RZECZ O HERBACIE
Na warsztacie: herbata, baśnie o herbacie, mity, herbaciarnia, podcast
Genezą tego wpisu jest pewna rozmowa, którą jakiś czas temu odbyłem z moim znajomym. Sławek jest właścicielem herbaciarni, więc naturalnie zeszło nam na tematy z herbatą związane, a dokładniej na temat opowieści związanych z herbatą.
Od słowa do słowa i zgadaliśmy się, żeby usiąść przy mikrofonach i nagrać na ten temat odcinek podcastu. Sławek wypytywał, a mnie przyszło wygrzebać kilka herbacianych mitów i opowieści. Pomyślałem więc, że może dobrze byłoby przekazać je nie tylko w formie mówionej (tę znajdziecie TUTAJ), ale też w bliższej mojemu sercu postaci wpisu na blogu.
Skąd się wzięła herbata?
Najpopularniejsze podanie o powstaniu herbaty wiąże się z buddyjskim mnichem, który postanowił przekazać nauki Buddy mieszkańcom Chin. Żeby udowodnić, jaką moc ma medytacja, poprzysiągł, że przez siedem lat... nie zaśnie. Usiadł w pozycji odpowiedniej na takie okazje i tak sobie siedział i siedział, i siedział, jak to w medytacji. Czas mijał, ludzie robili coraz większe "Wow!", a próba wypadała nad wyraz obiecująco. Problem w tym, że naszemu mnichowi coraz bardziej i bardziej chciało się spać. W pewnym momencie nie mógł już wytrzymać, więc...
I w tym miejscu nasza opowieść zaczyna rozchodzić się w różnych kierunkach, w zależności od tego, kogo byśmy o nią zapytali. Jedni (podobno Chińczycy) mówią, że zdesperowany mnich z obawy przed klęską swoich ślubów uronił łzę, a ta, upadłszy na ziemię, przemieniła się w pierwszy herbaciany krzew. Mnich zaczął żuć zielone listki, które dodały mu sił i dzięki nim odzyskał rześkość i przetrwał swoją próbę. Inni (podobno Japończycy) mówią z kolei, że nie tyle uronił łzę, co odciął sobie powieki i te, upadłszy na ziemię, przemieniły się w pierwszy herbaciany krzew (stąd podobno też wziął się kształt listków). Mnich zaczął żuć zielone listki, dzięki nim odzyskał świeżość i przetrwał swoją próbę. Jeszcze inni (to ponoć z kolei Hindusi) mówią, że w przypływie rozpaczy, zdesperowany mnich rzucił się na najbliższe krzaki i zaczął je zjadać. Szczęściem trafił na herbaciany krzew, którego listki przyniosły konieczne orzeźwienie i pomogły mnichowi przetrwać próbę.
Dzięki buddyzmowi Chińczycy otrzymali herbatę, ale też dzięki herbacie... buddyzm, bo kto wie, jak skończyłaby się próba mnicha, gdyby nie ten wyjątkowy krzew.
Shennong czyli Boski Rolnik
Innym odkrywcą herbaty miał być mityczny cesarz Shennong – znany ze swojej pasji do botanicznych eksperymentów. Na herbatę co prawda wpadł przez przypadek... a właściwie to herbata przez przypadek wpadła na cesarza – kiedy bowiem ten gotował wodę pod krzewem herbacianym, kilka listków wpadło do garnka z bulgoczącą wodą. Tak powstał ożywczy napar, którym cesarz się zachwycił. Ale nie na tym koniec.
Ponoć Shennong prowadził też badania nad wszelkiej maści roślinami – tymi leczniczymi, ale też tymi trującymi. Prowadził je głównie na sobie. Jego metoda badań była prosta: spożywał, a później obserwował efekty. Legenda głosi, że kiedy trafiło mu się jakieś wyjątkowo paskudne zielsko, żeby się oczyścić, wypijał herbatę... i po krzyku, co tylko świadczyło, jak bardzo Chińczycy ufali swojemu naparowi.
Wersji opowieści o Shennongu jest dość sporo, więc jeśli chcecie skorzystać z trochę innej, zapraszam do wysłuchania podcastu Sławka w tej materii. TUTAJ.
Smocza Perła
Skoro już jesteśmy przy leczniczych właściwościach herbacianego naparu, możemy przytoczyć tutaj opowieść o powstaniu oolunga, czyli herbaty turkusowej. Jej geneza wiąże się ze... smokiem. Podobno jeden z przedstawicieli tego gatunku podpadł swoim ziomkom i został wygnany ze smoczej społeczności. Na miejsce swojej banicji wybrał staw, nieopodal małej wioski.
Niestety zdarzyło się tak, że zaraz po jego przybyciu do stawu na świat spadła potężna susza i biedny smok wysechłby na wiór, gdyby nie dobre serce mieszkańców wioski. W końcu smok to nie wydra (zwłaszcza, że w Chinach, smoki miały trochę większe poważanie niż te w Europie... trochę bardzo większe). Zabrano więc smoka do wioski, żeby polewać go wodą ze zgromadzonych zapasów i tak uratowano mu życie.
