WTORKOWA PORCJA OPOWIEŚCI - PRZYSMAK (CZ. IV)
W zeszłym tygodniu nie było opowieści, ale już nadrabia. A nadrabiam z moim nowym odkryciem Xian Mienigem, czyli tricksterem z Laosu.
Swoją historię Xian Mieng zaczął jako nowicjusz w buddyjskim klasztorze, do którego rodzice wysłali go, żeby tam nabrał dyscypliny. Jak mu z tą dyscypliną szło? Mniej więcej tak:
Był sobie pewien leniwy nowicjusz, który ponad odmawianie buddyjskich pacierzy (mala) stawiał solidną drzemkę. Pewnego dnia przełożony w jego klasztorze nakazał mu pozamiatać całą kuchnię. A musicie wiedzieć, że poza resztkami z przygotowanych posiłków, cała posadzka pokryta była warstwą kurzych kup. Xien Mieng oczywiście tego nie zrobił i kiedy tylko przełożony zniknął, umościł się w zacisznym miejscu i zasnął. Kiedy przełożony wrócił i zobaczył, że kuchnia dalej jest niepozamiatana, powiedział.
- Jeśli do jutra ogarniesz tych kup, za karę będziesz musiał je zjeść!
Xien Mieng przytaknął, że owszem szefie, ale kiedy jego przełożony zniknął, zamiast za miotłę, zabrał się za karmelizowanie cukru tak, żeby wyglądem przypominał kurzą kupę. Kiedy nowicjusz był już zadowolony z efektu swojej pracy, rozłożył cukrowe kupy w strategicznych miejscach na podłodze kuchni.
Następnego dnia przełożony przyszedł skontrolować kuchnię - dalej brud. Chwycił więc nowicjusza za kark i kazał mu zjeść kurzą kupę. Xien Mieng podniósł więc jedną z tych cukrowych i włożył do buzi. Jakie było zdziwienie przełożonego, kiedy zamiast się krztusić, nowicjusz zaczął wydawać z siebie odgłosy zachwytu... i sięgać po następne.
- Co ty wyprawiasz? - zapytał.
- Pychotka - odparł nowicjusz, a potem sięgnął po kolejną cukrową kupę... i kolejną... i kolejną.
Przełożony był tak zaskoczony, że w pewnym momencie rozkazał:
- Poka to!
Nowicjusz podał swojemu przełożonemu kawałek cukrowej kupy. Rzeczywiście była słodziutka. W zasadzie to była tak słodka, że przełożony nakazał Xien Miengowi przynieść sobie całą miskę.
Teraz nowicjusz zabrał się za zamiatanie z prawdziwą pasją i już po kilkunasty minutach cała kuchnia była czyściutka a na stole przed przełożonym leżał kopiasty talerz smakołyków.
Przełożony wziął łyżkę i nabrał wielką garść, a potem wpakował ją sobie do ust. A potem wszystko wypluł.
- Olaboga!... To znaczy Olanic! (bo był buddystą)! To jest obrzydliwe!
Na co nowicjusz pokiwał tylko głową, a potem powiedział:
- Nie ma się czym dziwić. W końcu je pan kurze kupy.
I tyle było z nauki dyscypliny Xien Mienga.
Jeśli czujecie, że historia jest obrzydliwa, cóż - jest! A przynajmniej na nasze standardy. Jakby to powiedział Michaił Bachtin, jest bliżej brzucha... i chyba za to ją kocham. W zasadzie wszystkie historie o Xien Miengu, na które trafiłem mają w sobie ten pierwiastek słodkiej rubaszności prosto z trzewi...
Myślę, że jeszcze do tej postaci wrócę.
Dla tych, którym historia powyższa nie przypadła do gustu mam jeszcze krótką opowiastkę o kleszczu.
Znajoma opowiadał mi, że na półkoloniach jeden z jej podopiecznych złapał kleszcza. Chłopak był trochę przerażony, bo jednak kleszcz to kleszcz. Pyta więc, czy będzie bolało. Na to wychowawczyni.
- Spokojnie Stasiu. W ogóle cię nie zaboli.
- To dobrze - powiedział Staś, a potem dodał - a czy kleszcza będzie bolało?
Na koniec - autopromocja.
Pamiętajcie o wakacyjnym ebooku - Dziś jesteśmy tutaj. Listy z podróży niewielkich.
Do poczytania nad basenem czy w samolocie, żeby dobrze nastroić się na urlop. Do pobrania TUTAJ.
A pozostałe wpisu znajdziecie:
Część pierwszą - TUTAJ
Część drugą - TUTAJ
Część trzecią - TUTAJ
Część piątą - TUTAJ
Część szóstą - TUTAJ
Część siódmą - TUTAJ
Część ósmą - TUTAJ
Część dziewiątą - TUTAJ
Komentarze
Prześlij komentarz