciw i dać wstrząsnąć się do żywego.
Po czwarte - PODSUMOWANIE
Są dwie chaty. Pierwsza, w której żyjemy na codzień i która może z czasem zacząć obrastać obcością. To chata, w której rodzi się nasza potrzeba zmiany. Druga leży gdzieś na rubieżach świata - to chata pełna magii. Czasem pięknej, a czasem przerażającej, ale przede wszystkim chata, która mieści to, co potrafi nami wstrząsnąć. Ruszyć naszą duszę i serce. Jest niebezpieczna, to prawda, ale każda, nawet najmniejsza podróż taka właśnie jest. Naszym zadaniem jest wędrówka pomiędzy tymi dwoma chatami. Kiedy poczujemy, że dom przestaje być domem, kiedy poczujemy obcość tego, co zawsze było znajome, musimy zacząć nasłuchiwać. A potem ruszyć w świat, do miejsc, które mówią bezpośrednio do naszej istoty.
I jeśli wszystko ułoży się pomyślnie, może wyniesiemy stamtąd tę wartość, której desperacko potrzebujemy. Wtedy będziemy mogli wrócić i zrobić porządek, by nasz dom na powrót stał się naszym domem.
Takich podróży Wam i sobie życzę.
Wasz
Gadający Świstak
Komentarze
Prześlij komentarz