Chciałbym napisać, że wszyscy żyli długo i szczęśliwie, ale niestety nie tak było. Zaraz po suszy przyszła bowiem zaraza i teraz to smok postanowił ocalić swoich ludzkich przyjaciół. Ze swojego wnętrza wypluł smoczą perłę, z której rozkazał zrobić napar. Co prawda to spowodowało, że smok zginął, ale za to mieszkańcy wrócili do zdrowia. A napar, który powstał ze smoczej perły to był właśnie oolong.
Herbaciane Rytuały
To jest wielki temat i wiele po nim mitów pozostało. Pozwólcie więc, że przytoczę w skrócie tylko jeden z nich. Będzie to japońska opowieść o tym, jak pewien mistrz ceremonii herbacianej wdał się w spór z samurajem. Zderzyli się przypadkiem na mostku i w zasadzie wszystko mogłoby się rozejść po kościach, gdyby samuraj nie okazał się być totalnym burakiem, który uznał, że jego duma została nad wyraz mocno urażona. Wyzwał więc mistrza ceremonii herbacianej na pojedynek.
Jako, że władanie imbrykiem to coś zgoła innego niż władanie mieczem, mistrz ceremonii herbacianej poprosił samuraja o kilka dni zwłoki. Samuraj zgodził się i pozwolił mistrzowi ceremonii herbacianej stanąć do pojedynku o wyznaczonej porze.
Nieszczęsny mistrz postanowił udać się z prośbą o pomoc, do najbardziej znanego w całej prefekturze mistrze miecza. Wyłożył mu całą sprawę i zapytał, czy mistrz miecza jest w stanie nauczyć go walczyć w przeciągu kilku dni. Mistrz miecza powiedział, że zobaczy, co da się zrobić, ale zanim zaczną naukę, poprosił mistrza ceremonii herbacianej, by ten najpierw odprawił ceremonię herbacianą. Mistrz ceremonii herbacianej zabrał się do pracy, a mistrz miecza obserwował ruchy mistrza ceremonii herbacianej.
Kiedy czarki stały już puste mistrz miecza odezwał się w te słowa:
- Nie będę cię uczył walczyć. Zamiast tego pożyczę ci mój miecz, a także dam radę. Oto rada: Do walki przystąp z taką sumiennością jak do parzenia herbaty.
Mistrz ceremonii herbacianej przyjął radę i odszedł.
Kilka dni później, o wyznaczonej porze, mistrz ceremonii herbacianej zjawił się na miejscu pojedynku. Samuraj już na niego czekał. Mistrz ceremonii herbacianej zaczął przygotowywać się do walki. Zdjął krępujące ruchy nakrycie wierzchnie i złożył je z niezwykłą dokładnością, podwinął rękawy, złożył swoje rzeczy na jeden stos, wreszcie sięgnął po miecz. Z namaszczeniem wyciągnął go i sprawdził ostrość, a kiedy samuraj przyglądał się z jaką pewnością i precyzją mistrz ceremonii herbacianej przygotowuje się do walki... przeraził się i uciekł.
W ten oto sposób herbata uratowała mistrzowi ceremonii herbacianych życie.
Moglibyśmy ciągnąć jeszcze długo kolejne herbaciane opowieści, bo to napój tak ważny dla ludzi wschodu, że nawet pojedyncze krzaczki mają w nim swoje legendy, a poza tym, można o nim gadać i gadać, i gadać.
Ale to zostawię już Sławkowi, który od pewnego czasu dzielnie walczy z podcastem "SMOCZY CZAJNIK PO GODZINACH". Jeśli chcecie posłuchać dobrych herbacianych treści, koniecznie odpalcie kilka odcinków. A jeśli jesteście w okolicach Katowic i przyjdzie Wam chęć na naprawdę dobrą herbatę koniecznie odwiedźcie Sławkowy Smoczy Czajnik przy ul. Francuskiej 15.
I byłby to prawie koniec, gdyby nie:
WUNDERWALD
Korzystając z tego, że Sławek i że podcasty, nie mogę nie przypomnieć (lub tym, którzy nie wiedzą zakomunikować), że od pewnego czasu wspólnie knujemy dla Was taki projekt na boku. Podcast nie do końca kryminalny, albo jak kto woli, not so true crime. NIE ŻYLI DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE... w Wunderwaldzie. Mówimy w nim o kilku bardzo znanych sprawach z baśniowego świata, ale z zupełnie nowej perspektywy. Pierwszy sezon za nami, więc jeśli potrzebujecie porcji siedmiu intrygujących i nieco po bandzie odcinków, zapraszamy serdecznie.
Już dziś dołączcie do nas na facebooku i instagramie... tik toka też mamy, ale się jeszcze nie ma czym chwalić ;).
Komentarze
Prześlij komentarz