ZAPOMNIEĆ SIĘ
Na warsztacie: Urashima Tarō, Rip van Winkel, Bran, Skarbnik
Czasem jest tak, że zasłyszana przypadkiem baśń splącze się z jakimś życiowym wydarzeniam, albo inną historią, by nagle objawić swoje nowe oblicze. Tak było z dzisiejszą opowieścią.
Urashima Tarō to dość popularna japońska baśń opowiadająca o pewnym młodym rybaku o imieniu Tarō, który pewnego dnia pomógł morskiemu żółwiowi. Zobaczył jak dzieciaki znęcają się nad biednym zwierzęciem, więc zainterweniował. Żółw odpłynął a młody rybak zapomniał o całym zajściu.
Następnego dnia, odwiedził go inny żółw, potężny i stary, taki Krzysztof Jarzyna ze Szczecina wśród żółwi i mówi do Tarō tak:
- Chłopie, chciałem ci podziękować, bo tamten żółw, którego wczoraj uratowałeś, to nie był zwykły żółw, tylko moja córka. I ona też chciałaby ci podziękować. Masz tu skrzela i cho...
Tarō poczuł, że rosną mu skrzela i ruszył za królem żółwi do podwodnego królestwa. Pałac na dnie morza był olśniewający, uczty wspaniałe, a żółwiowa księżniczka jaśniała bardziej niż słońce nad wodami. Tarō rzucił się w wir przyjemności życia i był naprawdę szczęśliwy, zwłaszcza, że księżniczka się w nim zakochała.
Po kilku miesiącach życia wśród mieszkańców mórz przyszła jednak chwila, w której rybak poczuł w sercu ukłucie tęsknoty za domem. Poprosił więc o pozwolenie, by powrócić na ląd. Księżniczka, choć bardzo niechętnie zgodziła się, a na pożegnanie wręczyła mu szkatułkę. Zaznaczyła jednak, że pod żadnym pozorem nie może jej otwierać.
Gdy Tarō znalazł się na brzegu z zaskoczeniem stwierdził, że od jego odejścia minęło ponad trzysta lat. Smutny rybak otworzył szkatułkę, z której uleciały wszystkie lata, których nie przeżył na ziemi. W mgnieniu oka uwolnione lata dopadły rybaka i z młodzieńca przemienił się w starca. Nie mógł wrócić w morskie głębiny i na ziemi też nie miał już nic.
Ci, których czas przegapił
Taka baśniowa sytuacja, w której czas zapomina na jakiś czas o bohaterach to nie rzadkość. Irlandzki Bran został zaciągnięty na szczęśliwe wyspy, a kiedy wrócił do swojego domu, okazało się, że jest już tylko legendą. Gdy zobaczył, jak jeden z jego towarzyszy rozpada się w pył po zetknięciu z ojczystą ziemią, podniósł kotwicę i odpłynął tułać się po nieznanych morzach. Rip van Winkel z opowiadania Washingtona Irvinga, który za wproszenie się na ucztę do wróżek zostaje uśpiony na długie lata to chyba najbardziej znana z takich postaci. Także w Śląskim folklorze są bohaterowie, którzy tak zapominają się w pracy, że Skarbnik za karę zmienia dla nich upływ czasu i gdy wychodzą na powierzchnię, świat jest już całkiem inny. Nie ma rodzin, nie ma wybranek serca, a pracowity górnik, wspominany jest już tylko w opowieściach.
Zapomnieć się
Kiedy przypominałem sobie japońską opowieść, naszła mnie myśl, że pod jej spodem drzemie bardzo posępne przesłanie dotyczące współczesności. Przesłanie, które najkrócej można by streścić tak: jeśli się za bardzo zapomnisz, obudzisz się, kiedy będzie już po wszystkim.
A można zapomnieć się we wszystkim. W nałogach, rozrywkach, stylu życia, można zapomnieć się w pracy i w czytaniu książek. Można się zapomnieć idąc drogą do wytyczonego celu i robiąc przerwę. Można zapomnieć się – niestety – w stylu życia. Gdybym miał zdefiniować to zapominanie się, powiedziałbym, że jest to takie pogrążenie się w aktywności (lub braku aktywności), które sprawia, że nie jesteśmy w stanie ocenić upływu czasu. Nagle budzimy się i nasze najlepsze chwile są już dawno za nami... jesteśmy starzy, stoimy w przejściu pomiędzy tym, co było, a tym co mogło być, a najgorsze jest to, że stoimy z pustymi rękami.
Jeśli ktoś Wam powie, że nasze życie to nie cel, a droga - skłamie. Nasze życie to zarówno cel, jak i droga, którą do niego idziemy, a poza tym to także ludzie, którzy idą z nami, miejsca, w których się zatrzymujemy, pogoda w jaką wędrujemy, myśli, które w czasie drogi krążą nam w głowie. Wszystko. Naszym największym problemem jest to, że życie to właśnie "wszystko na raz" i żeby prawdziwie żyć, musimy ogarnąć możliwie jak najwięcej, zarówno tych dużych rzeczy, jak i detali... Boże... znów gadam jak kołcz, albo jakiś guru spod Himalajów... ale skoro odezwał się mój wewnętrzny głos patosu i kołczingu, niech tak będzie.
Jeśli chcemy prawdziwie żyć, musimy gromadzić zarówno te wielkie życiowe momenty, jak i codzienne małe subtelności. Problem w tym, że bardzo łatwo potrafimy rozmienić swój czas na drobne. Siedzieć w pracy, której nienawidzimy przez dziesiątki godzin tygodniowo po to, żeby w weekend imprezować i znów siedzieć w pracy, której nienawidzimy przez kolejne kilkadziesiąt godzin. Oczywiście tam też toczy się życie i życie toczy się w chwilach pomiędzy pracą, pomiędzy weekendami itd. Problem w tym, że ten czas w pracy marnujemy nienawidząc jej, a ten pomiędzy często sobie znieczulamy - czasem alkoholem, czasem Netflixem, czasem grami albo bezmyślnym scrollowaniem Instagrama.
Scrollowanie
Instagram to zresztą bardzo dobry przykład. Nie wiem, czy i Wam zdarza się zajrzeć czasem na momencik przed snem do tej aplikacji - ot tak, przejrzeć kilka zdjęć ludzi, których zwykle nawet nie znamy. I kiedy ten momencik mija, nagle jest druga w nocy. A teraz spróbujcie sobie takie "Scrollowanie" rozciągnąć nie na jedną noc, ale na całe życie. Druga w nocy przyjdzie nieuchronnie, podobnie jak starość. Pytanie tylko, czy zastanie nas niespodziewanie przy robieniu bezproduktywnych rzeczy, czy może w pełni gotowych, na swoim miejscu, w swoim własnym życiu.
Czasem taka druga w nocy zastanie nas z wyrzutem sumienia, ale i myślą: "Boże, jestem jak ten rybak z baśni, którego właśnie zastała starość... chyba musze o tym napisać". To właśnie to bezmyślne nocne scrollowanie zlało się z opowieścią i nadało ton dzisiejszemu artykułowi... ale to tak na marginesie.
My i inni
Rybak z dzisiejszej opowieści dostał się do nieswojego świata. Świata pełnego magii, którym łatwo się zachłystnąć. Rip van Winkle i Bran też trafili do miejsc, w których główną walutą była przyjemność. Van Winkle korzystał z niej nawet niezaproszony. Górnicy natomiast wpadli w wir pracy (trochę podszyty magią, bo w opowieści zazwyczaj pożyczają od skarbnika złoty kilof). Gdy bohaterowie są zanurzeni w chwili, jest im dobrze. Nie ma świata poza ich światem i można by powiedzieć "Tak trzeba żyć!". I pewnie gdybyśmy byli jedynymi ludźmi na świecie, byłaby to prawda. I pewnie czasem tak trzeba żyć, a trafienie na taki moment jest jak znalezienie stówy na chodniku, ale tak jak z tą stówą - nie można żyć z szukania banknotów, które ktoś zgubił. W każdej z tych opowieści jest jednak cena, jaką płaci się za takie "pełne zaangażowanie". Bo w każdej z tych opowieści bohaterowie są częścią pewnej społeczności, z udziału w której rezygnują. Może jest to droga dla niektórych, ale na pewno droga nie dla wszystkich.
Przypadek rybaka Tarō, przypadek Brana i całej reszty pokazuje, że jeśli za bardzo się zapomnimy, możemy przegrać naprawdę wiele. Być może przejdziemy w ten sposób do legendy, ale warto zadać sobie pytanie - za jaką cenę?
Pamiętajcie - życie to nie droga, ani nie cel, to droga, cel i cała reszta. Jeśli to przegapimy, to w pewnym momencie możemy spostrzec, że jest druga w nocy... albo gorzej, że nasze najlepsze lata umknęły za niepotrzebną gonitwą, a my sami siedzimy jako starcy na brzegu morza i nie możemy wrócić. Ani do morza, ani do tego, co zostawiliśmy na brzegu.
Wasz
Gadający Świstak
Komentarze
Prześlij komentarz